Nie chcę zakładać tematu w 'odeszły", ale czuję, że muszę to zrobić...
W sobotę miała miejsce dosyć dziwna sytuacja.
Zadzwoniła do nas siostra Michała, z wiadomością, że w sklepie plastycznym(gdzie pracuje), znaleziono szczurka.
Ponoć tydzień wcześniej przyszła do nich dziewczyna z klatką i chcąc pokazać się od "artystycznej" strony, wyjęła szczurka (jak sądze świeżo zakupionego) i posadziła sobie go na ramieniu (wybierając przy tym jak sądze jakieś akcesoria, by móc wcielać swoją niepowtarzalną sztukę w życie). Szczurek oczywiście zwiał z jej ramienia i zaszył się gdzieś w sklepie. Dziewczyna zniknęła, nie interesując się już swoją szczurzą muzą.
Dziewczyny pracujące w sklepie przez tydzień wystawiały w różnych miejscach smakołyki i wodę, usiłując złapać uciekiniera. Niestety w pewnym momencie na arenę poszukiwań wkroczyła też( panicznie bojąca się szczurów) szefowa z trutką...
Miało to miejsce w czwartek, natomiast w sobotę w końcu udało się złapać maleństwo.
Zosia przekazała nam słaniającego szczurka i w te pędy pojechaliśmy do weterynarza na Chłopską.
Mała wyglądała naprawdę źle, miała bardzo ciężki oddech,słaniała się, widoczne było osłabienie.
Baliśmy się wszyscy, że może zdążyła zjeść tę trutkę, jednak wyglądało to na coś innego( trutka przez dwa dni raczej nie zdążyła by zadziałać). Zauważyłam na jej zębach i łapkach jakąś czarną maź, przypuszczam, że być może poczęstowała się farbami ze sklepu..
Dostała witaminy, namiot tlenowy oraz robocze imię, wymyślone przez Michała : "Słoneczko". Mieliśmy nadzieję, że może to przyciągnie trochę szczęścia dla tej mizerotki.
Wieczorem, ponoć zaczęło jej się poprawiać, już szykowałam stado na radosne wieści, że zawita do nas kolejny czarny kaptur z przypadku

( podobnie jak z adoptowaną 2 letnią Bubą i odrzuconą przez poprzednie stado Kroovą)
W niedzielę rano, maleńka kapturka odeszła..
Spij dobrze Słoneczko...<'>
Brawa dla odpowiedzialnej właścicielki