Aniu, to było jedyne wyjście. Chłopcy się ostro tłukli... Trzeba było ich rozdzielić, było już naprawdę źle, a mogło się skończyć tragicznie... A bez sensu było trzymanie chłopców w oddzielnych klatkach. Ja nie sądziłam, że tak to się skończy, Antuś był przecież taki zdrowy i żywy. Chciałyśmy dla nich jak najlepiej. Dziękuję Ci, że wtedy byłaś przy mnie. :*
Teraz są u mnie jeszcze 2 albinosy z interwencji. Stefek nie chce ich zaakceptować, mam duże problemy z łączeniem. Inaczej to wygląda, niż z Antkiem. Pamiętam, jak łączyłam Antusia i Stefka. Antuś piszczał, Stefek sie wycofywał, dawał mu spokój, bał się go spłoszyć. Co jakiś czas tylko sprawdzał, czy u "Małego" wszystko ok

i podrzucał mu jedzonko

. Lubili się, bardzo, potem Antusiowi zaczęły szaleć hormony...
Stefuś bardzo przeżywał jego śmierć. Przez jakieś 2 tygodnie po śmierci w ogóle nie brykał, cały czas spał, prawie nie jadł i nie pił. A teraz zamknął się na życie w stadzie z innymi szczurami. Mimo to trzyma się dobrze. Humorek mu się poprawił, bryka jak maluch, ma duży apetyt na życie. Jest miziasty jeszcze bardziej, niż kiedyś, rozwija się. Chodzi "przy nodze"

, bawi się w "ganianego", zrobił się też jeszcze bardziej empatyczny.
A Moje Słonko bryka sobie teraz za Tęczowym Mostkiem. Ma duuużo sera, pełno kabli do gryzienia, zakamarków. Antonio, mój jedyny szczur, który sam sobie obgryzał paznokietki. Nadzwyczaj żywy, zaradny i pomysłowy ciur, który wszystko musiał poobgryzać. Po prostu mój kochany Anteczek...
Teraz jest pochowany pod winogronami... Wszyscy się dziwią, że winogrona tak pięknie rosną...
Dziękuję za wszystkie świeczki, dużo to dla mnie znaczy...
:* mój Skarbie...