ech dziewczyny, a bo to człowiek wie co nim kieruje
czy szlachetnym jest porwanie najpiękniejszego kota ze schroniska ? bo przecież jestem pewna, że w moim przypadku tak właśnie było
czy może małodusznym - nie zabranie beznóżki
ale czy zdobyłaby mnie ona sama czy litość nad jej kalectwem ? a jeśli nawet ta litość, czy źle by się stało ?
a łatwiej było uniknąć większego obowiązku ? ani nie chcę myśleć, że zadecydowało to, że nie była tak pięknie umaszczona

jak to wiedzieć
i macie - załączyłyście analizator wiecznie analizujący
stanę na tym, że chyba każdy wybór (wyjątkowo podłe słowo w tym kontekście), każda po prostu decyzja – jest dobra, bo każdy kot zasługuje na dom a nie na spęd: i najbiedniejszy, i najpiękniejszy, i najbardziej zagubiony, przecież one tylko w naszych oczach są takie – wobec siebie równe
Gudrun ma katar, nie jakiś tragiczny, ale ma. Będę jej podawać sconamune przez 5 dni, jeśli nie przejdzie będzie trzeba wejść z antybiotykiem. Rana pooperacyjna jest dobrze zrośnięta, a więc tutaj – uff ! Przy okazji obie kocice zostały zważone – i tak jak nawet podejrzewałam:
Truda (ok. 4 m-ce) – 2,05 kg - a i tak jest drobna, bo niejadek straszny
Gudrun (ok. 1 rok) – 1,95 kg - za to apetyt, że aż miło
U weta byliśmy w osobnych transporterach.
Szczurze nauki nie poszły w las i siłą rzeczy przeszło mi przez myśl, że może wspólny transporter... itd., no ale to jednak nie szczury – we dwójkę byłoby im za ciasno, a przecież trzeba pamiętać, że Gudrun ma dopiero co zabliźnioną ranę.
Przyznaję, że przed szczurami, nie poświęcałam wiele refleksji samotności zwierząt domowych pośród ludzi. Ale to nawet nie, że szczury uczulają na tę kwestię, dzięki nim w ogóle wiem, że trzeba ją brać pod uwagę. Dać pstryczka własnemu, choćby nieuświadomionemu antropocentryzmowi, i przyjąć do wiadomości, że bogami nie jesteśmy, że jeśli nas w domu nie ma przez ileśtam godzin dziennie, to nas nie ma , a kiedy już jesteśmy, to, choć tego nie chcemy, nasze i zwierzęce światy bardzo się różnią i dufne byłoby chcieć swoim cały świat zwierzęcia wypełnić.
Wśród kociarzy i psiarzy też coraz popularniejsze jest trzymanie co najmniej dwójki zwierząt. Fajnie, że i oni przełamali stereotypy i przyjmują do wiadomości, że każdy gatunek ma swój język i "kulturę" i że my ludzie im tego nie zastąpimy.
W porównaniu do szczurzych, kocie czy psie więzi z przedstawicielami swojego gatunku są może słabsze, może być, że częściej występują samotnicze wyjątki, ale uważam, że umożliwienie takiego kontaktu jest ważne i jeśli tylko leży w zasięgu możliwości właściciela, warto się oń postarać.
Oczywiście różne są sytuacje życiowe, a drugi i trzeci kot czy pies to nie to samo co nawet piąty szczur, bo wymagania przestrzenne i karmowe wzrastają wyraźnie wraz z liczbą zwierząt; i domownicy - kota nie zamknie się przecież w jednym pokoju, będzie skakał i drapał rzeczy wspólne - u mnie dopiero teraz wyrazili zgodę, po szeregu klarowań i tłumaczeń
moje wcześniejsze koty zawsze miały towarzystwo swoje własne – rodzinne, i sąsiedzkie, bo były to koty przydomowe, a później działkowe: Raba, Kuleczki, Furia, Azeradel, Cyrus, Scarbo, Fafnir, Rumburak, Kopytko, Dul...
któregoś zimowego dnia może opowiem o nich tutaj, chociaz wszystkie już żyją tylko w mojej pamięci
Pierwszy dzień czarnot stał pod znakiem imperialnego spokoju Gudrun oraz syków i gulgotu Trudy z każdego ciemnego kąta i zaułka.
Wczoraj przeszliśmy już do gonitw i manifestowania urażonej dumy oraz odrazy do człowieka, który mówił do tamtej Godiś i ją GŁASKAŁ !!!
Dziś galopady dalej trwają – Trudź Gudę do korytarza, z korytarza Guda Truciznę
To jeszcze nie jest pełna akceptacja, ale obie są całe sobą pochłonięte, zwłaszcza Trucizna. Nawet jak się z nimi bawię sznurkami (tak sznurkami, bo każda musi mieć swój, inaczej Trudź stosuje rękoczyny) - za swoim biega, ale cały czas zezuje na bawiącą się na drugim biegunie Gudrun. Gud trąca zabawki delikatnie, kula się z nimi z jakimś takim wielkim wewnętrznym spokojem, jakby miała cały czas na świecie

Trudź zaś to żywy nerw
Będzie dobrze, wiem. To jeszcze nie jest symbioza, ale już widać jak wiele emocji Gudrun w świat Trudy wniosła, przecież będą to emocje coraz bardziej pozytywne.
Jeszcze słówko o szczupakach i kończę:
Przyniosłam rano Misiowi w leże, bo Miś lekarstwa zjada chętnie, o ile tylko nie musi dla nich podnosić szacownego siedzenia

, a więc podsunęłam do wylotu hamakowej norki, w której Miś spoczywał, ostropest w gerberku.
Jak się okazało w norce znajdowała się też Ulrika, której języczek czym prędzej wyzwał misiowego na zapasy na spodeczku.
Jadła było maleńko, bo tylko na dobro Misia przewidziano, tak, że kiedy i Dżum wylądował na dachu hamaka konsumującej dwójki, miejsca na jego języczek w owej kapce nie starczyło. A przynajmniej takie było zdanie Urinki, która, nie odrywając w zapale pracującej mordki od spodka, łapką mordkę Dżuma o dystans i ogładę towarzyską dopominała.
Dżum który nie takie manewry ogrywał, sądzę, że i teraz zdobyłby się na „wślizg masą”, gdyby obrończynię dobrych manier nie zdradziła sowicie upaćkana łapulka

Dżum ułapił drobniutką rękę księżniczki i paluszek po paluszku – calutką wylizał
Ur łaskotanie dzika po jej dłoni absolutnie nie oderwało od wykończenia z Misiem spodka
