Re: Moja włochata heroina - powrót po długiej nieobecności
: wt paź 12, 2010 1:07 pm
ze wsi wróciliśmy w zeszłą środę, ale byłam tak zabiegana, że nie miałam czasu pisać. Ninji chyba trochę pomogło - coraz lepiej sobie radzi, ale dalej muszę jej troszkę pomagać przy jedzeniu i czyszczeniu się. Przez ograniczoną mobilność łapek nie mogła się porządnie umyć i wyczesać 'zużytej' sierści, więc czesanie przejęłam ja ^^
Reszta stada jakoś wytrzymała 2 dni beze mnie i bez wybiegu - karmione były przez jednego z moich współlokatorów. W ramach rekompensaty za 2 dni w klatce dostały świeże jabłka i całonocny wybieg połączony z podgryzaniem mojej pościeli.
Noga Gadzinki wygląda już normalnie, ale dla pewności jeszcze do końca tygodnia potrzymam ją w chorobówce. Zauważyłam, że jest o wiele spokojniejsza niż Gryzelda i łatwiej się ją oswaja. Jest też już sporo większa od siostry i taka jakby bardziej spolegliwa.
Od Gryzeldy zarobiłam przedwczoraj kolejnego głębokiego dziaba (tych pomniejszych szczypnięć już nie liczę). Jest strasznie trudna do oswojenia, podejść podejdzie, weźmie kawałek przysmaku, ale na każdy zbyt szybki ruch z mojej strony reaguje gwałtowną ucieczką. Cowieczorne łapanie jej jest prawdziwym wyzwaniem. Co ciekawsze, kiedy łapię ją z góry albo z tyłu, nie robi problemów. Podobnie kiedy trzymam ją na rękach - próbuje wiać, dopóki przypadkiem nie trafi na koniec mojego palca - wtedy jest >dziab!<
Coraz lepiej opanowuję technikę trzymania jej przy jednoczesnym unikaniu podsuwania paluchów pod dziób.
Nie wiem, co jej robili w tym labie, ale jakbym skur.. dorwała
Przed nami jeszcze sporo pracy.
Na dziś kończę - przepraszam, że bez zdjęć, ale ostatnio jakoś nie mam czasu zgrać ich na kompa. A na razie spadam, bo muszę zebrać się do pracy :/
Reszta stada jakoś wytrzymała 2 dni beze mnie i bez wybiegu - karmione były przez jednego z moich współlokatorów. W ramach rekompensaty za 2 dni w klatce dostały świeże jabłka i całonocny wybieg połączony z podgryzaniem mojej pościeli.
Noga Gadzinki wygląda już normalnie, ale dla pewności jeszcze do końca tygodnia potrzymam ją w chorobówce. Zauważyłam, że jest o wiele spokojniejsza niż Gryzelda i łatwiej się ją oswaja. Jest też już sporo większa od siostry i taka jakby bardziej spolegliwa.
Od Gryzeldy zarobiłam przedwczoraj kolejnego głębokiego dziaba (tych pomniejszych szczypnięć już nie liczę). Jest strasznie trudna do oswojenia, podejść podejdzie, weźmie kawałek przysmaku, ale na każdy zbyt szybki ruch z mojej strony reaguje gwałtowną ucieczką. Cowieczorne łapanie jej jest prawdziwym wyzwaniem. Co ciekawsze, kiedy łapię ją z góry albo z tyłu, nie robi problemów. Podobnie kiedy trzymam ją na rękach - próbuje wiać, dopóki przypadkiem nie trafi na koniec mojego palca - wtedy jest >dziab!<

Nie wiem, co jej robili w tym labie, ale jakbym skur.. dorwała


Przed nami jeszcze sporo pracy.
Na dziś kończę - przepraszam, że bez zdjęć, ale ostatnio jakoś nie mam czasu zgrać ich na kompa. A na razie spadam, bo muszę zebrać się do pracy :/