unipaks pisze: Gulki na razie nie macam, żeby mieć porównanie do stanu sprzed paru dni; też mam nadzieję, że może jednak zniknie sama
Może i nadzieja jest matką głupich, ale czasami warto się chyba z mądrością rozminąć, choćby na troszkę: gulki na Mikowym brzuszku już nie ma!

Podnosząc wacika chwytem dłonią pod brzuch nie poczułam pod palcami znanej wcześniej wypukłości, więc czym prędzej dokładnie przeczesałam brzucho w tym miejscu oraz, jak to ja, w sąsiednim (jakby gulka mogła się przemieścić

). Nie wiem, co to było, ale najwyraźniej albo sczezło samo, albo zostało wysłane w niebyt z pomącą ostrych ząbków Miki; ledwie czuć, że skórka nie jest tam całkiem gładka.
Traktuję toto rivanolem mając (nadal ufnie) nadzieję, że nie wróci.
Makdonald, my przekroczyliśmy półmetek w zagazowywaniu szczura, ale panna Puma nadal nie chce się z koniecznością zabiegów pogodzić, wściekle szarpiąc narzutę i wciągając ją do środka przez caluteńki ten kwadrans. Tyle, że już stresokupek nie zostawia. Na nas nadal za to obrażona, wczoraj trzykrotnie brałam ją do łóżka namawiając serdecznie na pozostanie, jak drzewiej bywało, ale trzykrotnie panna nawiewała natychmiast.
Wczoraj zauważyliśmy, że zamiast zjeść kawalątko andruta, Puma pogalopowała z nim za wersalkę, po czym kursowała jeszcze dwukrotnie po dokładkę, tylko ...wracała zbyt szybko, żeby dała radę je zjeść, więc z obawą zlustrowałam teren magazynku – kawałeczki leżały nienaruszone pod materią legowiska. A i dziś, choć ochoczo przyjęła dropsa, którego zaproponowałam w ramach ponownego testu, owszem schyliła się doń, zrobiła podejście do konsumpcji, ale zrezygnowała.
Zaglądałam w paszczę i nie wiem, czy dolne siekacze aby nie przerastają, trza nam będzie znów do weta – sprawdzić i jak coś, to przypiłować zębiszcza...
