dziękuję wam naprawdę... nie będę wracać i cytować, bo to rozdrapywanie ran. powiem tylko ol.-
wiem, że wyrzucasz sobie, że nie przytuliłaś odchodzącego Pistola. u Mnie Mu odchodziła na moich piersiach- a ja i tak wyrzucam sobie, że była jednak daleko. pisałam, że usiłowała się do mnie do szyi doczołgać. odsuwałam ją bo się bałam jej zwisającej główki. a ona chciała się przytulić w ostatniej chwili jak najbliżej do mnie. do mojej szyi, gdzie czuła się zawsze najbezpieczniej.
więc też nie mogę przestać sobie tego wyrzucać. ale ja wciąż nie myślałam o tym, że to ostatnie chwile...
Nietoperu..ja też wiedziałam, że to już tuż tuż koniec...wiedziałam a jednak odsuwałam od siebie tą myśl, bo była zbyt bolesna.
tak smutno u nas... gdy weszłam do pokoju dwa noski czekały na mnie i na Mu.
zawsze mi się wydawało, że na mnie i na Mu. ale one czekały na Mu. dwa noski węszyły zapach Mu- i z niedowierzaniem patrzyły, że siedzę obok nich już dziesięć minut, dwadzieścia a Mu nadal nie ma... w końcu zobaczyłam w ich oczach zrozumienie, i już nie mogłam...
Kamizelka do dziś bunkruje się w szufladzie. Enigmy też nie widuję na oczy, poza pierwszym wieczorem, gdy wciągnęłam ją pod kołdrę a ona położyła się cichuteńko w dołku, który pozostał po ciałku Mu..ona tam sypiała, to był jej dołek
czuję się jakbym nie miała szczurków. cisza, cisza... przeniosłam miski z jedzeniem na komodę, już nie ma potrzeby rozkładania misek przy moim łóżku, dziewczynki przecież nei mają problemu ze wspinaniem się.
ale z misek nie ubywa..tak samo było z jedzeniem przygotowanym na weekend. normalnie zjadały, teraz chyba czuły.. czy Mu się z nimi przed wyjazdem pożegnała? czy one po prostu nie chciały uwierzyć, czy też maiły wciąż nadzieję, że to wcale nie koniec?
Mal przesłała mi kilka zdjęć mojej przyszłej lokatoreczki.
kochana malutka, czekamy na ciebie, brakuje nam takiej radosnej iskierki, mam nadzieję, że dasz nam wszystkim uśmiech
