Emma odłowiona z kieleckiego (dużo, bardzo dużo chartów niestety tam się odzyskuje... ze względu na kłusownictwo :/ ) ... Fundacja Charty w Potrzebie powierzyła ją nam na DT - niestety po czasie zrobiła się bardzo dominująca wobec Cahira (on ogółem ma problem z jedzeniem, a teraz się boi i chudnie coraz bardziej - a Tygrys walczy u niego o każdy kilogram...:/ ) i pilnie szukamy kolejnego DT - a najlepiej DS... jakby ktoś, coś...
Norniki karmiliśmy tzw "co jest", bo tylko na chwilę były, ich diety nie znałam jako tako, ale zgodnie z przypuszczeniem, znalazłam, że wysokobiałkowa mieszanka, do tego świeże warzywa, siano i trochę białka zwierzęcego

Ale zdecydowanie - jeśli norniki to 3 i więcej, bo one super w grupie są, jak są dwa, to są bardziej nieśmiałe.
Ładnie pachną - swoją ściółką, czyli zazwyczaj sianem
Malachit - odezwij się w październiku, to pomyślimy
do tego czasu nie ma mnie we Wrocławiu
U nas... myślałam, że po sesji odetchnę (zdane! Zostało mi ostatnie pół roku - ale już bez żadnych egzaminów. Tak więc w sumie jestem już nieoficjalnie pani weterynarz

! ), ale zanim zdążyłam odpocząć, zaczęły się praktyki kliniczne (dojeżdżałam do kliniki w Czechach), teraz mam w Powiatowym Inspektoracie Weterynaryjnym... No i jeszcze do tego Myszka, jak ona szła spać, to w sumie ja też...

U nas bez zmian. Szczury na banicji dwa razy były (najpierw na strychu, potem w gabinecie na poddaszu), ale jak zaczęły się upały, mama zmiękła i zamieszkały w pokoju, w którym okresowo rezyduje mój brat (jak przyjeżdża - a następny raz będzie pod koniec września). Myszka co dzień bierze mnie za rękę (przynajmniej raz dziennie

), woła "ciujki, ciujki!" i nie ma, że boli, zasuwamy mama do góry! nieważne, że właśnie próbuje ugotować obiad albo wypić herbatę. Jak ją najdzie - to koniec. I wtyka im żarełko, zaśmiewając się, jak je łapią.
W Raciborzu mieszkają w nieco innej klatce, z bardzo dużymi odstępami. Przed ich przyjazdem ją osiatkowałam, ale teraz odkryłam kilka dziur. Stoją na nich różne ciężkie rzeczy, ale zanim je zauważyłam, to... kiedyś wchodzę, jeszcze na poddaszu, a tu szczur na stoliku siedzi przy klatce. Pokręciłam głową, złapałam, mówiąc "oj, Kaszmir, Kaszmir, wiedziałam, że jeśli gdzieś można wyleźć, to Ty to odkryjesz..." Była jakaś wystraszona, ale może moim nagłym wtargnięciem. Otwieram klatkę, wsadzam tam nieco zesztywniałą Kaszmir a... zaraz zaraz... przecież... tu w klatce siedzi przecież Kaszmir, a to musi być...
Miałam w rękach Karmel, tak zdziwioną bezceremonialnym traktowaniem, że nie zdążyła uciec

Gdybym od początku zauważyła, że to Karmel zwiała, pewnie bym ostrożniej próbowała ją łapać (i w efekcie pewnie by mi się to nie udało), bo Kaszmir to taki gupelok, że wytarmosić można na prawo i lewo i jeszcze wróci po jeszcze... a Karmel - eteryczna... no gdzie tam...
A poza tym - żyjemy - powoli i do przodu. A ja rozglądam się za pracą... O.O
W Czechach mało zajmowali się egzotykami - jedna kobita miała zrobiony kurs u dra Knotka - i jak przyszła fretka, a tamtej akurat nie było, to służyłam jako pierwsze źródło informacji - potem to sprawdzili, ale wszystko dobrze powiedziałam - mój największy - i chyba jedyny - sukces tam, ale i tak trochę mnie to podbudowało... 