Znowu mnie wywiało w świat, ale tym razem bez dziewuch - rosną tak szybko, że lada moment zacznę się rozglądać za większym transporterem, bo ten malutki faunabox, który miałam do tej pory jest już za mały na podróż dłuższą niż pół godziny

Tym razem moja mama zgodziła się nimi opiekować - co prawda tylko na zasadzie "zerknij dwa razy dziennie, dosyp żarcia, wody mają dość, ale jak zabraknie, to dolej mineralki", więc kobitki siedziały 5 dni w klatce..

Po dwóch dniach podobno już na sam odgłos człowieka w pobliżu wisiały na klatce i patrzyły błagalnym wzrokiem o wypuszczenie - ale są za szybkie dla mojej mamy, która nie chciała ryzykować, że zwieją. Po powrocie zostałam -dosłownie - obleziona przez ogony, które się nie mogły nadziwić i nawąchać, że jednak jestem z powrotem. Do tego pachniałam szczurkiem Pysi, którego wiozłam z Warszawy (tak spokojny maluch, że pół drogi przesiedział mi na ramieniu

), więc właziły wszędzie, gdzie był i nie mogły się zdecydować czy kastrat jest be czy cacy

Od powrotu eksperymentuję z jedzeniem dla ogoniastych - zrobiłam im placuszki kokosowe (mąka pszenna, otręby pszenne, mleko w proszku, wiórki kokosowe i woda, zagnieść na ciasto, formować placuszki wielkości paznokcia), które najpierw były 'podejrzane', a potem okazały się bardzo, bardzo dobre

A dzisiaj pół dnia spędziłam w kuchni pichcąc im przeciery z jabłek i gruszek

Chciałam sprawdzić, czy smakuje, ale panny spały - więc miałam w pewnej chwili trzy pół-śpiące mordki chłepcące z łyżeczki przecier... Ah, moje śliczności

Tinka, czarnula, jest teraz dużym szczurem - waży ponad 225g i jest co złapać

Zrobiła ię największa w stadzie... Rina jest troszkę mniejsza, niewiele ponad 205g, ale za to zrobiła się przytulaśna przez te rujki - po tamtych zdjęciach jeszcze dwa razy (wczoraj) usnęła mi na rękach w czasie miziania

Resa natomiast nadal jest żywym srebrem, nie usiedzi na tyłku ani sekundy, chyba, że jest żarcie i w tej chwili waży ok. 190g - nie martwi mnie to specjalnie, bo jest młodsza od siostrzyczek i pewnie jak będzie w ich wieku, to się wyrobi
a ja przez te moje zołzy musze chodzić w golfie, bo mam caluteńki dekolt podrapany!