Moje szczury nie umrą śmiercią naturalną. Zginą tragicznie, a ja pierwsza padnę na zawał.
Gwiazda wieczoru - Alucard. Nauczył się skurczybyk, wchodzić na blat kuchenny - mimo, że blat jest wygładzony, skubaniec się tak wybije i zawinie, że się podciąga i myk! - na górze. Dzisiaj kilkukrotnie go ściągałam z blatu, aż nie zdążyłam. Na kuchennym blacie (jako jednym z niewielu niedostępnych dla szczura miejsc - do dzisiaj) stała kolorowa szklanka ze słonymi paluszkami. Alek, będąc niezauważonym, w niedozwolonym miejscu owe, niedozwolone przysmaki wyczuł. I omal go łakomstwo nie zabiło. Wlazł do szklanki i razem z nią runął na ziemię z wysokości 110 cm. Widziałam wszystko w zwolnionym tempie i nic nie mogłam zrobić... Szkło rozbryznęło się we wszystkich kierunkach, ja w krzyk. Pierwsze co, złapałam zmiotkę i zbieram, kątem oka widzę przycupniętego pod kanapą Alka z wybałuszonymi oczami. U mnie panika, ale zmiatam to szkło, żeby któryś mi w odłamek nie wlazł, TŻ ma łapać gnoje. Bubuś wyszedł spod kanapy z miną "like a Boss" i ciach go do klatki, a Alek w jednej chwili wypadł biegiem i w panice zaczął wskakiwać na swoje MIEJSCE - parapet. Przechwyciłam i obejrzałam dokładnie futerko - krwi brak. Za to oczy na wierzchu i bicie serca na nitro. Wymacałam gnoja (obu na wszelki wypadek) od stóp do głów, na szczęście nic. W klatce przez godzinę leżał w klatce bez ruchu, nawet jak go głaskałam to ani drgnął, a serce mu biło jak szalone. Dopiero teraz zaczął się normalnie ruszać, a w tej chwili szamie.
Całe szczęście szklanka była "starego sortu" nie z barwionego szkła, a pokryta kolorową folią, która ją mniej więcej utrzymała ją w kawałku, chociaż drobin było dużo. Skończyło się na strachu, ale niewiele brakowało do krzywdy...
Nie ma rzeczy niemożliwych dla szczura. Nie ma miejsc niedostępnych dla szczura. Oczy dookoła głowy, szósty zmysł i refleks błyskawicy to nadal za mało, żeby szczura powstrzymać...
Z przyjemniejszych rzeczy, przynajmniej od szczurów - Mój TŻ był dzisiaj u babci, która jest już bardzo sędziwą staruszką i u której nie jest ostatnio najlepiej ze zdrowiem... Wrócił więc do domu zmartwiony, chłopaki już latały na wolności. I nagle, krzątając się po kuchni, widzę jak Belzebub wchodzi do TŻ na kolana, przednimi łapkami wchodzi na jego rękę, kładzie się i daje się głaskać. Bez pisków, bez obsikiwania, zmrużył oczy i pozwolił się tarmosić za uchem. I tak parę chwil, chociaż, gdy TŻ chciał go serdecznie ucałować w pychol, Bubuś stanowczo, z wyciągniętymi łapkami stwierdził, że starczy czułości

A dopowiem, że TŻ u Bubuś prowadzą wojnę na charaktery.
I niech mi ktoś powie, że zwierzęta nie czują, że nie potrafią być empatyczne. Że to tylko szczury.