Strona 9 z 95
Re: Moja trzódka...
: wt sie 12, 2008 4:03 pm
autor: strup
Super, ze wszystko sie dobrze skończyło.

Re: Moja trzódka...
: wt sie 12, 2008 4:59 pm
autor: Telimenka
On jest 100% facetem tylko DUCHOWO!!
Szczury praktycznie zawsze sa chlodne po operacji. Ja tam butla zawsze w pogotowiu i miekkie zarlo.
Lee ti u nas 50 zl za sama kastracje jakos tak
Sliczny jest Emanik, ucaluj go
Re: Moja trzódka...
: wt sie 12, 2008 11:47 pm
autor: IVA
Cmoki dla Emana, nacierpiał się biedaczysko.
A co do utraty temperatury po operacji to nie tylko szczury ja tracą. Organizm jest po prostu w szoku. Ja co prawda decyzję o kastracji podejmuję bardzo rzadko ale wielokrotnie miałam operowane samiczki z powodu guzów. Wtedy zawsze mam przygotowaną poduszkę elektryczną i mnóstwo, mnóstwo szmatek. Poza tym ciągle masuję ogonka (to pobudza serce) aż do chwili dobrego wybudzenia (oczywiście poza droga do domu)
Re: Moja trzódka...
: śr sie 13, 2008 8:02 am
autor: Nakasha
Po operacji temperatura spada, dlatego przydatne są termofory, poduszki elektryczne, itp

.
Wspaniale, że się udało, to teraz trzymam kciuki, żeby sam sobie szwów nie zdjął, przynajmniej dopóki mu się ranka nie zasklepi

mój Joy.. z każdym dniem gorzej..
: śr sie 13, 2008 9:10 pm
autor: zalbi
Ostatnia kontrola u weta nic nie dała..
Dla Joya już nie ma ratunku..
Czarne oczka zdrowego szczura są zwykle błyszczące.
Oczy Joya są mętne.. bardzo mętne. Jedno zakrwawione, drugie z porfiryny. Nos cały zakrwawiony.
Porusza się dużo wolniej, ospale. Nie potrafi utrzymać moczu i zejść do kuwety, na wszystko sika. I spi w tym. Wychodzi wolno na półeczkę a chcąc zejść - spada. Je oczywiście tylko miękkie rzeczy. Już nawet nie bierze suchego chleba itp w łapki, nawet nie wącha. Nie chce takich rzeczy. Nie je nawet suchej karmy. Jego wyleniałe futerko z prześwitującymi łysawymi plackami wcale nie polepsza sprawy. To już nie ten sam Joy, który kiedyś tak bezczelnie kradł mi z biurka spinacze.
Za każdym razem gdy przychodzę do klatki, pierwszy wychodzi Teo. Na Joya trzeba poczekać. W trakcie tego czekania, z sercem w gardle szukam wzrokiem leżącego gdzieś niedużego ciałka o niebieskim futerku. Ale po dłuższej chwili gdzieś z "otchłani" klatki cichutko i powoli wychodzi zabiedzony, mały dziadzio, podnosi lekko głowę i zaczyna niuchać dookoła swoim zakrwawionym noskiem.
Codziennie rano jestem przygotowana na to, że w klatce zastanę już tylko chude niebieskie ciałko. Bez Joya. Codziennie gdy podchodzę do klatki, jest mi słabo. Codziennie podchodzę do klatki z zaciśniętymi pięściami. Już nawet nie chce mi się płakać. Jestem przygotowana. Nie będę płakać - wiem to chociaż nie wiem, dlaczego tak jest.
Re: Moja trzódka...
: śr sie 13, 2008 9:22 pm
autor: strup
:kciuki: - za dobrą śmierć.

Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 9:27 am
autor: Nakasha
Przykro mi... biedny staruszek...
Ważne jest to, że Joy miał u Ciebie wspaniałe życie i na pewno dał i daje Ci wciąż dużo radości, tak jak mówi jego imię

Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 9:32 am
autor: Telimenka
Brzydka starosc, zawsze mnie denerwuje co robi ze zwierzetami..
Co one zawinily...Trzymaj sie zalbi i rozpieszczaj Joya ile tylko sie da..
Tez mam takie oczekiwania jak podchodze do klatki, co do Jogi. Tez jest juz slabiutka...
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 10:18 am
autor: zalbi
Jak patrzę na Joya to mi przykro. Nie wiem co robić. Z jednej strony robię co mogę, żeby mu było dobrze. Myć się już nie chce. Gdy tylko dotknie wody, piszczy niesamowicie. Czasem mam go dość.. wiem, że to brzmi beznadziejnie.. ale czasem tak mam. Ciężko mi.
Dobrze, że między Teuśkiem a Emanem jest duża różnica wiekowa..
Eman spędza ze mną o wiele więcej czasu. Wiedziałam, że kastracja go zmieni ale nie wiedziałam, że aż tak. Zrobił się z niego miziasty szczur. Pozwala się drapać za uszkami, głaskać, nosić, przytulać. Przedtem nie potrafił usiedzieć w miejscu. Takie małe adhd.
Uwielbiam, gdy ogonki biegają po moim łóżku. Słychać wtedy takie "tup tup tup". Uwielbiam to =)
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 11:02 am
autor: Nakasha
Hehe, kastracja czasami działa cuda

gdy odetnie się testosteron, znika większość problemów wychowawczych

.
(szkoda, że tak się nie da z pewnymi ludzkimi samcami...)
A będziesz czekać, aż Joy sam odejdzie, czy mu w tym pomożesz?......
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 12:19 pm
autor: zalbi
Właśnie nad tym zastanawiam się od jakiegoś czasu. I nie wiem jak do tego podejść.
Pan Kuba nie usypia zwierząt, które są zdrowe < a Joy jest po prostu stary. Gdy jesteśmy u weta, cały czas po prostu śpi. Gdy weźmie się go na ręce, niucha. Wydaje mi się, że to dlatego, że jest w innym otoczeniu itd.
Ale ja wolę, żeby Joy był tylko stary, a nie stary i chory.
Tam samo było z naszą starą kocicą.. miała już 15 lat.. nie chciał jej uśpić, chociaż widać było, że się już męczy. Pewnego dnia poszła na swoją ostatnią podróż i już nie wróciła.
Nakasha... może by i coś to dało jeżeli chodzi o ludzkich samców, ale jaki pożytek z takiego chłopa? =P
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 12:54 pm
autor: Nina
To zawsze jest tak cholernie przykre. Raz mniej, raz bardziej, ale jest zawsze.
Dobrze, że nie choruje, choć tego natura mu zaoszczędziła.
Trzymam kciuki za dziadzia.
15lat dla kota to wcale nie jest bardzo dużo. Moje najstarsze tylko mają, a trzymają sie na prawde nieźle
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 4:17 pm
autor: odmienna
Wiem Zalbi, jakie to trudne. Jak do tej pory, na „starość” odchodził ode mnie tylko Jędrulka....bolało, bo widziałam że go tracę, pomyślałam jednak: jak to pięknie, że przeżył ze mną życie, starość jest beznadziejna, ale on ma prawo być stary (przecież tego życzę sobie i wszystkim Kwarkom- najdłuższego życia, aż po naturalną śmierć)
To twarde powiedzenie sobie „ma do tego prawo” – było równocześnie zgodą, na nieuchronne. Chyba... bardzo ułatwiło mi to sprawę, bo ani raz nie poczułam zniecierpliwienia, codziennie, cieszyłam się, ze jeszcze jest ze mną a postępujące zniedołężnienie obserwowałam z taką... tkliwością. Bardzo cieszę się, że nie do mnie należała decyzja: „teraz” – choć, pewnie był zmęczony ... pocieszam się, że „wypił swoje życie do ostatniej kropelki”.
Re: Moja trzódka...
: czw sie 14, 2008 8:07 pm
autor: Azi
zabli, czytając o starości Joya aż mi napłynęły łzy do oczu, przypomniała mi się moja Dzika... Tylko jej starość była lepsza, szybsza, mimo wszystko ładniejsza. I tak jak napisała odmienna, na każde pogorszenie patrzyłam z taką "tkliwością". Na to jak łapki odmówiły jej posłuszeństwa, jak przestała się myć, jak ja musiałam ją myć... Miałam wtedy wrażenie, że to jeszcze mocniej zacieśniło naszą więź, a każdy dzień, w którym ona nadal żyła przyjmowałam z radością.
Jednak co do Joya... wiesz... "godne życie - godna śmierć". Jeżeli on już nie może jeść twardego, jeżeli się wyraźnie męczy... To co z tego, że nie jest chory na zdefiniowaną chorobę. Jest chory na "starość", a to choroba śmiertelna, podobnie jak "życie". Wiem tylko, że ja bym nie chciała mieć takiej starości, ciekawe czy ten wet by chciał...
Jeszcze dwa dni..
: czw sie 14, 2008 9:40 pm
autor: zalbi
Gdyby nie to, że jutro jest święto, pojechałabym do lecznicy już w piątek.
W sobotę mam przyjechać z Emanem na kontrolę. Wezmę Joya. Poproszę pana Kubę, żeby jednak to skończył. O ile Joy dożyje soboty.
Wygląda jak wyleniała skórka z zakrwawionym pyszczkiem.. Wiem, że to mój Joy.. ale on na prawdę tak wygląda.
Stałam przed klatką jakoś ok 15 minut i wołałam. Teo stał na pięterku i bardzo chciał wyjść. Wołałam i wołałam. Nic. Nawet żadnego ruchu. W głowie już najczarniejsze myśli. Chociaż jestem już do tego przygotowana, do oczu napłynęły mi łzy. Nie chciałam, żeby to było już.. Jeszcze nie.
Zawołałam mamę, bo nie potrafiłam podejść do klatki. Gdy już stałyśmy przed klatką razem, Joy pomału wywlekł się z budki. Nie ma jakby jednego oka, nos z krwi, oczy z krwi. Cały brudny, powłóczący nogami. Szczękę ma jakby przestawioną, strasznie krzywą, górne zęby nie schodzą się z dolnymi - wczoraj tego nie było. Nawet przy najmniejszym ruchu dziwnie piszczy. Przy oddychaniu skrzeczy i wydaje odgłosy które brzmią tak, jakby wciągał do pyszczka ślinę. Nie pozwolił się wziąć na ręce. Nie będę go brać skoro nie chce. Podniosę go dopiero w sobotę. Ostatni raz.