Byliśmy.
Wczrajszy dzień poświęciłam sobie na czytanie o cukrzycy – bo jednak..
Kupiony przez mnie glukometr, który dawał takie krzepiące pomiary funta kłaków wart - wyniki skonfrontowane z badaniem w lecznicy okazały się wyssane palca
Humbak ma cukrzycę.
Na razie, i jak długo się da, będzie leczony dietą. Wkroczenie z insuliną, jak mówi dr, to ostateczność (i bardzo wątpliwe, czy wykonalna u nas, zważywszy, że glukozę trzeba sprawdzać wtedy przed i po podaniu, kilka razy dziennie...)
Z dietą też nie będzie łatwo ani szczególnie miło dla Humbaka, ale to nic w porównaniu z jednym wielkim niekończącym się kłuciem
Obiadki nie będą takie złe, myślę, że szczupaki nie odczują nawet różnicy, bo zawsze gotowałam im zdrowo i różnorodnie. Jedynie że teraz wykluczyć trzeba będzie gotowaną marchew, kukurydzę, boby i parę innych, ale zostaje całkiem spore pole manewru do sporządzenia smaczynego, niskowęglowodanowego posiłku.
Wczoraj była fasolka szparagowa i brukselki z oliwą, dziś warzywka z łososiem, a jutro dziki ryż z brokułami i ziołami
Gorzej z karmą podstawową. Dr Rzepka poleciła nam kocią karmę dla cukrzyków, problem w tym, że ani Humbak ani chłopcy nie uznają jej za jedzenie. Kiedy im wczoraj nasypałam podchodzili, patrzyli i zwracali się pytającymi oczami „dlaczego miska jest pusta ?”. Nawet nie brali w zęby, żeby wynieść i gdzieś zachomikować, tak jak robią z innymi garnulatami, po prostu dla nich to nie-jadalne, co nawet było do przewidzenia, bo nie jadają przecież mięsa, ani jego przetowrów.
(i chyba dobrze, bo prawdę mówiąc przerażało mnie to 46 % białka w royalu ...)
Spróbujemy więc inaczej, dieta ma być niskocukrowa – a więc spróbujemy z wysokobłonnikową karmą dla koszatniczek, skraplaną oliwą dla uatrakcyjnienia, robakowym wsadem białkowym (jak tylko robaki dojdą), razowym makaronem, i surowymi warzywami, którem odtąd będą non stop, a nie tylko rano i wieczorem.
Zobaczę jak to pójdzie, wydaje mi się na tyle zrównoważone, że nie zaszkodzi innym...
Bo owszem

groźba schizmy wciąż wisi nad chłopackim obozem, ale odkładam to jeszcze, bo wiem że to już by było na zawsze. Do W-wy tym razem Humbak jechał z Asłanem, żeby nie powtórzyły się wariactwa z ostatniego razu, kiedy to jaszczur pozostawiony sam w domu wykontycypował, że przejmie sobie klatkę na własność... 16 godzin nieobecności Humbaka mu wystarczyło, jeśli ich teraz rozdzielę na kilka dni, nie będzie sensu fundować wszystkim stresu ponownego łączenia.
Na razie funkcjonują jako tako, jeśli coś się popsuje, forma Humbaka spadnie... wtedy pójdą swoimi drogami.
I słówko o Horpynie: Horpyś ma najzgrabniejsze szewki z wszystkich dziewczyn ! płaściutkie, myślę, że nie będzie przeszkód do ściągnięcia kołnierza jutro

Jedynie wczoraj myślałam, że dziewczę postanowiło przecierpieć utratę "jajek" dogłębnie - łatwiej jej było zrobić zastrzyk z genty niż przemycić przeciwbólowe. 6 podejść musiałam robić ! we wszystkim mądrala wyczuwała - czy metacam, czy tolfinę – w nutri, calo-pecie, kaszce miodzie... przeszło dopiero w serku topionym
