
Ale...
Nie do końca jest słodko, wczoraj na wolnym wybiegu w drugim pokoju baby piszczącym kłębkiem zatoczyły kółko.


Czarny kapturek nie gustuje ani w soczewicy, ani w zieleninie; wzgardzone ziarna lądują w kuwetce a listki bazylii smętnie zaścielają półki.
Bella jest szczuraskiem, którego jeszcze muszę wyciągać z klatki na wybieg, broni się wszystkimi czterdziestoma łapkami; jak już jest na podłodze to zacznie po chwili chodzić tu i tam, ale na wejście człowieka czmycha w róg pokoju, kryjąc się za pufą. Mnie - za to wyciąganie, smarowanie waniliowym aromatem i dorzucanie kocopałkowej towarzyszki - nie lubi, ale do mojego męża podchodzi, obwąchując mu z zainteresowaniem palce, a już nasza córa to może czarnuszkę głaskać jak chce, kiedy chce i ile chce.

No cóż, może i do mnie kiedyś się przekona...
