Może z tym do krwi, to trochę przesadziłam. Tnz, przegryzła mi skórę i trochę krwi było, jak przy drobnym skaleczeniu, ale nie była to dziura "na wylot", że tak powiem. Ale to jest czysty atak. Może nie robi tego do końca, ale rzuca się, jak na wroga. Chociaż potem, jakby trochę spuszczała z tonu, jak już mnie chapnie i stwierdzi, że to ja - chociaż w sumie one maja taki węch, że powinna to czuć z kilometra. W stosunku do stada chyba też jej coś odpitala. Co prawda już nie słychać tak często darcia się w wyniku bitew, ale np. wczoraj na wybiegu latała za Taszą i Tośką i cały czas je podgryzała w tyłek i atakowała. Wydaje mi się, że ma ambicję na przejęcie władzy. Może i ja się w to wliczam

Z kolei wczoraj, jak im sprzątałam, to raczej schodziła mi z drogi. Inne mi przeszkadzały, zwłaszcza Trish, a Tola, chociaż zazwyczaj tak samo się zachowywała, jak Trish, tnz, jak przesiewałam kuwetę, to akurat tam musiała przyleźć i zobaczyć, jak wycierałam w koszyczku, to musiała właśnie tam przyjść i zrobić świeże siusiu, a wczoraj schowała się w domku i nie wychodziła... Ale na wybiegu też parę razy ją przewaliłam na plecki i wytarmosiłam. Może zaczyna skutkować ? Z kolei dla odmiany Tasza i Tośka, jak im podaję palec w klatce do powąchania, to się odwracają ze wstrętem, jakby moja ręka gó*** śmierdziała... Chociaż pewnie gdyby rzeczywiście waliła kupą, to wzbudziłaby większe zainteresowanie...
Musiałam też wczoraj usunąć im z klatki najwyżej zawieszony koszyk, bo już wcześniej pisałam, że jedna sobie zrobiła z niego kuwetę. Mimo sprzątania i pogawędek na temat kultury, wczoraj w koszyku było nawalone, jak na trawniku na wiosnę... Wkurzyłam się i odczepiłam go. Zawiesiłam dodatkowy hamak. Mam nadzieję, że to pomoże i nie będą srały do hamaka...