No i bezkroovkowie nam nastało...
Jakoś tak smętnie i jesiennie się zrobiło.
Starszyzna czyli Noktula i Shirin śpi skapcaniała po kątach.
Fason trzymają jedynie siostrzyczki najmłodsze, czyli Lalya i "łysota jedna" - Mushishi.
To istne demony z niespożytą energią.
Wszędzie ich pełno (niestety wszędzie przeważnie oznacza "tam, gdzie nie można").
No i jak to zwykle bywa w Rekinowie, są to prawdziwe dziwolągi.
Otóż od początku mojej szczurzej historii nie było jeszcze tak nie niekumatych stworzeń, jeśli chodzi o dawanie buzi.
(nie bierzcie mnie za jakiegoś molestanta

))
Każda jedna ogoniasta istota z chęcią i ochoczo rozdawała buziaki, a tymczasem rodzinnie cnotliwe Layla i Musiszka są całkowitymi w tym kierunku
beztalenciami
O ile jeszcze jestem w stanie przypuszczać, że Layla jest wyrachowana i się wykręca (bo kiedy jem coś dobrego, to nagle przypomina sobie o co to chodziło), tak Mushiszi jest zupełnie beznadziejnym przypadkiem!
Mówię jej jasno i wyraźnie " buzi" a ta gapi się bezrozumnie, z przerażonym wyrazem mordki.
I tak od kwietnia

Niezmiennie, ta sama głupkowata mina i czmych, panika.
Mushishi miała swego czasu dobre chęci i na dźwięk słowa "buzi", przylatywała ucieszona do ust i wsadzała tam swoje kolczaste łapeczki, tak że o mało nie pozostałam doszczętnie oskórowana. Teraz też ma takie zrywy = wsadza łapska i nie wie o co chodzi...

Po czym jakby zawstydzona ucieka .
Parę minut później znowu przybiega i iska mnie w oko, nos lub ucho, a ja żeby jej podokuczać znowu mówię "buzi"i rytuał ucieczkowy powtarza się
Kiedyś narzekałam do siostry, że taki jakiś niekumaty ten mój niebieski stwór, a ona stwierdziła " co się dziwisz, że zawstydzona, przecież jest goła"
