yss pisze:Ratta: niektórzy czekają na relację, wrażenia, nawet nie napisałaś, czy poród był trudny czy łatwy...
hyhy... no to masz:
poród miałam dość szybki i łatwy, jak na pierwsze dzieciątko; w niedzielę 9.08. obudziły mnie skurcze, które z zegarkiem w ręku powtarzały się co 10 min., więc już wiedziałam, że lada godzina bądź dzień COŚ się zacznie; zjadłam sobie śniadanie, wzięłam prysznic, a ponieważ skurcze po 3 godzinach nie nasilały się, nie były ani częstsze, ani boleśniejsze, położyłam się z powrotem spać

i tak dospałam do południa, po czym ze zdziwieniem odkryłam, że po skurczach śladu nie ma; no to zapomniałam w ogóle o porodzie, kończyliśmy w domu jeszcze różne porządki, ostatnie przekładanie manatków w różne nowe miejsca (wicie gniazda?); oczywiście nie potrafiłam się powstrzymać i zjadłam (zeżarłam) spory obiadek... no i tak po 17.30 skurcze powróciły, tym razem boleśniejsze i już wiedziałam, że czas na prysznic i hej do szpitala

na porodówce byliśmy o 20.30 i od tej godziny mam policzony w książeczce poród, czyli coś ok. 6-6,5 godz. wychodzi; wszystko tak szybko się działo! zależało mi żeby urodzić bez znieczulenia i tak się udało

co prawda w którymś momencie (krytycznym, związanym z nadchodzącą cyfrą 7-wtajemniczeni wiedzą o co chodzi

) przemknęło mi przez myśl, że powinnam była skorzystać, ale już i tak było za późno; pomagały mi ciepłe prysznice i zaciśnięta dłoń na dłoni męża; nie zapominałam o oddychaniu itp., jakoś wszystko bardzo świadomie przeżyłam - z czego bardzo się cieszę; no i nagle nadeszły parte, szybkie badanie, wody odeszły i usłyszałam wyczekane: "no kochana, teraz wszystko w twoich rękach, rodzisz"! miałam problem z partymi, bo wszystkie skurcze były bardzo silne, ale krótkie, więc partych było trochę (ok. pół godziny, a ponoć można urodzić w 2-4 skurczach); i o 2;30 zobaczyłam swój opadający brzuch i położna położyła mi na brzuchu maleńką, pomarszczoną istotkę, a ja nie mogłam uwierzyć, że to już, i że to nasze bobo... patrzyłam na położną, męża, malutką i naprawdę nie mogłam uwierzyć!!! jak sobie to wspominam to ryczeć mi się chce, ale generalnie ckliwa jestem ostatnio (yss - też tak masz?

);
pierwsza myśl po ochłonięciu brzmiała "nigdy więcej", ale już w drugiej dobie zdanie zmieniłam

i teraz poród wspominam jako coś wyjątkowego, wręcz magicznego (nie pomyślcie sobie, żem jakaś nawiedzona), a ten nowy mały wszechświat, jak to trafnie yss określiłaś, jest czymś najwspanialszym co mogło mnie w życiu spotkać...