Rugger i Jogurt... Nie ma ich...
: ndz paź 24, 2004 10:50 pm
Może zdobędę się na odwagę... właśnie teraz...
Rugger trzymał się tak jak się trzymał... W ostatnim czasie przeniosłam je do akwarium, ale głównie czas spędzali na spaniu na worku z pszenicą pod kaloryferem. Jogurt miał nowotwór... gdyby nie to, że był złośliwy pewnie udałoby się... Ciągle pojawiały się nowe zmiany na ciele, wiedziałam że jeśli pójdę do weta wszystko pęknie... Starałam się jak mogłam, ale kiedy zmieniło się zachowanie Jogurta powiedziałam sobie, że to już koniec, on się męczy... Miałam iść do weterynarza, posłuchać suegstii, popłakałam się, bo wiedziałam, że jedynym wyjściem do przerwania jego cierpień będzie zastrzyk... ostatni... Jogurt przekrzywiał głowę, gryzł nerwowo, kraty, turlał się po klatce i zachowywał się dziwnie.
Tego dnia gdy przyszłam ze szkoły...
Radośnie powitała mnie Dora...
Ucieszyła mnie paczka którą przyniusł listonosz...
Weszłam do pokoju...
Popatrzyłam do samiczek... tak słodko wyglądały z za krat, że od razu stwierdziłam, że na taką nudę należy im się spacer do wieczora...
Poszłam do samców i...
Wszystko pękło...
Chwilowo zapomniałam o Dorze, o paczce, o spacerze samiczek...
To co widziałam jest sceną z horroru...
Wpadłam w szok... Nie to nie był lament, ani nie uroniłam ani jednej łzy...
Usiadłam na kanapie, zimna, roztrzęsiona i zapewne blada...
Minuta ciszy...
Wstałam znowu... W desperacji pobiegłam po kubek z wodą... Wylałam całość... Na Jogurta...
Całe trociny były mokre... mocno pachniały... w kuwecie było bagienko...
Nergal siedział na górze, skulony w kącie, przerażony...
Jogurt dalej robił swoje...
Wogóle nie przejęło go to, że jest cały mokry, a wody przecież nie lubił...
Wessał się jak wampir...
Poprostu się trzęsłam...
Znowu usiadłam...
Zadzwoniłam do Jowy...
"Jogurt zjada Ruggera"
Nie muszę więcej pisać... Kiedy indziej...
Rugger trzymał się tak jak się trzymał... W ostatnim czasie przeniosłam je do akwarium, ale głównie czas spędzali na spaniu na worku z pszenicą pod kaloryferem. Jogurt miał nowotwór... gdyby nie to, że był złośliwy pewnie udałoby się... Ciągle pojawiały się nowe zmiany na ciele, wiedziałam że jeśli pójdę do weta wszystko pęknie... Starałam się jak mogłam, ale kiedy zmieniło się zachowanie Jogurta powiedziałam sobie, że to już koniec, on się męczy... Miałam iść do weterynarza, posłuchać suegstii, popłakałam się, bo wiedziałam, że jedynym wyjściem do przerwania jego cierpień będzie zastrzyk... ostatni... Jogurt przekrzywiał głowę, gryzł nerwowo, kraty, turlał się po klatce i zachowywał się dziwnie.
Tego dnia gdy przyszłam ze szkoły...
Radośnie powitała mnie Dora...
Ucieszyła mnie paczka którą przyniusł listonosz...
Weszłam do pokoju...
Popatrzyłam do samiczek... tak słodko wyglądały z za krat, że od razu stwierdziłam, że na taką nudę należy im się spacer do wieczora...
Poszłam do samców i...
Wszystko pękło...
Chwilowo zapomniałam o Dorze, o paczce, o spacerze samiczek...
To co widziałam jest sceną z horroru...
Wpadłam w szok... Nie to nie był lament, ani nie uroniłam ani jednej łzy...
Usiadłam na kanapie, zimna, roztrzęsiona i zapewne blada...
Minuta ciszy...
Wstałam znowu... W desperacji pobiegłam po kubek z wodą... Wylałam całość... Na Jogurta...
Całe trociny były mokre... mocno pachniały... w kuwecie było bagienko...
Nergal siedział na górze, skulony w kącie, przerażony...
Jogurt dalej robił swoje...
Wogóle nie przejęło go to, że jest cały mokry, a wody przecież nie lubił...
Wessał się jak wampir...
Poprostu się trzęsłam...
Znowu usiadłam...
Zadzwoniłam do Jowy...
"Jogurt zjada Ruggera"
Nie muszę więcej pisać... Kiedy indziej...