Strona 76 z 293

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 1:17 pm
autor: unipaks
Ol., jak to teraz wygląda po paru dniach , czy antybiotyk zadziałał? Liczę też na to , że u Hermana to następstwo szwów , a Witalisowi przyplątał się tylko jakiś kaszak ... :-\ Czy Ulrika lepiej już oddycha? Napisz , co na to wszystko wet?
Ściskamy Was serdecznie! :-*

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 1:21 pm
autor: alken
o tak, wyczekujemy wiesci (dobrych)

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 4:00 pm
autor: zocha
Ja też czekam z niecierpliwością na wieści... jak tam zdrówko szczupaczków? A łączenie, jakieś efekty?
Mam nadzieję, że ze zdrowiem już lepiej... buziaki dla Was :-*

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 5:55 pm
autor: ol.
Niestety, wieści nie są dobre.

Miś. Gula Misia nie zeszła, tak naprawdę niewiele się zmieniła, może bardziej zwarła. W ocenie weterynarz u której byliśmy wczoraj na kontroli kwalifikuje się do wycięcia. Ale u nich tylko pod narkozą tradycyjną, czyli – nie.
Czyli dr Czerwiński. Jutro o 12.

Jakby to nie wystarczyło, jest jeszcze martwica po niedzielnym zastrzyku. Pytam lekarkę co podaje ? – Antybiotyk (miała już w strzykawce) – Gentamecynę ? (tak kojarzę, że jest najskuteczniejsza na gronkowce) – Nie, enroflaksacynę. I w tej samej chwili nierozcieńczony lek wchodzi w Misia... grrr.. Martwica niewiele mniejsza niż sam guz, a czarna i gruba jak skorupa.

Mam takie wyrzuty sumienia, że aż do tego doszło. To mogła być błahostka, a teraz przychodzi mi szykować chorobówkę dla Misiaczka.

Herman. To nie jest ropień, w palcach jest dokładnie takie samo jak wycięte świństwa. Minęły dopiero trzy tygodnie od operacji, a to już jest z powrotem ! I rośnie, szybciej niż ostatnio. Płakać się chce. Kolejna operacja teraz odpada, za wcześnie, z kolei czekać – Herman we wrześniu kończy dwa lata... Pytałam wetki, u której byliśmy wczoraj czy nie pomógłby antybiotyk albo leki spowalniające. O niczym takim nie słyszała. Jutro Hermana nie wezmę, ale Czerwiński chyba coś u diabła zaproponuje ??

Urczyk.
Urczyk jest na różnych suplementach, tylko inhalacji jeszcze nie robiłam. Po wszystkich doświadczeniach z Baruchem, obawiam się znów uderzać w antybiotyk, zresztą lekarz na miejscu mówi (tak, to już trzeci /), że nie ma na razie takiej potrzeby.
Jednak w tym małym różowym nosie coś podobnego siedziało już wiosną, wtedy przeszło dopiero po tylozynie.
Chuchamy i czekamy.

I Wit. Z nim, przyznaję się, nie byłam u lekarza. Jego guziołek jest najmniej niepokojący, a zaleceniem i tak byłoby – obserwować. Na razie się nie powiększa.
Czarny paznokieć Witalisa odpadł już jakiś czas temu, wyrasta nowy, ale palec nadal jest podpuchnięty, w dodatku ma obrączkę od Dżumowych zębów...



Poza tym wszystkim:
szczupaki rezydują już wszystkie razem w dużej klatce. Jeszcze jest trochę przepychanek pomiędzy Witalisem a Dżumem, i nieustające oncertowanie tego drugiego, ale to akurat jest rzecz, która, znając charakter Dżuma, jeszcze trochę potrwa. Herman od czasu do czasu mierzy się z Witalisem. Jeśli działa szybko i nie jest zbyt natarczywy Wit daje się zdominować, jeśli przegina - jest utarczka. Misiowi zdarza się jeszcze napuszyć i tyłkiem Wita obić, ale odnosi się wrażenie, że sam się pilnuje, żeby nie doszło do czegoś większego.
Urczysko najsłodsze. Przydarzają mu się cudne białe rójki ^-^ Wygląda jednak, że Witalis to prawy mąż i w dzieciach nie gustuje :-\ Tym gorzej dla niego bo reszta moich babochłopów nieprędko, jeśli kiedykolwiek, tak zalotnie przed nim uszami zatrzepoce :P

Witalis chyba trochę zdziczał od dołączenia go do stada. Albo i nie, może w ten sposób zachłystuje się wolnością. Biegus z niego ! już dawno nikt tak nie cwałował po pokoju
Aż przykro, że nie potrafię patrzyć na jego radość życia, ale wciąż mam w głowie najstarszą dwójkę :(

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 8:45 pm
autor: zocha
Ol. tak mi smutno, że tyle przykrych rzeczy Cię spotyka i to prawie w jednym czasie :( . Jak to przeczytałam to poszłam przytulić te moje bestyjki, bo jakoś tak mi się smutno zrobiło...

Ja cały czas mam nadzieję i wierzę w to, że wszystko się odmieni i niedługo będziemy czytać o samych dobrych rzeczach.
Nie wiem jak Ci pomóc bo nie mam dużego doświadczenia w szczurzych sprawach, ale pamiętaj, że jesteśmy z Tobą. Będzie dobrze musi być :-* .

Cieszę się, że Witalis jest już razem ze szczupaczkami.

Proszę już nie martwić Panci i szybko wracać do zdrowia :)

Przytul ode mnie szczupaczki kochane i wymiziaj :-* :-*

Re: moje szczupaki kochane

: pt sie 27, 2010 9:56 pm
autor: manianera
Ach te kochane Szczupaczki, aż się serce kraje kiedy czytam, że nieszczęścia je prześladują :( . Szczególnie emeryta Hermanka żal i Miśka :( . Dobrze, że przymajnajmniej mogą wspólnie sobie ponarzekać na ucho, pewnie jak babcie w kolejce do rodzinnego opowiadają jedna drugiej o swoich dolegliwościach i zaraz im raźniej. I oczywiście rozmowa kończy się na tym, że jak tylko się da, to ol. spod ziemi lekarstwo wyciągnie, więc można spać spokojnie...

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 6:20 am
autor: odmienna
Strasznie się wstydzę, bom sęp :-[ : nie mam kiedy właściwie pisać na Forum- a ponieważ nie mogłam napisać wszystkiego co pragnę, bo w tylu tematach chciałabym dodać swoje 3gr., stwierdziłam, że lepiej poczekać, aż się trochę „wyrobię” .
„sępię” jednak na Was straszliwie i gdy tylko dorwę się do komputera- wysysam na wyrywki informacje. Ach, jaką ten świat zaszczurzony ma moc odtruwania rzeczywistości. :-*
Dzisiaj jednak, w samo południe: MIŚ.... Misiaczek... wczoraj obiecałam sobie „wykraść” kilka godzin, będą tylko dla Misia. Ponieważ w żaden namacalny sposób, nie mogę się przyczynić do powodzenia sprawy- to tylko, przynajmniej do 14-tej- każda rzecz, którą zrobię czy pomyślę, będzie z Misiem w tle.
A kwarki będą zaciskać łapki ( coś czuję, że najmocniej – Booz zaciśnie poobgryzane przez rozbójnika Ariela paluszki ;) )

.........
Herman, proszę cię, tobie nie wolno...

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 10:34 am
autor: Anka.
Ehh, smutne wieści...
Wygłaszcz szczurasy od nas.

Tyle dobrego,że Wit z dziewczynami juz mieszka.

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 1:01 pm
autor: unipaks
Co za paskudztwa się uczepiły tych szczupaków! :-\ Czekając na wieści z dzisiejszej wizyty , liczę na to , że może da się Misiowi oczyścić gulę jakoś w lekkim tylko znieczuleniu , a rivanol dokończy dzieła unicestwienia tego ropnia czy czegoś... Jeśli Herman będzie musiał mieć usuwanego guzka ( w razie jakby zaczął rosnąć , a może nie będzie wzrastał ) , to może jednak dobrze byłoby tym razem wziąć go pod tlen , bo to zwiększa bezpieczeństwo na wypadek ( co szczęśliwie występuje bardzo rzadko i mam nadzieję , że się u Hermana nigdy już nie zdarzy ) kłopotów ze strony układu oddechowego , bo porządnie natlenia organizm. Dopiero potem niech mu dadzą wziewnie środki znieczulające.
Może jednak ten guzek się z czasem wycofa, albo nie będzie rósł dalej? I u Witalisa też. Będziemy się starali przesłać jak najwięcej pozytywnej energii ogonkom :)
Jeśli Ulrika będzie mieć w oskrzelach i płuckach czysto , to faktycznie chyba lepiej nie ruszać z silniejszymi lekami i próbować tradycyjnych domowych metod z maścią majerankową włącznie...
Niech los będzie łaskawy dla szczupaków i przyniesie rozwianie tych wszystkich zmartwień i ulgę! Jesteśmy z Wami wszystkimi , choć na odległość :-*

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 4:55 pm
autor: ol.
Dziękuję Wam wszystkim za kciuki i już jestem donieść, co zdziałały.

Misiu nie był operowany. Dr Czerwiński stwierdził, że guz jest wyraźnie otorbiony, wiemy na pewno, że nie jest to guz nowotworowy (tylko pozapaleniowy czy jakoś tak), więc nie powinien rosnąć (teraz ma ok 1,5 cm a jest szansa, że organizm jeszcze go trochę ściągnie), nie jest w miejscu narażonym na urazy (bo na grzbiecie) i Misiowi nie przeszkadza.
Jeśli bym się upierała, można go usunąć, ale dr powiedział, że biorąc to wszystko pod uwagę, on by tego nie robił.
Poszłam za jego radą.
Dał nam lek Theranercon z jadu tarantuli, 6 zastrzyków co 3 dni, jak zwykle u niego – medycyna niekonwencjonalna, ale jeśli tylko zdziała to co obiecuje ulotka „działanie demarkacyjne w przypadku procesów zapalnych w tkankach,szczególnie układu rodnego (...)we wszelkiego rodzaju ranach kąsanych,po porodach trudnych,po cesarce,hysterectomii itp.działał b.dobrze na procesy odnowy uszkodzonych tkanek.” to może i nam pomoże.
Jeśli chodzi o oczyszczanie to też o to zapytałam, zdziwiona, że do tej pory nikt tego nie zaproponował, i okazuje się, że w przypadku tak otorbionego ropnia, nacinanie to ryzyko, że bakterie naciekną do zdrowych tkanek, i jeśli już to lepszym wyjściem jest od razu wyciąć całość, bez otwierania. U Misia zaś jeszcze lepiej zostawić.

Nie wiem jak jest faktycznie. Na krótką metę - ryzyko operacji odsunięte i czas dla jadu tarantuli, żeby zadział, na dłuższą – trzeba będzie już zawsze uważać na to miejsce czy się nie zmienia, nie rozchodzi, a także uważać urazy (guzek jednak trochę wystaje poza ciało). W razie czego do weta. Jak się Wam wydaje ?


W sprawie Hermana. Wycięty guz mógł być złośliwy, albo to tłuszczak mnogi. Bardziej prawdopodobne to drugie, bo on odrasta wciąż w tym samym miejscu. Ostatnio wycięte zostały trzyguzy, jeden duży i dwa w początkowym stadium, nie wiadomo ile jeszcze ich tam jest nasianych. Może być tak, że wytnie się tego a za chwilę wykiełkuje kolejny. A tłuszczaki (o ile to one, bo głupia ol. badania nie zleciła - bang ! bang!) leczy się tylko chirurgicznie... :(
Doktor zaproponował to samo co dla Misia, ale uprzedził, że może pomóc (odizolować guza od zdrowych tkanek i zahamować wzrost), ale nie daje gwarancji. Kolejna operacja w razie gdyby mocno podrósł. :(

Tyle. Dobre to wszystko, czy nie ? nie mam pojęcia. Ja czuję wielką niepewność.
Ale dobrze jest Was mieć tutaj w tych chwilach. Dzięki jeszcze raz.

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 5:01 pm
autor: ol.
jeszcze co do Urinki; była osłuchwiana tutaj przez zwyłego lekarza i on faktycznie niczego w drogach oddechowch się nie dosłuchał; to typowo zapchany nos, maść majerankowa też jest w użytku; pamiętasz unipaks jaki miałam kiedyś kłopot, żeby ją nakładać :D , praktyka zrobiła swoje ::)

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 5:29 pm
autor: odmienna
Moim zdaniem: dobre. :)
To co lekarz prawi, „trzyma się kupy”.
Co do obaw, że Misiulowy ropień może to, czy tamto, nie zapominałabym , że szczurki tak, czy tak mają tendencje do tego badziewia i może się ono zdarzyć w każdej chwili. Skoro w tym wypadku nie ma bezpośredniego zagrożenia, operację uznałabym za zbędne ryzyko.
No, a już na pewno warto dać czas zastrzykom. ( super, jeśli okażą się skuteczne- trochę by się węże wobec szczurów zrehabilitowały )
Wiadomości o Hermanie, też brzmią optymistycznie :) .
Zasmarkany nosiulo - smaruj i całuj :-*
a Witalis... powiedz mu, że ma szczęście, że co prawda śledziłam newsy o nim i się zachwycałam, ale informację jak potraktował Misia, przeczytałam dopiero, gdy emocje już opadły. W przeciwnym razie, mogło być z nim krucho :P

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 5:40 pm
autor: odmienna
chłe, chłe, chłe ja naprawdę wiem, że tarantula, to nie wąż ;D . Czegoś mi się jak pisałam posta zdawało, że to żmijowy jad ma być 8) starość- nie radość, ale osłabiona koncentracja napewno :P ....

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 6:50 pm
autor: *Delilah*
Wieści jak najbardziej pozytywne !!
Cieszymy się ze Szczupakowem.
A co do jadu tarantuli, to swego czasu czytałam coś o nim i ponoć jest on w Polsce wycofany? (na psich i kocich forach, twierdzili też, że pomaga)
Widocznie Twoj wet miał go gdzieś zbunkrowanego, albo sprowadzają, ciekawa też jestem jaki jest jego koszt?
Teraz trzymam grabie za Ulrikę i Witalisa! (oczywiscie o Hermanie i Misiu nie zapominając!)
Buziochy dla Was

Re: moje szczupaki kochane

: sob sie 28, 2010 9:01 pm
autor: ol.
Delilah, tak sprowadza go z Austrii. Mówił, że w Polsce jest niedostępny, bo austriacy pożałowali pieniędzy na rejestrację u nas.
Za 12 porcji (0,25 ml) zapłaciłam 20 zł - tyle co nic (sama podróż 50 zł), ale myślę, że dr potraktował mnie ulgowo, bo też czytałam, że to dosyć drogi lek.
Przeglądałam wypowiedzi na psim forum, ponoć działa bardzo dobrze jako przygotowanie do operacji, bo zwiera ładnie guzy, kóre potem idą do wycięcia. Brzmi jak coś w sam raz dla Misia.
Ale dla Hermana ? Wszyscy zgodnie piszą, że nie ma działania przeciwnowotworowego :-[ o Hermana bardziej się boję...

Ale dobrze, nie załamuję rąk, zobaczymy co będzie.
Czaiłam się na niego ze strzykawką (bo Miś kłuty u lekarza), wymykało się iabliszcze ! - ale w końcu tarantula go dopadła :P

Odmienna :)
ale Witalisa będę bronić własną piersią ! Anielską cierpliwość ma chłopak do tych nabzdyczonych pomponów i kwiczołów. Misia (żal żalem, ale mówię jak jest) i rano i jak wróciliśmy rugałam za robienie z siebie szczotki i próby zmiecenia Witalisa z pięterek. Jak Wit tyłem - Michu go nosem, jak się ku niemu zwraca – asekuracyjnie zadem. Wit go unika jak może, Misiaczek kwadratowym krokiem kulturysty następuje, prychaniem dodając sobie animuszu ::)
A Dżum drugi !, ten z kolei kwiczoł, szczerzyząb i straszydło nahamakowe.
Okropni są. I jeszcze Urinkę na swoją stronę przekabacają. Ur już normalnie z Witem sypia, a dziś rano i jej zdarzyło się spomponieć i nie wiadomo za co na niego naskakiwać.

Hermaniu, kocham Twoje olewactwo !
Całego Cię kocham.