Śliczni chłopcy dziękują za komplementy
Bubusia znowu dorwał mały kryzys, ale niegroźnie. Wojna pozycyjna z Alkiem na wybiegu, przepychanki, kopanie (komicznie wyglądają kopiące się szczury ^^), przewracanie, stójki. Nie było nawet walki, ale Belze strasznie się wkurzył. Napuszył się, nafukał, aż mu ogon ze złości drżał. No i nieopatrznie dotknęłam tej naładowanej testosteronem bomby, która wybuchła furią. Udało mu się mnie dziabnąć dwa w dłoń, po raz pierwszy (i ostatni mam nadzieję) musiałam szczura nieść za ogon. Po prostu się inaczej nie dało, wił się jak piskorz, tak się okręcał żeby tylko mnie dziabnąć. Więc zaniosłam furiata do klatki ze słowami "marsz do swojego pokoju drogi panie i przemyśl swoje zachowanie!". Przemyślał. Dwie godziny leżał w jednej pozycji patrząc na mnie takim wzrokiem, że zaczęłam się obawiać o swoje życie. Strzeż się zemsty urażonego samca!
Za to wczoraj dzień był wyjątkowo leniwy. Dzieciaki kompletnie nie miały ochoty na bieganie. Alek pozwiedzał chwilę i zaszył się na swoim ulubionym miejscu do zwisania (bądź kontemplowania istoty szczurzego istnienia, ciężko powiedzieć), czyli parapecie, a Belzebub oglądał ze mną Futuramę. Z początku robił wszystko, żeby mi to uniemożliwić, jako, że od 2 lat nie posiadam telewizora, wszystko oglądam na komputerze. Bubuś, biegając po biurku, całkowicie przypadkiem klika myszką, pauzując odcinek, albo akurat trafia Esc, minimalizując obraz... A ja pod kocykiem, z herbatką, wstaję co 5 min, zabieram szczura z klawiatury, włączam odcinek... I tak w kółko. W końcu mu się znudziło. Udało mu się nawet kimnąć przy mnie (w drugim końcu kanapy, nie należy się przecież zbytnio spoufalać... Poza tym, chyba mi jeszcze nie wybaczył ogona).
Gnojki ożywiły się nieco kiedy wrócił TŻ (ostatnio go wyjątkowo kochają... oba. Zaczynam się robić zazdrosna! Kto tu karmi, pieści, sprząta, hę?

), ale koło 22giej oba wróciły do klatki i poszły spać.
Mam fotki z tego lenistwa, wrzucę, jak będę w domu
