Strona 80 z 100

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: sob maja 23, 2015 10:52 pm
autor: IHime
Megi, masz rację, niech sobie je co tylko jej wchodzi. Ja bym dała ten marbocyl, do poniedziałku niestety jest trochę czasu.
Nie zadręczaj się, u szczurowadeł naprawdę trudno czasem wypatrzeć chorobę, a ty stajesz na głowie, żeby miały najlepiej, jak tylko się da.

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: ndz maja 24, 2015 10:33 am
autor: unipaks
Dokładnie, jak pisze IHime - nie jesteśmy w stanie od razu wszystko dostrzec, nie wiń się. Robisz wszystko co się da dla nich
A ta ropa to czysta jest czy kolor nieciekawy ma i woń?
Marbocyl ma szerokie spectrum działania więc jest duża szansa że paskudztwo będzie nań wrażliwe, jest jednak ciężkim antybiotykiem niestety.
Przemywaj też tę ropę wodą utlenioną
Kciuki zaciskam za Tulinkę! :-*

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: ndz maja 24, 2015 7:54 pm
autor: Megi_82
Uni, czysta zielonkawa ropa, żadnych dziwnych zapachów. Po negocjacjach trwających od wczoraj, Tula zdecydowała się zjeść marbocyl i pozostałe leki. Wczoraj zmarnowały się 2 dawki, ale wolę naprawdę uniknąć podawania dopyszcznego na siłę, ja tak ostatnio wszystko męczy i stresuje, nie chcę jej zaszkodzić na serduszko :( Niestety wiem, że to lek ciężkiego kalibru, ale... mam też w domu enro, tyle, że Tulinka po dwóch ciężkich zapaleniach płuc przerobiła już i enro, i unidox, i clavaseptin, i marbocyl, i (te na szczęście dawno), i convenię... dlatego zdecydowałam się na marbocyl, żeby nie czekać do poniedziałku. Jutro wyskoczę z pracy uzupełnić leki i dopytać o to i parę innych spraw. Niestety Michał pracuje w tym tygodniu tak, że nie może jej zabrać, a ja wolałabym już oszczędzić jej siedzenia ze mną cały dzień w pracy, staruszki już męczą takie wycieczki.

Coś dzieje się też przy oczku, zachodzi porfiryną, ta błonka w kąciku oka jest trochę jakby powiększona. Wczoraj razem z Tiną do pomocy wyczyściłyśmy zaschniętą porfirynę - ja roztworem soli fizjologicznej, a co nie puściło, Tina załatwiła jęzorem ;)

Wiecie, że Tula, mimo wciąż słabnących nóżek, nadal wychodzi za potrzebą? Furosemid sprawia, że siusia sporo, i wiadomo, że nie zdąży do klatki do kuwetki, ale przynajmniej wychodzi z domku, w którym śpi, np. na biurko :) Albo, jeśli poleguje w domkach na dachu klatki... wychodzi na kratki i leje wprost do klatki ;D Popatruje na mnie, bo wie, że to nie kuwetka, ale wiadomo, pancia wszystko sprzątnie :) Kupek też nie znajduję.

Obecnie wszystko jest Tulisi podporządkowane, staramy się uprzyjemnić jej życie jak tylko się da. Nadal nie trzymamy jej w klatce, jakoś byśmy nie umieli... a i one zupełnie nienawykłe przecież. Po otwarciu drzwiczek wyskakuje zawsze jako pierwsza i leci do któregoś z domków na dachu albo na moje biurko bezpośrednio przy klatce. Czasem nawet wychodzi na krótki spacer po pokoju, biegnie (tak! potrafi nadal biec) do kanapy, rozrabia tam troszkę i wychodzi (sama), po czym wraca na klatkę/biurko. Dziś udało jej się przeskoczyć jeszcze jakieś 15cm z mojego komputera na mój fotel - nie mam pojęcia, jak to możliwe, ale skoczyła :) Wczoraj przeszła się też aż do przedpokoju. Cieszą mnie te drobne przejawy, że jeszcze cokolwiek jej się chce, ale też chce mi się płakać, moja spiderszczura :( Jednak głównie leży, zmieniając tylko domki. Wieczorami siadamy w moim fotelu, ja i Tuliś na rękach, i tak się tulamy, ja do niej gadam, miziam, aż nie da znać, że dość przytulanek. Podajemy jedzenie (najchętniej zjada z palca) i poidełko. Gerberkami panna już rzyga, dziś dostała więc na malutkiej miseczce kaszę gryczaną i nasz ludzki obiad - duszone warzywa z kurczakiem. Lekkie i dobre, jedynie z odrobiną majeranku. My też ostatnio jemy jak niemowlęta :) Zjadła z apetytem jednego i drugiego.

Alutka i Liwia dotrzymują często towarzystwa.
Stado rozbiegało się ostatnio, dziś dopiero niedawno poszli do kanapy pospać. Ganiają, bawią się całą bandą (Liw też!) całymi godzinami, również całą bandą napadają mnie w

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: pn maja 25, 2015 6:15 pm
autor: Megi_82
Tulinka odeszła :'(

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: pn maja 25, 2015 7:23 pm
autor: margot1408
Jak to... :( Megi, tak mi przykro...

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: pn maja 25, 2015 9:49 pm
autor: diana24
Nie mogę uwierzyć... :'(
Tulinka [*]

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 12:49 pm
autor: Magdonald
Tuli, kochana... Dzielnie walczyłyście do samego końca.
Leć, maleństwo... :(

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 2:49 pm
autor: IHime
Megiś, tak mi przykro!

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 4:30 pm
autor: unipaks
Leć, Tulinko [*]
:( Megi, tak bardzo mi przykro, przytulam...

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 5:22 pm
autor: Megi_82
Obudziła się rano, przypomniałam sobie, że Tulisi już nie ma... :'(

Michał wczoraj zabrał Tulę i Liw do weta, bo okazało się, że źle spojrzał w grafik i nie idzie do pracy. Dr Małgosia zbadała... dobrze nie było, zapytała, czy myśleliśmy o uśpieniu... oczywiście, że myśleliśmy, ale kiedy ten szczur je, wychodzi jeszcze połazić... doktor nie mogła uwierzyć, że ona była zdolna wyskoczyć z transportera, pobiec... bo w jej stanie nie było to możliwe. Dostaliśmy baterię leków i... kiedy Michał otworzył w domu transporter, Tuleńki już nie było :(

Liw niby normalnie, ale kiedy wstałam rano, znalazłam wszystkie 3 aguty śpiące z Liwcią w sputniku na biurku Michała. One tak rzadko tam bywają (śpią w kanapie z Filipem), i jeśli w ogóle, to pojedynczo, i wystarczy wsadzić tam palec, a wieją od razu z prędkością światła. Dziś nikt nie zwiał, Liw dostała lekarstwo, aguty też okup, żeby nie zjadły Liwci leków, poszły zjeść i wszystkie wróciły do Liw. Mało tego, nawet otworzyłam sputnik, żeby zobaczyć, czy Liwcia zjadła - nie ruszyły się, były cały czas przy niej. Nie został nikt ze szczurków, które były od zawsze, z którymi spędziła całe życie :( Tuleńka pobiegła za TM do Czarnuszki i Pączka, swoich najlepszych kumpelek, oraz do mamy, która odeszła kilka dni wcześniej.

A my... jakoś się trzeba trzymać :( Znów mój biedny mąż znalazł, znów szefowa wygoniła mnie szybciej z pracy, jakby ten czas mógł w czymkolwiek pomóc, nawet wolne dziś dostałam. I dobrze, bo kiedy wróciliśmy z ostatniej wycieczki z Tulisią, kupiłam słodkie, ciężkie wino, nakazałam mężowi podanie leków i po prostu się upiłam...

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 8:12 pm
autor: madziastan
Wczoraj Tulinkę widziałam w lecznicy :( Przykro mi :( :'(

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: wt maja 26, 2015 11:39 pm
autor: valhalla
Jejku :( Też kiedyś pojechałam ze szczurem, który odszedł nagle, ale jeszcze w lecznicy... straszne są takie niespodziewane śmierci.
Trzymajcie się.

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: śr maja 27, 2015 1:37 pm
autor: Duana
Megi jak to? Tylko na kilka dni zniknęłam z forum, wracam, a tu taki smutek :( Przykro mi. Mam nadzieję, że i Wy i stado szybko się pozbieracie.

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: sob maja 30, 2015 12:49 am
autor: Megi_82
No jakoś się staramy, choć tak smutno bez niej...:( Niestety, wiedziałam, że to już kwestia dni, ale i tak zawsze jest to szok :( Całe życie spędziła u nas, od maluszka 5-tygodniowego.

Od dziś jednak przez chwilę nie mamy czasu rozpamiętywać, bo mamy na weekend przemiłych gości: sześciu pięknych i przesympatycznych panów :) Pięciu z nich ma jajka, a że widzimy się pierwszy raz, to alergia trochę mi pogroziła paluszkiem, ale jak mówi stare powiedzenie, po to pan Bóg dał na du...sko, by je wypiąć na choróbsko ;D Korzystam więc z tego, że panowie mili i niezbyt strachliwi i miziam, ile wlezie :D Szef stadka jest tak otwartym, wyluzowanym i ufnym szczurkiem, że już niedługo po przyjeździe siedział mi na kolanach, drapiąc się i myjąc, a kiedy wychodziłam z ich pokoju, leciał za mną, domagając się na rączki :)

Liw się starzeje ;) Nie dostała wścieku, nie ma wycieczek pod drzwi gości, i nawet nie próbowała zjeść ich opiekunek, choć głaskania sobie oczywiście nie życzyła, jakiś fason trzeba trzymać ;)

Re: Moje panieneczki... i kawaler ;)

: ndz cze 07, 2015 9:29 pm
autor: Megi_82
Zapraszamy na małą fotorelację z wizyty uroczych panów :) Chłopczyki cudni :D Wszyscy kochani, kontaktowi i ciekawscy, większość stadka chętna do zabaw, a dwóch to totalne placuszko-naleśniki :D Obcej babie wejść na kolana, władczym gestem ułożyć się na nich (nie ma, że właśnie Ci się obiad w garze przypala i przydałoby się pójść ;D ), wsadzić pysio pod rękę i rozpulsować się aż po same łopatki :D Oto szef stada ;) Czarny kapturin Touruś. Drugi placek, syjamek Ząbek zastygający, kiedy go podrapać w plecki/boczek - cokolwiek by nie robił, nieruchomieje i miziaj, pani! Kręconowłosy rudasek, Don, początkowo nietykalski, rozkręcił się i nawet dał wycałować, najbardziej chętny do zabaw, największy łobuziak, pretendujący do stołka, tylko paczałam, kiedy szef spuści mu łomot ;) Kręconowłosy husky, Kami - delikatny, płochliwy chłopczyk, ale też chętny do zabawy i zajęty dawał się pogłaskać. Sam natomiast łaził po mnie bezczelnie, jak reszta :D Anaz, albinosek, potrzebował kilku godzin na dojście do siebie po przyjeździe, po czym się rozkręcał i nie dał złapać. Pan "nie-rusz-mię-bo-się-będę-darł" ;) Do zabawy też pierwszy :) I Jonaszek, haszczak, wyluzowany, ale zdystansowany, a skoczny jaki! Może by na sufit...? ;)
Kilka fotek nie powstało, bo ponieważ moje ręce blokował rozwalony na nich Ząbek, a ręce Michała - rozpłaszczony Touruś :D W życiu się tak nie namiziałam :D

ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek