Ok, na rekordowym poziomie adrenaliny udało mi się ogarnąć robotę szybciej i korekta już poszła do wydawnictwa, więc mam czas na szerszy opis akcji.
Blueturk i jej chłop przyszli dziś do mnie rano wymiziać nazistów na pożegnanie. Poza tym podobno robię dobrą kawę

Pojechali ok. 12:30, a ja usiadłam sobie do pracy, zadowolona, że mam dziś wolny dzień. Miałam nawet robić sobie śniadanie, kiedy nagle zadzwonił telefon. Przy stacji metra Centrum pani z pieskiem zauważyła klatkę w kontenerze (nie muszę dodawać, że klatka była za mała nawet na jednego szczura, prawda?). Klatka zawierała dwa duże szczury, lecz niestety nie miała zaczepów i po podniesieniu za kraty jeden ze szczurów zwiał pod kontener. Kojarzycie może te śmietniki - wielkie, długie na parę metrów, nieprzesuwalne za cholerę. Blueturk zadzwoniła do mnie, a że więcej czasu zajęłoby znalezienie kogoś, niż pojechanie tam samemu, to złapałam transporter i pobiegłam do metra.
Na miejscu zastałam beżyka albo brudnego albinosa (raczej to pierwsze) w za małej klatce oraz kilka osób biedzących się nad problemem wydobycia szczura nr 2. Szczurek siedział dokładnie w połowie długości kontenera, sięgnięcie po niego nie było możliwe. Blueturk skombinowała kij, ale był za krótki. Związaliśmy kij z mopem pożyczonym od kierowcy pobliskiego autokaru, ale też się nie udało. Szczur przez chwilę był w zasięgu mojej ręki, ale niestety wyślizgnął się z niej i zwiał z wrzaskiem. Oddaliśmy mopa, bo kierowca autokaru musiał już jechać. Stało się jasne, że kontener trzeba podnieść, bo żaden kij nie da rady - szczur znalazł sobie taką "półeczkę" pod kontenerem, gdzie się wdrapał i nie dało się go tam niczym sięgnąć. Jednak pech chciał, że żaden z pobliskich kierowców autokarów nie miał lewarka. Pobliscy przechodnie interesowali się sprawą, ale nikt nie mógł nam pomóc. Nikt nie chodzi z lewarkiem w torebce. Policjanci nie chcieli nam z początku pomóc, byliśmy w kropce, bez pomysłów, co dalej.
Pan menel klął już za nas wszystkich, więc wyrażaliśmy się w miarę kulturalnie

Jednak desperacja rosła, bo gonił nas czas, a większość z nas nie chciała się poddać. Nie dodzwoniliśmy się do Straży Miejskiej, nie udało się też dodzwonić do MPO. W końcu policjanci podeszli do nas i zaczęli kombinować razem z nami. Powiedzieli, że spróbują podnieść kontener (było ich czterech), ale ten, kto się wczołga, musi to uczynić na własną odpowiedzialność, bo nie dają gwarancji, że go utrzymają

Były pomysły, żeby szczura kijem wypłoszyć, ale wlazł w taką dziurę, że nie było to możliwe. Jednak, kiedy już podnieśli kontener, okazał się lżejszy niż na to wyglądał i łatwy w utrzymaniu, więc padło stwierdzenie, że mogę się wczołgać, bo spokojnie dadzą radę utrzymać. Wlazłam tam (i tak już byłam cała usyfiona od tarzania się po ziemi) i spróbowałam schwytać szczura, ale skubaniec trzymał się mocno w szczelinie i wystawał tylko ogon. Zrobiłam rzecz zakazaną, ale bez tego nie dałabym rady - wyciągnęłam za ogon. Szczur darł się na mnie i prawie dziabnął, ale jakoś go schwytałam i wywinęłam się z zasięgu wkurzonego pyszczka. Szybko włożyłam go do transporterka, panowie policjanci opuścili kontener z powrotem i wszyscy pogratulowaliśmy sobie nawzajem udanej akcji

A ja, brudna, z rozwianym włosem i nerwowym chichotem na ustach oddaliłam się do domu, z dwoma szczurami w transporterze...
Tak to z grubsza wyglądało

Przepraszam za chaotyczny opis, ale wciąż emocje mnie trzymają. Jeśli o czymś zapomniałam, to Blueturk pewnie mi przypomni
