Kciuki nam bardzo pomogły, dziękujemy serdecznie!
Pojechałyśmy do weta zgodnie z umową o 19:00. Zły Pan Doktor, jak sam siebie określił, dał zastrzyk i Ciap zaczęła powolutku zasypiać. Z początku nic sobie z tego nie robiła, że dostała narkozę i jej zadaniem jest teraz grzecznie zasnąć. Przez pierwsze 5 minut zachowywała się normalnie i w końcu zasnęła sobie u mnie na rączkach, w sumie w ciągu 15 minut... Czułam się dziwnie, jakby zasypiała na zawsze...
Wet kazał iść do domu, powiedział, że jak się Odinka wybudzi, to zadzwoni.
Zadzwonił chyba o 21:30. Mówił, że operacja guzów przebiegła dobrze, trwała ok. 45 minut. Nie powinien to być guz złośliwy, bo był cały otorbiony, a te złośliwce tak szybko się rozrastają, że organizm nie ma szans na otoczenie ich tym glutem. No i wyciął też gruczoł mleczny razem z tym świństwem oraz po jednym gruczole po obu stronach guzów. A szwów założył od groma! Więc czemu tak późno zadzwonił? Ciap bardzo długo wybudzała się z narkozy. No ale już próbuje wstawać, rusza główką i ma się dobrze. Czym prędzej pobiegłam do pokoju, aby obwieścić Fruci Dobrą Nowinę.

Przebrałam się i stęskniona za moim dzieckiem, pojechałam z mamą do weta po paskudę.
Dowiedziałam się, że doszczętnie wszystko zasikała po wybudzeniu

. Moja krew! Dostałam Ciapulke jako hyy... półszczura

bo tył miała jeszcze tak nie do końca sprawny. Wet kazał przykrywać Maleńką, żeby było ciepło. ''Jakby było za gorąco, sama się odkryje, to mądra dziewczynka i wyjątkowo grzeczny pacjent.''
Ale przez noc wszystko się unormowało Zasnęłam dopiero o 1:40, bo ciągle wstawałam do Odinki, niby nie trzeba, ale ja, jako mamusia, chciałam doglądać swoje pierwsze dziecko.

A poza tym, ciągle się wiła. Biedulka nie mogła znaleźć sobie miejsca. Obudziłam się o 5:30, żeby zobaczyć oczywiście co z Ciap. Spała sobie smacznie na kołderce, więc troche się zagrzała. No i pańcia się kimnęła do 10:30.
Gdy raczyłam wstać już na dobre, zastałam Odinkę tak samo, jak nad ranem. Jak wzięłam Malutką na ręce, zauważyłam, że nie ma już na brzuszku tego czegoś srebrnego..., aluminium w sprayu, czy jakoś tak...? Nieważne. Czort wie, co z tym zrobiła. Ale za to, ukazał się śliczny różowiutki brzusio.

W nocy już mogłam dać jej pić, a niedawno ślicznie zeżarła jogurcik. Dostała do klatki pokruszone płatki ryżowe, od razu zaczęła chrupać.

Odiś tak się cieszyła jak wziąłam ją na ręce, zgrzytała ząbkami i pulsowała oczkami!
A Frutututu? A Frutututu nie spała całą noc i nic nie zjadła... Bardzo tęskni do swojej siostrzyczki.

Cały czas siedzi na prętach [nawet odrzuciła szmatki] i gapi się na klatke Odinki... Zaraz je puszczę po łóżku, zobaczymy, jak będzie. Tylko, że Ciap teraz zupełnie inaczej pachnie! No nic. I tak kiedyś będą musiały się obwąchać. Popilnuję.
Do weta pojedziemy znowu gdzieś tak o 13.
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie daję zdjęć.

Już wiem. Dorotka pragnie rozwijać waszą wyobraźnię.

To tak, jak w tej książce bez obrazków.
