Taaakie fajne propozycje , a ja wczoraj bez kropli kawy caluśki dzień...!
Martinka wystraszyła nas poważnie ; kiedy późnym wieczorem w czwartek wróciłam do domu, mąż przyniósł ją pod swetrem z pokoju i kazał posłuchać: niebieściak wydawał z siebie dość głośne dziwne dźwięki , niczym malutka gumowa piszcząca zabaweczka . Przystawiając ją bliżej można było usłyszeć pykanie zapchanego noska , szybciej też - inaczej niż zwykle, oddychała . Fini pokichiwała .
Szybko podaliśmy to co było pod ręką , w ruch poszła maść majerankowa , echinacea oraz rutinoscorbin , a potem zamieniliśmy panny pokojami; na noc zostawiłam dla Martini i Finlandii olbas parujący w naczynku. Długo w noc jeszcze posiedziałam i nadsłuchiwałam; co jakiś czas niebieściak wydawał jeszcze te dźwięki , słyszałam też , że kicha na przemian z Fini - niezbyt często ale jednak - potem była cicho . Nie udalo się niestety sprowadzić rano ani po południu weta i skończyło się na konsultacji telefonicznej , na dodatek ja od rana bardzo zaniemogłam i wieczorem sama potrzebowałam pomocy ambulatoryjnej , ale rodzinka stanęła na wysokości zadania i doglądała dziewczynek ; mąż spał w drugim pokoju , żeby stres nie odbił się kolejnym gruczolakiem czy czymś takim na Dżumce...
Chmury chyba zażegnane - Martini jest cicho , nie daje się zauważyć zmian w oddychaniu , obie cały czas są żywe , brak u nich śladów porfiryny i apetyt nadal mają wspaniały.

Mam podawać nadal to co sama zaaplikowałam , w razie niekorzystnego obrotu sprowadzimy weta.
Krakowianki tylko mniej szczęśliwe ze zwiększonych godzin pobytu na obcym terenie , są zdezorientowane i niepewne siebie ...
Prosimy trzymajcie za nas kciuki , żeby wszystkie dziewuszki były zdrowe!