Melduję, że żyjemy. Jeśli stan ten utrzyma się do wieczora, może nawet dorzucę jakieś zdjęcia.
Przez naszą norkę przetoczyła się niczym tornado jelitówka, odchodząc zabrała parę kilo i sporo godności coponiektórych.
Ostatnie obcinanie misiowego zęba poszło szybciutko i bezboleśnie.

Miś, jako jedyny ze szczurzej gromadki zagustował w psiej karmie. Reszta krzywi się z obrzydzeniem, a on z upodobaniem pochrupuje (chociaż zła pańcia nie pozwala, boimy się szalonej alergii Misia).
Przez kilka ostatnich tygodni między czarnulami panował rozbrat. Kiedyś nierozłączne Ftalcia i Chanelka, niedawno hojnie rozdawały sobie kopniaki i darły kłaki. Od kilku dni znowu panuje pokój, dziewczęta znowu razem urządzają eskapady zdobywcze pod komputer.
Nie myślałam, że kiedykolwiek to napiszę. Bagisia chyba dorosła. A na pewno dorósł jej tył.

Na wybieg wychodzi z godnością, niespiesznie. Nie w głowie jej już szaleńcze skoki w dal i wzwyż. Siada w drzwiczkach i zanim ruszy obejść włości, przysiada niemal jak królowa angielska pozdrawiająca naród. Tylko mordka ją zdradza i, niegodna, za nic nie chce porzucić psotnego spojrzenia i zmierzwionej grzywki.
Palmyrze ostrożnie zwiększamy dawkę Dostinexu.
Małe Białe jest... sobą. I strasznie się dziwi, że wszyscy wokół dorośli, a ona znowu nie. Tzn. Fenolcia chyba jeszcze nie do końca, ale trudno ocenić, co się dzieje w tej wiecznie zaspanej i poczochranej główce.
Nasza długoterminowa tymczasówna Muszka wrosła w stadko i obraz codziennych wybiegów, słodziak z niej niesamowity.
Maurycy prawdopodobnie pobiera lekcje słodkiego ciaptakostwa u Misia. Teraz chyba robi doktorat.

Ogólnie, myszaki oprotestowują końcówkę zimy i zarządziły strajk okupacyjny hamaczków.