Gdyby nie to, że taki chory, oddałabym Prezesa w nawet niekoniecznie dobre ręce

.
Oddałabym go byle komu.... i zataiłabym fakt, że
TAK histeryzuje przy zastrzykach.
Osiem lat mam do czynienia ze szczuractwem i nigdy czegoś takiego nie widziałam!
Wczoraj dostał zastrzyk w gabinecie; dosyć łatwo poszło (może był bardziej osłabiony) był tylko nieziemsko obrażony, ale dzisiaj rano.... nie dałam rady; nie było ludzkiej siły: płakał, wyrywał się, wił jak piskorz- a sił za wiele nie ma. W końcu, gdy po czterech podejściach zobaczyłam krew na futerku, samej zachciało mi się beczeć – i skapitulowałam.
Po drodze z pracy, zamieniłam antybiotyk na dobuźny, ale steryd? Uprzedziłam Weta, że jak nie dam rady- przyjdę po pomoc. No i przyszłam........ Pani Doktor się trochę śmiała, jakże: wczoraj twardo twierdziłam, że wolę w zastrzykach, bo pewniejsze i ja rano nie mam czasu, a w ogóle podskórny zastrzyk to dla mnie „rutyna” ... ale nawet Pan Doktor (który wreszcie ten zastrzyk „dokonał”) uznał, że wcale mi się nie dziwi!
J.P. szaleje jeszcze ZANIM igła przebije jego prezesią skórę.... a obrażony jest dłuuuuuuuuuugo!
TAAAKI Samiec Pełnojajeczny....
chce ktoś takiego?
(łeeeeeeee; nie „napalajcie się”- i tak nie oddam! Przecież chorego nie dam, a jak nie będzie już chory, to i aplikowania zastrzyków problem zniknie.... a jak zastrzyków nima, nima też słodszego nad J.P. stworzenia; NIE DAM! )
...............................................
Uffffffff! moje szczęście, że steryda podaje się raz dziennie.... raz dziennie Weta „dam radę”
