Oj co prawda to prawda, Erato chyba nigdy nie dorośnie...

Chociaż przyznaję, robi postępy - już udaje mi się ją zatrzymać w biegu i przez 30 sekund pomiziać. Ona chyba robi to dla świętego spokoju...

Dziewczyny wiecznie w biegu... Szeregowa Szarak miała dzisiaj focha i nie chciała wyjść z klatki. Jak otwierałam drzwiczki to tylko szła do poidełka i udawała że pije. Pomyślałam nawet : może coś jej się stało? Pooglądałam z każdej strony, poprzewracałam futro, ponaciskałam brzuszek, popaczyłam do pyszczka, noska, uszków... żadnej porfirynki, no nic po prostu. No i wtedy... popaczyłam do oczków.. Niczym grom z jasnego nieba poraziła mnie odpowiedź. W oczkach, czarnych i błyszczących widać było focha! To był naprawdę ogromny foch! Poczęłam rozmyślać, cóż nie tak, kochanie? I zapytuję... Cóż się dzieje myszeczko? Tym chyba obraziłam damę, bo ani słowem się nie odezwała. Myślę sobie, cóż źle czynię? A może przewrażliwiona jestem? Czy może za mocno złapałam jak kazałam wracać do klatki i zmierzwiłam włos szlachecki? Czy zarysowałam delikatną skórkę? Nie wiem dotychczas. Ale wydaje mi się, że ona jest obrażona za klatkę. Bo pozmieniałam wszystko i ona teraz ma za dużo przestrzeni i się nie może odnaleźć. Jako, że mam obecnie mocno nasilone GMR, wmawiam sobie, że nowy członek stada trochę poprawiłby atmosferę. Liberia pierwszej młodości nie jest, jedynie przechadza się po pokoju, a Erato chyba potrzebuje kogoś do zabawy. Czasami atakuje moją rękę i chce się bawić ale po jednej serii bijatyki ucieka i skacze po pokoju dalej.
Wydaje mi się że oswoiła się, ale niezależna pozostanie. Daleko jej do epoki wiecznego miziania. Toż to zachowuje się jak kompletny młodzik i skacze na 20 centymetrów żeby pokonać poduszkę!
I obiecałam sobie. Jeszcze jeden szczur, nie więcej. I bardzo chciałabym tego dotrzymać. Wiem, że i tak będzie awantura. Mam w domu sytuację taką a nie inną i nic na to nie poradzę. Uzależnienia wspomagają złośliwość a złośliwość nie prowadzi do niczego dobrego. Więc wiem, że będzie kłótnia, jeśli pewna osoba szczurka zauważy.
Ale przyznam... Marzy mi się samiec... Strasznie ale to strasznie chciałabym samca, miziaka, takiego do tulenia i cimciania, wiadomo - takie oczko w głowie, co dziewczyn przypilnuje i z mojego ramienia będzie na nie okiem łypał oddając się przyjemności leżenia na pleckach. Ale to by się wiązało z tym, że pan by przez trzy tygodnie sam siedział w klatce... Bo przecież trzeba by bylo ubezjajecznić. No chyba że nagle by się znalazł pan do adopcji... bezjajeczny... i ja bym wtedy dostała chyba migreny a serce moje byłoby zbolałe jak nigdy... no i co teraz? Co teraz? Jak patrzę na facetów forumowych to mnie się serce ściska, jakie to cudowne.
I jeszcze to na dodatek:
http://www.youtube.com/watch?v=IdgT3FkJt_U
Brygada SS (samotnych samic) pozdrawia
