Re: Niuchy osnowe
: czw sty 23, 2014 8:02 pm
BUM! Odkurzam swój wątek ze sterty kurzu i wypycham na wierzch (choć znając żywiołowość tego działu pewnie zaraz znów spadnie na szary koniec xD).
Niemal przez cały czas ciszy miałam nieustającą fazę łączenia przesiąkniętą szczurzą rozpaczą, wrzaskiem i histerią, więc wolałam nic nie pisać i nie zapeszać. "Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz"- moje motto. Choć z drugiej strony aż tak źle nie było... Sama nie wiem, mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tego wszystkiego.
10 listopada przygarnęłam od Smeg Białasa.
Malutki, wielkości może mojej dłoni, śnieżnobiały półtoraroczny szczurek z wielkimi ślepiami koloru bardzo ciemnej czerwieni. A sierść tak delikatna jak puch i pachnie szlachetnie, tak ładnie, jak perfumowana. Do tego niezwykłego wyglądu subtelności ciekawie kontrastuje masywna szeroka głowa, przez co w całokształcie szczurek wygląda trochę jak niedźwiadek polarny. Stąd dostał u mnie w domu przydomek "Niedźwiadek".
Od razu podbił serca wszystkich ludzkich domowników i został ulubieńcem mojej mamy. Brata najbardziej zachwycił fakt, że nie znaczy terenu, za co w nagrodę zaszczyca go co jakiś czas pozwoleniem na zwiedzanie jego pokoju. I wszystko osnułoby się baśniową słodyczą i rozkoszą, gdyby nie pewien "drobny szczegół", że Tolek z Kubą należą do zupełnie innej bajki.
I tu zaczynają się szczurze łzy.
Przywiozłam Białasa w malutkim materiałowym transporterze. Gdy weszłam do domu, wiadomo, trzeba było się ogarnąć, rozebrać, zdjąć buty, to położyłam transporter w przedpokoju. Gdy już się ogarnęłam to z kolei chciałam zerknąć na sekundę do pokoju do Kuby i Tolka, przywitać się. A oni stali przy sobie sparaliżowani strachem wtuleni w kraty klatki, że aż im się te pręty w sierść wżynały. Oczki jak pięć złotych skierowane ku drzwiom do przedpokoju, jakby miałby z nich lew wyskoczyć i połknąć w całości. Nic nie dały próby rozproszenia uwagi ulubionymi smakołykami. Czuły nieznane zwierzę, obce zwierzę. I bynajmniej im się to nie podobało.
Łączenie postanowiłam przeprowadzić na łóżku (oczywiście w innym pokoju niż tam, gdzie jest wybieg), ale przebiegało bardzo mozolnie. Obie strony były przerażone, sparaliżowane siedziały na dwóch krańcach łóżka z dupkami niemal zwisającymi na skraju, byle najdalej od siebie. Tylko raz na jakiś czas ktoś się odważył podejść, co kończyło się :
- Białas z pełnym pakietem oznak agresji (zamienił się w mały biały furczący i syczący pompon trącający pupą) pogonił ciekawskiego Tolka i drasnął,
- Kuba na to pogonił i obalił Białasa, co prawda bezkrwawo, ale z taką samą agresją z tym, że jak Kuba się zepnie to wygląda OGROMNIE i groźnie).
To tak w ogromnym skrócie. Bo trwało to dobre parę dni, okraszonych także pozytywnymi oznakami- jakby nie patrzeć wszyscy trzej powoli odważali się do siebie podejść i nawet już pozwalali się powąchać zanim... właśnie...
Straciłam cierpliwość. Mój malutki materiałowy transporterek nie nadaje się na łączenie, ba, nawet nie pomieści 3 szczurów, a tym bardziej takich wielkich samcoli jak Tolek i Kuba. Wymyśliłam więc, że dam ich na krzesło. I wiecie co? Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Teren na tyle mały, że kompletnie nieatrakcyjny, by o niego walczyć, z możliwością szybkiej reakcji i potrząśnięcia w razie poważnego spięcia. Szybko zakwitła miłość w sercach moich chłopców wobec nowego kolegi. Kuba do tego stopnia był zachwycony, że rozkładał się swoim cielskiem na obu chłopcach, iskał, tulił, jakby w raju był. Ogromnie żałuję, że nie miałam przy sobie aparatu, gdy wszyscy tak spali: Białas koło Tolka miażdżeni przez ogromne cielsko Kuby z nóżkami w każdą stronę, by tylko pełniej przytulić do siebie swoich dwóch przyjaciół. Bałam się, że obudzę ich i zmącę ten święty spokój, gdy pójdę po aparat, więc niestety musi to zostać jedynie w mojej pamięci.
Jeśli chodzi o stosunek Białasa do nowych towarzyszy było nieco ciężej, bo był ogromnie podejrzliwy. Każdy ich ruch interpretował za chęć ataku. Kuba chciał go poiskać, to wrzeszczał na początku, jakby go ze skóry obdzierali. Gdy w końcu po dobrych paru dniach sesji na krześle zauważyłam rozprężenie u niego i to, że wreszcie odwzajemnia się iskaniem za iskanie, postanowiłam wreszcie dać ich do klatki.
I znów rozpacz! Bo Kuba- Wielki Pan- jest żądny władzy, aczkolwiek tylko władzy. Nie chce krzywdzić, tylko przewrócić na łopatki, tak dla jasności, by wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi. Czy coś w tym złego? Chyba nie.. jednakże Białas uważa inaczej. Jaki był wrzask z jego pyszczka na sam widok Kuby zmierzającego w jego kierunku! Jakby go ze skóry obdzierano, a spylał z prędkością światła jak najdalej. W klatce i na wybiegu. A Kuba już nawet nie próbuje tak usilnie go przewracać, choć przytulić by się chciał, poiskać. Czołga się do Białasa z oczkami zmrużonymi w ukorzeniu i już zdaje się, że muśnie noskiem białe futerko i... coś dotknąć go nie może, więc otwiera szeroko oczka, a Białasa już nie ma. Rozgląda się- Białas już na drugim końcu wybiegu.
Tylko czasem Białas przychodzi do niego w porze snu, żeby pogrzać się przy jego brązowym boku i zasnąć razem.
Przekonuje się do Pana stada. Powoli, powoli w swoim tempie coraz mniej piszczy, coraz ciszej, ucieka na coraz mniejszą odległość, coraz swobodniejszy jest i w klatce i na wybiegu. Podchodzi nawet do leżącego Kuby na wybiegu, by musnąć jego futro noskiem. Tylko gdy temu zadrży mięsień- teleportuje się na bezpieczną dla siebie odległość.
12 stycznia wzięłam od Smeg Irka.
C.D.N. [Czasochłonne to opowiadanie jest] ;P
Niemal przez cały czas ciszy miałam nieustającą fazę łączenia przesiąkniętą szczurzą rozpaczą, wrzaskiem i histerią, więc wolałam nic nie pisać i nie zapeszać. "Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz"- moje motto. Choć z drugiej strony aż tak źle nie było... Sama nie wiem, mam bardzo mieszane uczucia odnośnie tego wszystkiego.
10 listopada przygarnęłam od Smeg Białasa.
Malutki, wielkości może mojej dłoni, śnieżnobiały półtoraroczny szczurek z wielkimi ślepiami koloru bardzo ciemnej czerwieni. A sierść tak delikatna jak puch i pachnie szlachetnie, tak ładnie, jak perfumowana. Do tego niezwykłego wyglądu subtelności ciekawie kontrastuje masywna szeroka głowa, przez co w całokształcie szczurek wygląda trochę jak niedźwiadek polarny. Stąd dostał u mnie w domu przydomek "Niedźwiadek".
Od razu podbił serca wszystkich ludzkich domowników i został ulubieńcem mojej mamy. Brata najbardziej zachwycił fakt, że nie znaczy terenu, za co w nagrodę zaszczyca go co jakiś czas pozwoleniem na zwiedzanie jego pokoju. I wszystko osnułoby się baśniową słodyczą i rozkoszą, gdyby nie pewien "drobny szczegół", że Tolek z Kubą należą do zupełnie innej bajki.
![Grin ;D](./images/smilies/grin.gif)
Przywiozłam Białasa w malutkim materiałowym transporterze. Gdy weszłam do domu, wiadomo, trzeba było się ogarnąć, rozebrać, zdjąć buty, to położyłam transporter w przedpokoju. Gdy już się ogarnęłam to z kolei chciałam zerknąć na sekundę do pokoju do Kuby i Tolka, przywitać się. A oni stali przy sobie sparaliżowani strachem wtuleni w kraty klatki, że aż im się te pręty w sierść wżynały. Oczki jak pięć złotych skierowane ku drzwiom do przedpokoju, jakby miałby z nich lew wyskoczyć i połknąć w całości. Nic nie dały próby rozproszenia uwagi ulubionymi smakołykami. Czuły nieznane zwierzę, obce zwierzę. I bynajmniej im się to nie podobało.
Łączenie postanowiłam przeprowadzić na łóżku (oczywiście w innym pokoju niż tam, gdzie jest wybieg), ale przebiegało bardzo mozolnie. Obie strony były przerażone, sparaliżowane siedziały na dwóch krańcach łóżka z dupkami niemal zwisającymi na skraju, byle najdalej od siebie. Tylko raz na jakiś czas ktoś się odważył podejść, co kończyło się :
- Białas z pełnym pakietem oznak agresji (zamienił się w mały biały furczący i syczący pompon trącający pupą) pogonił ciekawskiego Tolka i drasnął,
- Kuba na to pogonił i obalił Białasa, co prawda bezkrwawo, ale z taką samą agresją z tym, że jak Kuba się zepnie to wygląda OGROMNIE i groźnie).
To tak w ogromnym skrócie. Bo trwało to dobre parę dni, okraszonych także pozytywnymi oznakami- jakby nie patrzeć wszyscy trzej powoli odważali się do siebie podejść i nawet już pozwalali się powąchać zanim... właśnie...
Straciłam cierpliwość. Mój malutki materiałowy transporterek nie nadaje się na łączenie, ba, nawet nie pomieści 3 szczurów, a tym bardziej takich wielkich samcoli jak Tolek i Kuba. Wymyśliłam więc, że dam ich na krzesło. I wiecie co? Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Teren na tyle mały, że kompletnie nieatrakcyjny, by o niego walczyć, z możliwością szybkiej reakcji i potrząśnięcia w razie poważnego spięcia. Szybko zakwitła miłość w sercach moich chłopców wobec nowego kolegi. Kuba do tego stopnia był zachwycony, że rozkładał się swoim cielskiem na obu chłopcach, iskał, tulił, jakby w raju był. Ogromnie żałuję, że nie miałam przy sobie aparatu, gdy wszyscy tak spali: Białas koło Tolka miażdżeni przez ogromne cielsko Kuby z nóżkami w każdą stronę, by tylko pełniej przytulić do siebie swoich dwóch przyjaciół. Bałam się, że obudzę ich i zmącę ten święty spokój, gdy pójdę po aparat, więc niestety musi to zostać jedynie w mojej pamięci.
Jeśli chodzi o stosunek Białasa do nowych towarzyszy było nieco ciężej, bo był ogromnie podejrzliwy. Każdy ich ruch interpretował za chęć ataku. Kuba chciał go poiskać, to wrzeszczał na początku, jakby go ze skóry obdzierali. Gdy w końcu po dobrych paru dniach sesji na krześle zauważyłam rozprężenie u niego i to, że wreszcie odwzajemnia się iskaniem za iskanie, postanowiłam wreszcie dać ich do klatki.
I znów rozpacz! Bo Kuba- Wielki Pan- jest żądny władzy, aczkolwiek tylko władzy. Nie chce krzywdzić, tylko przewrócić na łopatki, tak dla jasności, by wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi. Czy coś w tym złego? Chyba nie.. jednakże Białas uważa inaczej. Jaki był wrzask z jego pyszczka na sam widok Kuby zmierzającego w jego kierunku! Jakby go ze skóry obdzierano, a spylał z prędkością światła jak najdalej. W klatce i na wybiegu. A Kuba już nawet nie próbuje tak usilnie go przewracać, choć przytulić by się chciał, poiskać. Czołga się do Białasa z oczkami zmrużonymi w ukorzeniu i już zdaje się, że muśnie noskiem białe futerko i... coś dotknąć go nie może, więc otwiera szeroko oczka, a Białasa już nie ma. Rozgląda się- Białas już na drugim końcu wybiegu.
Tylko czasem Białas przychodzi do niego w porze snu, żeby pogrzać się przy jego brązowym boku i zasnąć razem.
Przekonuje się do Pana stada. Powoli, powoli w swoim tempie coraz mniej piszczy, coraz ciszej, ucieka na coraz mniejszą odległość, coraz swobodniejszy jest i w klatce i na wybiegu. Podchodzi nawet do leżącego Kuby na wybiegu, by musnąć jego futro noskiem. Tylko gdy temu zadrży mięsień- teleportuje się na bezpieczną dla siebie odległość.
12 stycznia wzięłam od Smeg Irka.
C.D.N. [Czasochłonne to opowiadanie jest] ;P