Nie napisałam wczoraj już nic ponieważ byłam tak zmęczona, że zasnęłam chwilę przed 23 godziną..
Już biorę się za opisywanie wszystkiego:
11.08.08:
Rano wykapałam Emana, żeby do operacji był czyściutki. Zrobiłam mu zdjęcia:
Około 10.30 Krzyś i ja pojechaliśmy z Emanem i resztą szczurzego towarzystwa do lecznicy. Na plecach plecak, w jednej ręce transporterek, w drugiej ręce reklamówka z pudełkiem na Emana. Krzyś poszedł do sklepu, a ja z ogoniastą bandą siedziałam w poczekalni.
Nie minęło 15 minut, gdy do poczekalni weszła dziewczyna z niebieskim transporterkiem. Siadłyśmy obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać o naszych ogonach. Też jest zarejestrowana na forum szczury.org i na
[ciach!] (przecież to nie jest reklama. większość z nas jest zarejestrowana i na tym, i na tamtym forum..). Jej huskulec też szedł do kastracji. Oprócz szczurka husky dziewczyna miała ślicznego, agutkowego rexa z hodowli Rat's Troop. Jeden z nich miał na imię Matrix - ale który, nie wiem.
Do gabinetu weszłam pierwsza.
Joy ma tylko zadrapane oko, nie jest to porfiryna a ślad po weekendowej walce. A na starość nic nie poradzimy.
Teo został spsikany preparatem, którego nazwy nadal nie potrafię sobie przypomnieć.
Eman dostał zastrzyk i zostaliśmy odesłani do poczekalni. Zaraz po mnie weszła dziewczyna ze swoimi ciurkami. Huskulec także dostał zastrzyk i siedziałyśmy w poczekalni razem.
Eman zasypiał w pudełku, drugi huskulec w transporterku, a rexik siedział na ramieniu dziewczyny. Po ok 10 minutach pan Kuba zabrał nasze zasypiające ogonki. Do odbioru po 12 godzinie. Więc czekałyśmy. Bardzo długo.
Ludzi i zwierzaków tego dnia była masa. Jak nigdy. Weterynarze kręcili się wszędzie, pan Kuba i pani Agnieszka wychodzili nawet do psów do poczekalni. W sali było jeszcze dwóch innych weterynarzy.
Około godziny 12.10 pan Kuba wyszedł do poczekalni i poinformował nas co i jak w związku
z ogonkami. Zniknął za drzwiami gabinetu i wrócił już z ogonkami. Huskulce były już w połowie wybudzone. Jutro (we wtorek) na antybiotyk.
W domu zostawiłam Emana w pudełku, żeby się tam wybudzał. Chwilę później wróciłam do niego. Pokiwał się żałośnie, zesztywniał i opadł na dno pudełka. Chwyciłam go szybko. Był zimny ale oddychał. Spanikowałam. Eman znowu zaczął kiwać głową i bezwładnie machać łapkami. Położyłam go do pudełka i pobiegłam do sąsiedniego pokoju. Do dużej butelki nalałam gorącej wody, owinęłam butelkę ręcznikiem i położyłam w kuwecie. Emana przeniosłam do kuwety i położyłam obok butelki. Leżał tak przez chwilkę a potem znowu zaczął się kiwać. Zrobiło mi się tak smutno, że o mało się nie rozpłakałam. Patrzyłam na Emana i pytałam siebie, po co ja to zrobiłam. Takie to było straszne. To jego wybudzanie. Te puste oczy i zero reakcji. Siedziałam przy nim od czasu do czasu sprawdzając, czy jest cieplejszy. Był. Butelka zdała egzamin.
Gdy już prawie całkiem się wybudził, przykryłam kuwetę klatką i przypięłam. Tu nic mu się nie stanie. Butelka leżała w klatce chyba ze trzy godziny. Pomogła.
Gdy Eman wybudził się już całkiem, dałam mu na pokrywce troszkę kaszki malinowej bobovita.

Zjadł bardzo pomału. Pić nie chciał. Ale chociaż jadł. Chwilę potem dałam mu znowu. I tak już do wieczora.
Rozgryzł sobie lekko skórę przy szwach i lała mu się krew. Trwało to dosłownie chwilkę i krwi nie było dużo. Lekko tylko poplamił chusteczki.
Zdjęcie robione wieczorem:

Nie chciał się do mnie zbliżać. Gdy go głaskałam, odchylał lekko głowę i mrużyl oczka, podnosząc przy tym prawą przednią łapkę.
Noc przespał spokojnie, chociaż ja wstawałam kilka razy żeby zobaczyć, czy wszystko w porządku.
12.08.08
Znowu ok. godziny 10.30 pojechaliśmy do lecznicy. Ludzi było już mniej niż wczoraj. Czekania na naszą kolejkę było ok. godziny. Pan Kuba wyszedł do poczekalni, rozejrzał się, pokiwał palcem, wziął Emana i wszedł do gabinetu. Ludzie byli oburzeni, że pan Kuba wziął Emana, a przyszłam prawie ostatnia. Chwilę później zawołał mnie, bo Eman gryzł i nie pozwalał sobie zrobić zastrzyku. Chwyciłam go, a on wbił mi pazury w rękę i zaczął piszczeć. Tak bardzo się wyrywał i nie pozwalał się dotknąć.
Koniec. Do domu. W sobotę ok. 13 godziny ostatni raz z Emanem. Na koniec taka oto rozmowa:
Ja: A ile się należy?
p. Kuba: a nie mówiłem?
Ja: Nie.
p. Kuba: To w sobotę powiem. Ale w granicach 35, 40 złotych.
Za kastrację Emana, antybiotyki dla niego, lekarstwa dla Teo i za dwie wcześniejsze wizyty zapłacę 40 pln. Miałam dzisiaj przy sobie 200 pln bo byłam pewna, że będzie to kosztować dużo więcej. A tu szok.
Gdy miałam kastrować Bluesa, pana Kuby akurat wtedy nie było w Jaworznie. Pytałam w dwóch innych lecznicach, ale kwota i w jednej i w drugiej była ogromna. To razem z przyszłą wtedy właścicielką Bluesa złożyłyśmy się na kastrację.
Mogę prosić o usunięcie tego mojego "cytowanego" posta niżej? Bo zamiast dać edytuj dałam cytat...
Obowiązuje zakaz reklamy innych for dyskusyjnych związanych ze szczurami, tak na forum głównym, jaki i poprzez prywatną skrzynkę PW (dot. również formularzy e-mail i gg). Dotyczy wymieniania nazw, podawania linków, sugerowania w sposób jasny i wyraźny o którym forum mowa. Ostateczną decyzję odnośnie zaliczenia wypowiedzi do reklamy - podejmuje Administracja. /Agata