Strona 10 z 16

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: śr mar 18, 2009 7:10 pm
autor: sawa
Yss , święta prawda , i tak ... przy wszystkich zwierzakach .
Córka już dawno temu zarzuciła nam , że jej dziecięciem będąc
nie wolno było robić demontażu domu , a króliczkowi i owszem :D
Ale , kindersztuba musi być i póki co Szczurunia wie , że od ściany to śpię ja ! :P


W domu kolejny raz podejmujemy podchody z Tormentiolem , usilnie starając się dać maści szansę choćby krótkotrwałego pobytu na strupkach .
Wyszedłszy z założenia , że gdy cel jest dozwolony , dozwolone są także środki – natychmiast po szybkim nałożeniu maści raz po raz obdarowujemy Szczurcię atrakcyjnymi dlań smakołykami i drobiazgami mającymi za zadanie zaabsorbować niunię i odwrócić jej uwagę od dotyku i woni znienawidzonego przezeń paskudztwa .
Ale próżno Murzyna bielić !
Ogonek skubnie podawaną delicję raz , z rzadka drugi , i zaczyna akcję usuwania wrogiej substancji ; drażniona kuszącym drobiazgiem , bierze go
w łapki czy ząbki , odbiega kawałeczek , tam kładzie zdobycz przed sobą
i znów czochrze się i drapie niemiłosiernie .
Zlizana maść zostaje jednak przez któreś z nas nałożona ponownie i tak trwa to przeciąganie liny , najczęściej do momentu , kiedy Szczurcia obraża się i to baaardzo . Siada wówczas w kątku jak najdalej od nas , liże nerwowo łapkę i popatruje na dręczycieli z wyrzutem .
Jako gałązki oliwnej używamy wtedy biszkopcika , za którym przepada ; trzeba z nim jednak podejść samemu , jako że rozżalony ogonek nie daje się przywołać .

Zastrzyk zrobiony u weta i zmasowane ataki tormentiolowe robią swoje : Szczurcia drapie się coraz mniej i strupki zanikają, a gojące się ładnie ranki nikną w popielatoniebieskim futerku .
Kiedy jedziemy do lecznicy na drugi zastrzyk , okazuje się , że nie będzie on konieczny ,i wet wsmarowuje tylko Szczuruni w okolice karku jakiś środek . Ona ponownie rozbawia go tym , że pcha mu się na ręce , ramiona
i głowę ; zdjęta i postawiona na kozetce znowu uparcie do niego wędruje .
W domu zasiadamy wszyscy do kolacji , którą popijamy herbatką z miodem ; jakiś czas temu zauważyłam , że bardzo ogonkowi smakuje , bo pcha nos w kubek nie bacząc , że zawartość jest zbyt gorąca , i parę razy niestety parzy niuchola , nie powstrzymuje jej to wszakże przed przypuszczeniem następnego szturmu na herbatkę – zupełnie , jakby była niewyuczalna .
Tak więc od czasu do czasu w kuchni odlewa się dla niej wcześniej nieco smakowitego trunku na spodeczek i każdy może się już raczyć z własnego naczynia .
Nie zauważam natomiast , by ktokolwiek z nas protestował przeciwko wspólnej konsumpcji soku czy innego napoju o normalnej temperaturze
( ale nie tych z lodówki – te mogłyby szczurkowi zaszkodzić …) . Córkę przyłapuję nawet na tym , jak dłuższy czas karmi niunię z palca jogurtem , a potem pozostałość … oblizuje !
Nie jestem też wcale pewna , czy sama tak nie czynię …
Trzebaby jakiejś samokontroli , by nie dopuszczać do takich sytuacji przy gościach .

Gość nie w porę – gorzej od Tatarzyna .
Do niedawna razem z innymi biadoliłam nad znamiennym dla dzisiejszych czasów wymogiem wcześniejszego zapowiadania się z wizytą ; narzekałam na odchodzenie w niebyt spontanicznych spotkań znajomych i rodzinki .
Teraz na dźwięk domofonu zamieram albo wpadam w panikę , jako iż normalnie to nasz pokój wygląda dziwacznie dla niewtajemniczonych – na wersalce kocie poduszki osłonięte kocykiem , na podłodze miseczki z wiecznie porozgrzebywanym ziarnem i dziwaczna konstrukcja z kartonów , listewek i deseczek , czyli szczurkowy „małpi gaj” .
Zazwyczaj na dzwonek domofonu jedno z nas ( nie za szybko ) przejmuje słuchawkę , reszta natomiast ( ewentualnie to drugie ) migiem uprząta wszystko , najczęściej wrzucając cały chłam do pokoju córci .
Oj , przydałoby się jeszcze jedno pomieszczenie .
Do niedawna myślałam : na garsonierę .

Odkrywam „nasze” forum i ośmielam się po raz pierwszy czytać o czymś innym niż choróbska ; oglądam cudowne zdjęcia i przekonuję się przy tym , że dotąd nie wiem o szczurkach tego , co być może najważniejsze .
Obiecuję sobie , że jeśli Szczurunia wyzdrowieje , jeśli wszystko potoczy się dobrze i ona wyzdrowieje ….
Patrzę na fotki mnogiego szczęścia i zaczynam nieśmiało marzyć ,
i nieśmiało planować …

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: śr mar 18, 2009 7:38 pm
autor: zalbi
dobrze, że już lepiej z tym paskudztwem.. a jak reszta?

no, wreszcie dochodzimy do momentu, gdy stadko się rozmnozy =)

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: śr mar 18, 2009 8:11 pm
autor: merch
zalbi chyba rozrosnie :P

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: śr mar 18, 2009 9:34 pm
autor: Leia
O mamuniu moja najdroższa! Dopiero trafiliśmy na nasze forum? Toż to jeszcze kuuupa czasu minie, zanim przejdziemy na czas rzeczywisty. Może gdzieś tam, blisko lub daleko nie ma już Szczurci, tylko Szczurcia i koleżanka... może wcale nie jedna. Innej opcji w ogóle nie biorę pod rozwagę.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: czw mar 19, 2009 10:04 pm
autor: sawa
Leia ,
pisząc: - odkrywam "nasze" forum - mam na myśli, że klikam wreszcie na tematy w "Naszych pupilach ; dotąd zmartwienie i lęk goniły mnie tylko od postu do postu w temacie "Choroby i objawy" :)


Na forum poznaję całe szczurkowe rodziny , coraz bliżsi mi są ich właściciele i teraz głośno przytakuję skrywanemu w głębi duszy przekonaniu , iż dziwacy upiększają ten świat .
Przy okazji leczenia niuni poznaję też ( nie wirtualnie bynajmniej ) sympatyczną i bystrą dziewczynę ; bywamy w tej samej przychodni – jej szczurek rozczula mnie tym , że tak bezwarunkowo ufnie gramoli się z jej rąk na moje dłonie , z wyglądu przypomina mi nawet naszą ciurkę , ale jest starszy i nieco bledszy . Z właścicielką wymieniamy maile i towarzyszymy sobie w codziennych radościach
i kłopotach , a choć młodsza , to potrafi dodać mi otuchy i natchnąć nadzieją. Z nieco mniejszą już trwogą przyglądamy się teraz małej.

Dobrze widzieć Szczurcię z werwą i w humorze ; oczy nam się śmieją na widok jej wdzięcznych susów i tego , co wyczynia . Wszędzie jej pełno i wszystkiego mało ; nie poprzestaje na patrolowaniu swoich włości i przy każdej nadarzającej się okazji wypuszcza się poza pokój – w przedpokoju poprawi ułożenie wkładek w butach , w łazience z krawiecką zręcznością skróci zbyt długie sznurki od prętów suszarki na bieliznę i w mig posegreguje ziarno w misce Gryzka , oddzielając je od plew podług własnego podniebienia , w kuchni natomiast …
Kuchnia jest miejscem , które Szczurcię nieustannie przyzywa i ogonek robi wszystko , by na to wezwanie się stawić . Jest jak szpakami karmiona ; szybko przyuważa , że panienka nie zawsze domyka drzwi pokoju za dnia , gdy zmierza do łazienki , a we wzmiankowanej potrafi spędzić później czasu na tyle dużo , aby udało się zrobić mały rekonesans , zakończony zawsze udanym przeszukaniem kosza na śmieci . Czasem jakieś włączone urządzenie grające zagłusza efekty dźwiękowe dochodzące z wora i szczurek ma możliwość pokonywania trasy kuchnia – pokój, z transportem tego i owego, nawet kilkakrotnie . Co też i czyni , wychodząc z założenia , że od przybytku głowa nie boli .
Pan zaś kochany często – gęsto zapomina o drzwiach owych w nocy , podążając w kierunku
t a m , wracając zaś przypomina o nich sobie , święcie przekonany , iż w sypialni nie brak jest nikogo . W rezultacie Szczurcia ma karuzelę tylko dla siebie i bawi się na całego , aż przychodzi moja kolej .
Wstając po ciemku z łóżka , wsuwam stopy w kapcie i ostrożnie niczym ślepiec sunę nimi po podłodze , by nie trącić niuni , lubiącej się czasem powałęsać nocą po pokoju ; następnie delikatnie sprawdzam stopą , czy aby nie ma Szczuruni przy drzwiach , zanim je otworzę . Odwracając się oczywiście zamykam je za sobą …. i często już za ciurką , czającą się chytrze
po drugiej ich stronie . I to najczęściej ja mogę zaliczyć wspaniały ślizg na upuszczonej przez Szczurcię skórce od banana lub kąpiel stóp w mleku , jakie wychlapało się z dna woreczka podczas transportu . Ślady nocnej działalności szczurka najlepiej widać jednak dopiero w pełnym blasku dnia . W pokoju : kolorowe ślady tysięcy szczurkowych łapek , porzucony ogryzek jabłka obok wylizanego do czysta papierka po wedlowskiej beczułce z likierem lub po orzechowym Grześku .
W kuchni : drobne kałuże soku z rozgryzionych kartonów , porozwlekane na wszystkie cztery strony świata skórki od cytrusów , folie z dziesiątków jednorazówek wyściełających kafelki , no i , ma się rozumieć , kubeł leżący na podłodze w pozycji horyzontalnej , uwolniony od niepotrzebnych rzeczy tego świata .
Z rzadka zdarza się Szczurci pozostać w kuchni na całą noc . Ehh ..! Zalicza potem oczywiście burę , ale na poprawę ogoniastego grzesznika zbytnio nie liczę . Kto by się tam wilka bał !

Dużo więcej czasu malutka spędza teraz znami ; podczas gdy ja usiłuję przeczytać kolejny post w temacie o łączeniu szczurasków , ona błyskawicą przelatuje mi przez klawiaturę
i oczom moim ukazuje się jakiś przedni ( albo i nie ) dowcip z całkiem innego forum .
Tak więc we dwie przedzieramy się przez gąszcz doświadczeń innych , szukając właściwej dla nas porady , ale sprawa nie przedstawia się różowo , bo , choć mogłabym już sama z powodzeniem udzielić innym rad , jak – wykorzystując dwie klatki , teren neutralny , nacieranie wanilią i tak dalej – udanie połączyć ze sobą obce szczurki , to jednak nadal nie znajduję sposobu przydatnego w naszym , bezklatkowym domu .

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: czw mar 19, 2009 10:13 pm
autor: merch
to jednak nadal nie znajduję sposobu przydatnego w naszym , bezklatkowym domu .
Dziewczynki naogol lacza sie latwiej , zwlaszcz male , ale i tak trzeba uwazac , ja mialam dom bez klatkowy do 5 szczurow :P i dolaczalam dwa:)

Jedna klatka jest potrzebna , no i mozna skorzystac z lazienki. A przede wszystkim poznac szczurki ze soba na rekach.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: pt mar 20, 2009 11:00 am
autor: Nue
Szczurcia z Twojej historii nieodparcie kojarzy mi się z Peanutką od unipaks... Tylko że tamta historia kończy się smutno :(

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: pt mar 20, 2009 7:37 pm
autor: sawa
Historia Szczurci nie do końca jest historią wesołą...

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: pt mar 20, 2009 7:58 pm
autor: Magamaga
Sawa - z Ciebie to niezła sadystka... Pisz co się dalej stało!!!

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: pt mar 20, 2009 9:10 pm
autor: yss
hmmm ja też po roku z hakiem wiedziałam o stadności szczurów, ale skarpeta była zwierzątkiem dzikim, anarchistycznym i niszczycielskim. wrzucenie nowego małego szczurasa tak po prostu na dom wydawało mi się zbyt okrutne w stosunku do nas - opiekunów. dwa małe tajfuny... tego chyba trochę za dużo...... :)

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: sob mar 21, 2009 7:54 pm
autor: sawa
Nie wolno chwalić dnia przed zachodem słońca .
Szczurcia ma niezły apetyt i nawet robi sporo zapasów , nosząc do schowanka co tylko uda się wyprosić lub ukraść , ale podczas sprzątania w skrzyni na pościel znajduję naniesione w ciągu ostatnich dwóch dni kąski z różnych posiłków i przejmuje mnie niepokój .
Słuszny jak się okazuje , bo dwa dni później zauważamy , że ropień się odnawia …
Dzwonimy do lecznicy i nie tracąc już czasu na wizytę , ustalamy termin zabiegu . Staram się zapamiętać wszystkie informacje i zalecenia , ale i tak zapisuję je na kartce .
Czas pozostały do operacji jest pełen przerażenia ; chcemy wierzyć , że wszystko się uda ,
a jednocześnie w duszy coś odzywa się szyderczo , obracając wniwecz nasze nadzieje .
Kiedyś przed zabiegiem naszego słodkiego króliczka byliśmy pełni ufności , zupełnie nieprzygotowani zakończenie inne niż szczęśliwe .Córka n- ty raz upewnia się , co dokładnie mówił weterynarz
o szansach niuni na przeżycie narkozy .
Godziny w ciągu dnia zajmuje mi przebywanie ile się tylko da ze Szczurcią oraz czytanie o wszystkim , co dotyczy opieki nad szczurkiem po zabiegu . Ale noce są straszne, bo nie dają spać, wiercimy się oboje na łóżku , które nagle zrobiło się okropnie niewygodne , i słyszymy naszą córkę , jak kaszle i wydmuchuje nos w chusteczki . I czekamy na Szczurcię , ale ona nie przychodzi .

Cokolwiek urosło na cudzym strachu , samo nie jest odeń wolne . Szczurcia panikuje już za drzwiami ; na wadze kamienieje ze strachu , a po zważeniu wyskakuje mi prosto na ramię i muszę ją ściągnąć , przygarnąć i ucałować na uspokojenie . Wciąż tulę biedactwo , kiedy lekarz wbija igłę w małą nóżkę – jej pisk brzmi dla mnie przerażająco i pozostaje w uszach , a Szczurcia rozpłaszcza się w łódeczce moich dłoni i tak , całowana przeze mnie , tulona i uspokajana naszymi słowami , wiotczeje .
Dopiero wtedy weterynarz zabiera ją od nas ; radzi nam przejść się na spacer i przyjść ponownie tak do godziny , idziemy więc we trójkę najpierw w jedną stronę podwórza , potem w drugą , w końcu udajemy się na zakupy , żeby zrobić coś w miarę sensownego .
Kiedy zjawiamy się i wychodzi lekarz mówiąc, że zwierzątko właśnie zaczyna się wybudzać ,
nie mam jeszcze odwagi się cieszyć ; wet uprzedza , że ognisko zmiany zaczęło się bardzo głęboko
i potem już rosło w dół , ale na szczęście nie objęło jeszcze żuchwy .Wyczyścili tyle , ile tylko było można , dali potrzebny zastrzyk , a teraz trzeba będzie przepłukiwać pozostawioną przetokę rivanolem minimum trzy razy dziennie , otrzymujemy także buteleczkę z antybiotykiem do zrobienia zawiesiny i mamy podawać małej według zaleceń .
Szczurcia wygląda okropnie , miejsce zabiegu zieje brzydką raną , ale szwy założone są wprawnie , wokół przetoki również ; biedactwo próbuje poruszać się niemrawo , ale widać wyraźnie , jak bardzo jest jeszcze słaba ; nie wiem nawet , czy słyszy słowa , które doń wypowiadamy .

Pomna zapewnień lekarza , iż za dwie godziny mała powinna zacząć dochodzić do siebie , nie odchodzę na krok od Szczurci i jestem coraz bardziej niespokojna , bo nie wygląda mi na to , żeby było coraz lepiej . Malutka nadal jest prawie bez sił , nie udaje jej się nawet unieść główki na dłużej ; mały łepek bezsilnie opada w bok . Dbam o to , by nie wysychały jej oczy , pilnuję , by w małej klateczce nie było jej chłodno ani zbyt ciepło , ale długo nie wytrzymuję i dzwonię do lekarza , który przed naszym odejściem , widząc pewnie rozmiar mojego strachu o małą , zachęcił mnie do informowania go o jej stanie . Mężczyzna uspokaja mnie , tak już jest , że niektóre szczurki wybudzają się trochę trudniej , mam nadal robić to co dotąd i zadzwonić jeszcze raz przed nocą , bo chciałby wiedzieć , jak jest .
Reszta mojej rodziny przyjeżdża z dość dużą klatką , która będzie potrzebna , jeśli według zaleceń mamy często płukać przetokę – boimy się , że przerażone i obolałe zwierzątko gotowe zaszyć się w trzewiach wersalki i nie uda się jej wydobyć w porę , poza tym wolimy ją mieć na oku , w razie gdyby zaczęła wyszarpywać sobie świeżo założone szwy .


Mija już sześć godzin od operacji , a Szczurcia nadal jest zbyt słaba , żeby chodzić , przewala się to na jeden , to na drugi boczek słabe łapki nie potrafią jej donikąd zanieść ; w pewnym momencie staje przy ściance klateczki i zaczyna machać zwieszoną główką z jednej strony na drugą , jak słoń trąbą – wygląda to tak strasznie , że nachodzi mnie obawa o jakieś kłopoty neurologiczne , i choć obiecałam sobie nie panikować , dzwonię ponownie do weta , który mnie do tego upoważnił . Lekarz uważnie słucha mojej relacji , dopytuje się o szczegóły co do oddechu , mogę od siebie dodać o pulsie , bo też sprawdziłam , i ponownie stara się mnie uspokoić , dodając , że widać mała potrzebuje trochę więcej czasu na dojście do siebie po narkozie , ale żeby się nie martwić , zapewnić niuni ciepło
i spokój , no i dbać o oczy .
Wracam do malutkiej starając się pamiętać o jego zapewnieniach .
Na noc TŻ zostawia nam wersalkę ; kładę głowę na poduszce obok klatki i trwam tak przy niej , ale jej nie niepokoję – gdy gramoli się w moją stronę , mówię doń uspokajająco i to zdaje się działać .

W dwanaście godzin od operacji Szczurcia spija kilka kropel wody z mojego palca , utrzymuje już pewnie główkę i zaczyna chodzić w klatce od ścianki , a ja nabieram w piersi ogromny haust powietrza i wypuszczam tak , ze aż boli .
Ale i tak zasypiam dopiero w trzy godziny później .

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: sob mar 21, 2009 8:07 pm
autor: Babli
Normalnie książka.. i to jaka! Trzyma w niepewności, ah! Chcę dalej wiedzieć co ze szczurunią, zarwę noc na sprawdzaniu tematu... ::) Kiedy dojdziemy do czasu teraźniejszego ?

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: sob mar 21, 2009 8:18 pm
autor: ogonowa
Jakoś to przeczytałam, ale nie cierpię takich książkowych tekstów czytać :D.

Miło się czytało, i naprawdę jest o czym czytać, bo to co się u was dzieje jest cudowne, pomijając drobne odstępstwa od cudowności ;)

Będziemy chyba z Babli na zmianę przychodzić i sprawdzać czy czegoś nie napisałaś, bo szczerze powiedziawszy, chcę ciąg dalszy :D.

Trochę dziwnie stawiasz znaki interpunkcyjne. Znaczy tam gdzie powinny być to są, ale nie tak jak się chyba stawia ::). Stawiasz tak: a , a ,a chyba powinno stawiać się po literce lub przed nią? Mi w Wordzie zawsze poprawiało.. Trochę mi się źle to czyta jak są tak przecinki ,ale daję radę :P.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: sob mar 21, 2009 10:31 pm
autor: zalbi
ogonowa, nie tylko Tobie źle się to czyta, ale nie chciałam zwracać na to jakoś wcześniej uwagi..


sawa, zabijesz mnie tą niepewnością, będziesz miec mnie na sumieniu...

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

: ndz mar 22, 2009 3:50 pm
autor: maua_czarna
Ja tez czekam w niepewnosci, co przyniesie kolejny wpis!

(mnie to nie przeszkadza, przypomina mi teksty pisane na maszynie :D )