stalo sie jedno z najgorszych rzeczy.... właśnie wróciłam od weterynarza...kowalski stracił oko... Byłam wziąć prysznic, nie było mnie dosłownie 10 minut...musiał sie bić. pewnie z Szeregowym ... Zobaczyłam krew na i obok oka, wiem ze nic sama nie zrobię więc ubrałam co bylo pod reka i pojechalam do weterynarza. Niestety mój własnie robił jakąs operację i przyjął mnie inny skonsultował sie z reszta, okazało się ze oko stracone, wypłynęło...

Przełknełam śinę, łzy ciznęły mi sie do oczu, no ale trudno. Żyje, będzie tylko wybrakowany... Trzeba smaorwac jakas maścią, izolacja przez co najmniej tydzień...i wtedy chcial mi pokazac jak smarować ta maść...A resztki oka trysły na chorobówke. Mroczki przed oczami, trace słuc h, mysle koniec....Wiem co czujesz Kowalski bo ja czuje to samo... tylko tyle że bez bólu...Zemdlałam. Nie wiem jak to się stało, czułam jak odpływam. Widziałam krojonych ludzi na bloku operacyjnym a ta jedna rzecz zmogła mnie kompletnie... Nie wiem jak sobie z tym poradze...Adopcje przesuwam w czasie nie mam teraz do tego głowy...Siedze i rycze jak dziecko