unipaks pisze:Nie cierp...

Chłoń , chłoń i zapamiętuj te widoki , a potem wycałuj słodkie brzusio

Chłonę, całuję, miziam i rozklejam się...
Dzisiaj okazało się, że TŻ't wróci dopiero w niedzielę, nawet nie będę pisać co myślę, bo to mocno niecenzuralne.
To teraz marudnik...
Martwi mnie Neve, a dokładnie - nasze kontakty. Nie wiem już co zrobić, żeby je poprawić i co jakiś czas świta mi w głowie myśl, że ktoś inny może poradziłby sobie lepiej

. Widzę postępy, jakie zrobiła i je doceniam - w klatce przychodzi na wołanie, w określonych sytuacjach daje się głaskać po pleckach, bierze z ręki jedzonko, daje się złapać i przenieść na krótki (bardzo) dystans bez wielkiej szamotaniny, włazi za plecy i tam potrafi chwilkę posiedzieć. Wie kiedy czas na wybieg i chętnie wtedy wyskakuje jak torpeda z klatki, uprawia biegi z podskokami razem z kolorowymi. Z pozostałymi czuje się świetnie i wiem, że z nimi jest szczęśliwa. To plusy.
A minusy? Bezpardonowo dziabie w to, co gołe. Nie ważne - palec, udo, stopa, łokieć - co znajdzie, to naznaczy. Skończył się też niestety etap miziania w hamaku kiedy przegryzła mi paznokieć... W sumie jest tak, że na wybiegu muszę uważać, i w razie czego chować goliznę. Neviś skrada się i w końcu podchodzi, a ja muszę się ruszyć, by zostało w jej pobliżu tylko to, co osłonięte (o ironio zawsze próbuje podejść od strony stopy albo uda...). Efekt jest taki, że na mój ruch (a wierzcie mi, że bardzo się staram poruszać wolno i z gracją baletnicy) zwykle reaguje ucieczką i tyle... Ja mam potem wyrzuty sumienia, że się ruszyłam, ale próby nieruchomości zawsze kończyły się lżejszym lub cięższym ugryzieniem. A z noszeniem jest tak, że póki trzymam ją jedną ręką wokół ciałka, a drugą podstawiam pod stópki - nie jest zadowolona, ale ją przeniosę. Kiedy położę ją sobie na ręcę, na kolana, gdziekolwiek bez zabezpieczenia - momentalnie ucieka w szaleńczym tempie i z brakiem poszanowania swojego zdrowia (próby skoków z każdej wysokości). Od może tygodnia łapię ją na wybiegu i sadzam z innymi na kolanach, czasem wytrzymuje kilka sekund, ale często tylko odbija się od moich nóg i leci się ukryć

.
Czasem myślę, że w złym momencie trafiłyśmy na siebie - akurat w czas upałów, więc pakowania pod bluzę było tylko kilka dni... Z drugiej strony - to był dla Neve jedyny możliwy moment...
Podsumowując - nie chodzi o to, że sobie nie radzimy, bo wszystko jest ułożone tak, że nie ma większego kłopotu ze zgryźliwością Nevinki. Tylko we mnie cały czas jest poczucie, że nie potrafię dać jej tego, co daję pozostałym i że przez to w pewien sposób jest traktowana gorzej. Mniej miziana, nie chowana pod bluzką, mniej czule traktowana...
Ech, ulało mi się. Kto zdołał przeczytać i ma jakieś podpowiedzi, niech pisze, może jest coś, czego nie wypróbowałam, co można zrobić lepiej!
Leia chyba wczoraj wyczuła moje smuteczki, bo przyczłapała i ułożyła się do miziania, za które chwaliła mnie roznaleśniczając się, zgrzytając zębami w trybie arcygłośnym i pulsując oczkami. Słodzinka

. Jedyna z naszych kochanych, która docenia mizianko...