Trzy wieczory temu przed wyjściem z domu zaszłam do pokoju młodszych dziewczynek, przyklękłam przy niebieściaczku wyczekującym u moich stóp i wzięłam go na ręce do wymiziania, gdy na kolana wskoczyła mi Finlandia. Nie przejmując się piskami protestującej Martinki , przemaszerowała jej po pleckach i legła na mojej podstawionej dłoni , obrócona grzbietem do mnie a brzuszkiem do brzuszka koleżanki, pyszczek przycisnąwszy do jej pyszczka. Prędko pochwyciła niebieski łepek zdecydowanymi paluszkami i zamarkowała iskanie.
Specjalnie użyłam tego określenia , bo tak własnie wyglądało to z jej strony - natomiast całość czekoladowej Finlandii wyglądała jak jedna wielka, choć jeszcze nieśmiała prośba o pieszczotę , natychmiast zresztą spełniona.

Serce mi się radowało , gdy mogłam głaskać obie szczurki , poczynając od przyklejonych do siebie łebków , przez aksamitne grzbiety , aż po krągłe pupcie, a Fini poddawała się czułościom nie próbując umykać

(dotąd udawało się to dłużej jedynie wówczas , gdy była jeszcze rozespana).
Potem wierciła się jeszcze trochę , jakby usiłując ustawić się w pozycji lepszej niż niebieściak , a ja uszczęśliwiona odmienioną szczurą mizialam je i miziałam przez następny kwadrans, aż spóźniłam się na próbę
Od tamtego piątkowego wieczoru Fini co dzień przylatuje zaraz za Martinką i daje się przez dłuższą chwilę wygłaskać , kładąc się obok niej , gdy ta legnie płasko do pieszczot na krześle, albo gramoląc się za nią na moje lub męża kolana.
A ja bardzo , bardzo się cieszę , że Fini nabrała więcej zaufania i znalazła upodobanie w tych czułościach . bo już byliśmy prawie pogodzeni z tym, że jeden z naszych ogonków nie lubi być brany za ręce i nie przepada za mizianiem
