Wczoraj zdiagnozowaliśmy problemy Klucha z sercem... dostał prilium, na razie się trzyma. Ma już prawie trzy lata, więc trudno się dziwić. I tak nigdy nie chorował...
Dziś jednak mam złe wieści

I to całkiem niespodziewane...
Dziś odszedł Marquand... mój czarny tłuścioch, najpiękniejszy w stadzie

Nagle siadło serduszko, trwało to niedługo. Po prostu pyk, wczoraj było dobrze, a dziś już nie mamy szczura...
Był tak otyły... próbowałam go odchudzić, ale bez skutku
Kluseczka natomiast ma się nieźle, chociaż z sercowcami to wiadomo jak... no, ale je, pije, porusza się, oddech też dziś jakby nieco lepszy.
Ulli już się odpuszył i odporfirynił, bo przy śmierci Marquanda zdenerwowany był bardzo. Ale już zachowuje się normalnie. Mam nadzieję, że przysadka się nie ruszy.
Nie wierzę, że Marqunia nie ma

To był mój najzdrowszy szczur. Najpiękniejszy. Najbardziej wywalczony, wyciągnięty spod śmietnika, trzy razy operowany. Parę dni temu zaczął mi pulsować oczami na kolanach...
1,5 roku dłużej, niż gdyby nie został uratowany ze śmietnika. To ładny kawałek czasu dla szczura, fakt. Ale za krótko, w dodatku tak niespodziewanie

Ja myślałam, że on leży przy Kluchu i go grzeje, bo Klusek źle się czuje, a było na odwrót
Nie zdążyłam na to forum wrzucić fotek, a mam jeszcze... taki był żwawy, zdrowy, szczęśliwy. Leniwy na starość, to fakt, ale szczęśliwy. Smutno...