A, no tak. Ariel! miałam o nim napisać; problem w tym, że ja o Arielu mogłabym i chciałabym godzinami. Cokolwiek bowiem o tym Kwarku powiem, tematu wyczerpać nie zdoła....
Dziś powiem Wam tylko, że gdy zorientowałam się, że mój kochany Jurij, był także był Long Evans.... dopiero teraz troszeczkę rozumiem, dziwadełkowatość mojego Kaszyba....
Mam w żywej pamięci:
„Long Evansy zachowują się inaczej, dlatego w behawiorze traktuje się je jako porównanie do albinosów.”
No: inaczej, inaczej.... czytając o Soranie i Witalisie, ciągle mam ochotę namawiać ich Opiekunów, by dokładniej przyjrzeli się tym oznakom lęku i nieufności u łaciaków.
Ariel bowiem, się nie boi. Od pierwszych naszych kontaktów, widzę jego odmienność, ale od początku, miałam wrażenie, jakby chłopak był nieco „autystyczny” ; to nie był lęk a raczej niechęć do „wdawania się w jazgot tego świata”. Każdy nowy bodziec, był „przerobiony” i „przetrawiony” – Ariel „chował się” w bezruch. Ale, gdy już coś przemyśli, wymyśli- trzyma się tego; nie, nie z uporem; z konsekwencją.... Jest zupełnie nie wojowniczy, ale nie tchórzliwy.
Kiedy obserwuję, jak ustępuje awanturnikowi Boozowi, czasami ogarnia mnie złość na Sercobrzuchego. Arielek, zniesmaczony jego terytorialnymi roszczeniami, wyprowadził się za szafę w przedpokoju. Bobo, w porównaniu z łaciakiem, jest dosyć głupiutki i wyznaje wyższość brutalnej siły fizycznej... jednak zdobywanie rejonów, w których Ariel bywa ot, tak sobie, dla Boba jest wyczynem nielada. O ile za szafę, w końcu dotarł, to już łazienka, do dziś jest dla niego niezdobyta. A Arieliszcze, niepokojone za szafą, spokojnie zawłaszczyło sobie przestrzeń pod wanną... pomieszkuje obecnie i tu i tu. Czasami bywa w klatce, czasami w łożku odmiennej....
Łazienka, jest stale otwarta, bo tam ma swoje miski (i kuwetę) kot. I to jest właśnie problem, bo Arielek częstuje się z nich chyba nadmiernie. Przy czym, o ile mój Pierwszy- zachowywał się wobec kociska paskudnie, Ariel elegancko czeka, aż Księżniczka się posili; wyściubia ciekawsko ciemny nosek i patrzy, jak Pręgowana wcina

.
A potem tłucze się miskami, wynosi pod wannę chrupki i tapla się w misce z wodą.
Dla mnie, Ariel może mieszkać gdzie chce, bo kiedy go wołam: „Ariel! Arielek! Arielucha!” może nie przybiega, ale zawsze się pokaże. A kiedy nagle czuję wsuwający się w dłoń, w upominaniu się o pieszczotę pycholek, jestem w siódmym niebie.
...tylko to kocie jedzenie,

zbyt przecież ciężkie dla szczurka,
no i coś jeszcze: kiedyś, zbierając się do pracy, (przed 5 rano) usłyszałam spod szafy w przedpokoju niepokojące dźwięki: jakby czkawka- dławienie się! Wołam: Ariel! Arielku! Zaszurał, ale musiałam go wygarnąć spod szafy własnoręcznie... taki był dziwny: mięciutki... Mój Łaciaty Geniusz, był „nawalony”!

Wciągnął sobie pod szafę ową puszki i...baaardzo zagustował w piwie (ale, to oczywiście moja wina)
Dzisiaj, pokażę Wam Arielka za szafą (pufa z gąbki, jest całkiem „zagospodarowana”-
a, co tam, byle Zdobywca był zadowolony
) :

jak myślicie; czemu ten wzrok jest „taki, jakiś”

?

oootóż to!
Pod szafą:

no i obraziłem się, za upublicznianie szczegółów prywatnej egzystencji

...
kurnaBabka!!Q Ale mi się pościsko wygenerowało!!!!! Ale, uprzedzałam, że o Arielu mogę dłuuuugo i z tysiącami odnośników
a przecież obchodziliśmy i ROCZEK Robaczków. Cudnych moich ♥♥....