Palatinko.... to tak bardzo bardzo boli, tak smutno, tak niesprawiedliwie, ze chce sie krzyczec, wyc, bic rekoma wokol... pustka, bardzo bolesna pustka w ktorej wciaz majaczy sie, drzy ta istotka ukochana...
Mialam jednego szczurka w zyciu. Moja Gini. Nie wiedzialam jeszcze zbyt wiele o ogonkach, Giniusie traktowalam jak Skarba i najlepsza przyjaciolke. Chodzila ze mna wszczedzie- chodzila na pizze i wsuwala barek salatkowy

, chodzila na lake i do lasu, chodzila do lekarza, kiedy bardzo chorowalam i nikogo nie moglam zniesc obok siebie... I chodzila caly rok do szkoly, stajac sie pupilka ludzi i wykladowcow. Spala przez cale zajecia, nie przeszkadzajac wcale wcale, zeby podczas przerwy zaszczycac mnie jedynymi w swoim rodzaju szczurzymi pieszczotkami.
Odeszla w walce, wtulona we mnie, ufna... z rozdzierajaca checia zycia i pytaniem w do konca przytomnych oczkach- DLACZEGO to juz???
Minely prawie 4 miesiace. Nie potrafie sie pogodzic....

I dlatego- ROZUMIEM choc to bardzo bardzo boli
