ledwo wczoraj wysłałam posta ze zdjęciami, forum mi siadło
a miałam zamiar jeszcze trochę o Misiu napisać
Misiu jest specyficznym szczurem, gdybym go nie znała od dzieciaka, powiedziałabym że przeszedł jakąś traumę.
Jako malec był ruchliwym, radosnym zwierzakiem, lgnącym do Hermana, ale też męczącym go swoim uwielbieniem. Herman go nigdy nie gnębił. Było raczej odwrotnie, przez dwa pierwsze miesiące szczerze żałowałam, że przyjęłam drugiego szczura, Herman miał depresję, z domku wyciągałam go na siłę, Misiu przymilny i wesoły jak szczygiełek.
W ogóle pierwsze spotkanie ich obu było znamienne: Misiu właził pod Hermana, pod pyszczek mu się ulegle wsuwał, pod brzuch, Herman oszołomiony, zachowywał się jakby go w ogóle nie widział, potykał się o małego, przechodził po nim, z oczami tylko we mnie utkwionymi. W tych oczach horror.
Potem niby go zaakceptował, ale był zgaszony, zrezygnowany. Splin trzymał go przez całe dwa miesiące. Dopiero po tym czasie doceniłam uroki posiadania 2 szczurów. I to w całości zasługa Miśka, on cierpliwie, ulegle - nieznużenie przecierał sobie drogę do Hermanowego serca.
Potem...
Michu zawsze był ostrożny, to fakt, zanim wyszedł z klatki rano wystawiał łepek i wyglądał na prawo, na lewo, czasami nawet przez kilka minut, cofał się, znowu rozglądał. Jak przykładny przedszkolak mający przejść przez ulicę. Kiedy nareszcie zdecydował się wyjść to szybko po podsuniętej ręce i pod kołdrę. Stamtąd znowu czaił się czy jest wystarczająco bezpiecznie żeby wejść pod tapczan, czy po drodze nie czyha na niego zło. Ta ostrożność stopniowo przekształciła się w manię – badanie terenu trwało całymi minutami, czasami minął czas rannego biegania, a Misiu jeszcze nie zdecydował się wyjść. Przy czym to nie to że nie miał ochoty, stał cały czas przy wyjściu i badał czy bezpiecznie, czasami już wystawiał jedną nóżkę, po czym się cofał. Jego weryfikacja nie wypadła pozytywnie.
Misiu przeważnie kiedy się go bierze na ręce nieruchomieje. Nie wyrywa się, nie walczy o wolność, ale czuje się w każdym milimetrze jego napiętych mięśni, że nierad zbytnim poufałościom. Jeśli trzyma się go zbyt długo zaczyna schodzić. Ostrożnie - jakby schodząc przepraszał - bardzo wolniutko jedna nóżka, przerwa na zbadanie czy nóżka ma stabilne podparcie, druga nóżka, sprawdzenie …
Nie stało się nic co by mogło tak Miśka zmienić, a jednak zachowuje się jakby chodził po polu minowym.
Pod ubraniem, w rękawie porusza się delikatnie, ledwo muska skórę, niemożliwe jest zostać przez niego podrapanym, choćby ryśniętym. I tak jak specjalnością Dżumy jest masaż zębami i pazurami, tak Misia - masaż chmurką.
Jego ruchy są wolne, ostrożne do przesady. Bardzo lubi przestrzenie zamknięte: pierzyna, koc, pudełka - jego królestwa.
Misiu nie zajączkuje tak jak Herman, jeśli jest taka potrzeba drepce szybko, jak najniżej przy ziemi, do najbliższej swojej pieczary.
On w ogóle porusza się inaczej niż inni, szura na szeroko rozstawionych tylnych stopach, które układa nie prosto, a na zewnątrz - jak narty. Widać to na ostatnim filmie, na parapecie: to szur szur szur płasko przy ziemi. Przy czym warto dodać, że na filmie tym widać Misia w jednym z jego dobrych dni, bywają i takie gdzie nie wychodzi spod tapczanu.
Małe szczupaki uganiają za sobą, często z Hermanem, który też dokazuje jak dzieciak, i tylko Michu zamyka się w swoim świecie. W swoich królestwach. Czasami, gdy się tam zaplączą, potrafi "ustawić" maluchy, że aż piszczą, czasami przewraca na plecy i Hermana, chociaż tego ostatniego raczej za jego cichym pozwoleniem. Zazwyczaj jednak Misiu jest spokojną, nikomu nie wadzącą istotą. Nikt go nie terroryzuje, on sam usuwa się w cień. Nie wiem czy mu z tym dobrze czy źle. Herman już nie jest cały dla niego. Przede wszystkim to Herman sam dla siebie jest alfą i omegą. Po drugie Herman bliższe swojemu temperamenty znalazł w dzieciaczkach, Misia zachował sobie jako przytulankę na chłodniejsze dni (teraz jest ciepło więc się bez przytulanki często obywa

).
Świat jest straszny i każdego dnia odradza się na nowo. Misiu zazdrości innym nieświadomości.
Ale też się nie buntuje, jego uległość jest wygodna ze względów organizacyjnych, ale też trochę przerażająca. Gdyby stało się tak jak się miało stać, gad nie miałby z Misiem żadnych problemów.
Wsadzone do transprtera szczupaki przez pierwsze dziesięć minut szaleją, Misiu na paluszkach, wolniutko i ostrożnie sprawdzi czy wszystkie wyjścia istotnie zamknięte, po czym usunie się w kącik, zwinie w kłębek, aby deptano po nim jak najmniej, i będzie próbował zasnąć.
Kiedy byli jeszcze tylko we dwóch z Hermanem i jeden z nich został wsadzony do klatki za jakąś przewinę przepaść w ich charakterach uwidaczniała się z całą mocą: Herman latał po prętach, walił ogonem, pieklił się, powietrze robiło się ciężkie od jego przekleństw, Misiu przykucał na półeczce i cierpliwie czekał kiedy się drzwiczki na powrót otworzą. Jak w tym dzwonku "to ja twoja komórka" - Misiu był jego delikatnym początkiem "to ja, proszę, odbierz mnie", Herman rozwrzeszczaną końcówką "co ty sobie k... myślisz, odbieraj ty %$#*{%%###".
Taki to mój Misiu jest, coś między stoikiem a bezwolną ofiarą losu.