Re: Przerażona szczurzyca jak ją oswoić?
: wt kwie 08, 2014 11:25 pm
Odświeżam stary temat, generalnie przeglądam cały dział z nadzieją na jakąś trafną poradę...
Cóż, minęło już 6 miesięcy, a Lilith dalej jest dzikusem Rozumiem, że jest strachliwa, nie lubi się głaskać itd., ale chciałabym móc ją chociaż normalnie wkładać do klatki, a nie za każdym razem polować z hamakiem, do którego wejdzie, żeby tak ją przenieść do środka.
Widziałam posty o akceptacji, z tym różnie bywa. Nie boi się przy mnie myć czy jeść, chociaż bardzo rzadko to robi, tak samo ze zbliżaniem się do mnie. Jeśli się zdarzy, że jest w pobliżu, a ja się nie ruszam, to łazi po mnie jak po meblu, jakby nie wiedziała, że ja mam oczy, usta i też żyję. Jeden ruch/dźwięk, 2 sekundy i szczura nie ma.
Czy boi się ręki? Położonej nie, uniesionej tak. Dlatego nie mam jak jej łapać pod koniec wybiegu. Jeśli spróbuję, to panika wzrasta x 100, a szczur macha łapami i zębami na wszystkie strony.
W ciągu tych kilku miesięcy z własnej woli i ciekawości przyszła do mnie dosłownie kilka razy. Zawsze wtedy miałam nadzieję, że jednak coś w sobie przełamała, ale przy następnym bieganiu z powrotem była dzikusem. Nie dawała się przy tym głaskać, może kilka razy samym palcem. Jakaś połowa przypadków była spowodowana rują...
Smakołyki - nie je dużo i z reguły nie jest nimi zainteresowana. Pokusi się na jednego, jeśli tylko łatwo będzie go zdobyć. Każda trudność (mój ruch, dźwięk, nawet jak Aurora w drugim końcu pokoju zrobi bęc z szafki) zmusza ją do ucieczki i już nie zawraca. U niej ciekawość jest zawsze schowana za strachem.
Oswajanie w bluzie - próbowałam już jak była mniejsza. Lilka szukała z rozpaczą drogi ucieczki. Jak połaziła i nic nie znalazła, bo nie chciałam jej wypuścić, to zaczynała sama sobie torować drogę - wygryzać dziurę w bluzie albo w moim brzuchu. Takie gryzienie i szczypanie nie należy do najprzyjemniejszych, więc po prostu przestałam to stosować.
Szczury mają swoją godzinkę wybiegu codziennie wieczorem. Za każdym razem, kiedy otwieram klatkę, wyciągam na rękach Lili, głaszczę, kładę na kolanach, myślę sobie: "skojarzy to z czymś przyjemnym", a ona za każdym razem jest tak samo sztywna i spięta, czeka aż ręka się odsunie, żeby mogła zeskoczyć
Dziewczyny zostały adoptowane, jak były malutkie, pochodzą z kinderniespodzianki. Były odchowywane cały czas w domu, więc nie ma szans, żeby męczyły ją jakieś przykre wspomnienia z przeszłości.
Jak ktoś przeczyta, to może mu się nasunie jakaś porada albo link do poczytania o podobnym problemie. Tymczasem idę spać i przeglądać forum będę jeszcze jutro
Cóż, minęło już 6 miesięcy, a Lilith dalej jest dzikusem Rozumiem, że jest strachliwa, nie lubi się głaskać itd., ale chciałabym móc ją chociaż normalnie wkładać do klatki, a nie za każdym razem polować z hamakiem, do którego wejdzie, żeby tak ją przenieść do środka.
Widziałam posty o akceptacji, z tym różnie bywa. Nie boi się przy mnie myć czy jeść, chociaż bardzo rzadko to robi, tak samo ze zbliżaniem się do mnie. Jeśli się zdarzy, że jest w pobliżu, a ja się nie ruszam, to łazi po mnie jak po meblu, jakby nie wiedziała, że ja mam oczy, usta i też żyję. Jeden ruch/dźwięk, 2 sekundy i szczura nie ma.
Czy boi się ręki? Położonej nie, uniesionej tak. Dlatego nie mam jak jej łapać pod koniec wybiegu. Jeśli spróbuję, to panika wzrasta x 100, a szczur macha łapami i zębami na wszystkie strony.
W ciągu tych kilku miesięcy z własnej woli i ciekawości przyszła do mnie dosłownie kilka razy. Zawsze wtedy miałam nadzieję, że jednak coś w sobie przełamała, ale przy następnym bieganiu z powrotem była dzikusem. Nie dawała się przy tym głaskać, może kilka razy samym palcem. Jakaś połowa przypadków była spowodowana rują...
Smakołyki - nie je dużo i z reguły nie jest nimi zainteresowana. Pokusi się na jednego, jeśli tylko łatwo będzie go zdobyć. Każda trudność (mój ruch, dźwięk, nawet jak Aurora w drugim końcu pokoju zrobi bęc z szafki) zmusza ją do ucieczki i już nie zawraca. U niej ciekawość jest zawsze schowana za strachem.
Oswajanie w bluzie - próbowałam już jak była mniejsza. Lilka szukała z rozpaczą drogi ucieczki. Jak połaziła i nic nie znalazła, bo nie chciałam jej wypuścić, to zaczynała sama sobie torować drogę - wygryzać dziurę w bluzie albo w moim brzuchu. Takie gryzienie i szczypanie nie należy do najprzyjemniejszych, więc po prostu przestałam to stosować.
Szczury mają swoją godzinkę wybiegu codziennie wieczorem. Za każdym razem, kiedy otwieram klatkę, wyciągam na rękach Lili, głaszczę, kładę na kolanach, myślę sobie: "skojarzy to z czymś przyjemnym", a ona za każdym razem jest tak samo sztywna i spięta, czeka aż ręka się odsunie, żeby mogła zeskoczyć
Dziewczyny zostały adoptowane, jak były malutkie, pochodzą z kinderniespodzianki. Były odchowywane cały czas w domu, więc nie ma szans, żeby męczyły ją jakieś przykre wspomnienia z przeszłości.
Jak ktoś przeczyta, to może mu się nasunie jakaś porada albo link do poczytania o podobnym problemie. Tymczasem idę spać i przeglądać forum będę jeszcze jutro