nie takim chcę go zapamiętać, ale też zapomnieć o tych właśnie chwilach, to wyrzec się cząstki Dżuma, który bliższym niż w tych dniach już chyba nie mógł mi się stać
był dzielny, ale choroba nie dała mu szansy, każdego dnia coś zabierała
nie mógł trzymać się życia łapkami, ale ząbki opierał na dziobie strzykawki i chciwie pił; z wrogiego obiektu ta strzykawka stała się jego jakby drugą pępowiną; jadł chętnie, choć samemu stopniowo wychodziło mu to coraz gorzej, wychodząc rankiem w zeszłym tygodniu zostawiałam mu talerzyki na tapczanie w klatuszy, w której zabezpieczony spędzał te godziny, wracając zastawałam papki pyszczkiem przemieszane i umorusane kocyki, smutne świadectwo jego prób skorzystania z jadła;
stopniowo rezygnowałam z podsuwania mu jedzenia, którego chciał, ale nie mógł zjeść; co się dało przerabiałam na papki;
coraz wolniej zwalniałam też tłoczek, podążając za jego tempem, lecz i tak wciąż mniej trafiało tam gdzie języczek zagarniał
coś pozbawiało go sił
pozbawiało też okrutnie koordynacji, kiedy byłam blisko podążam za nim dłonią, żeby oszczędzić obnażających wywrotów, kulania się; ale w pracy prześladowała mnie wizja przewróconego żuczka, który nie może wrócić do normalnej pozycji, może marznie,
na początku tygodnia jeszcze na trochę wracałam go szczupakom, właściwie potem byłoby to już zbyt niebezpieczne, za dnia i część nocy spędzał w swojej szufladzie lub słomianym domku
napady bólu na początku trwały kilkanaście sekund, zapierał się przednimi łapkami lub je krzyżował wyprężony, a głowę cofał dociskając brodą do klatki piersiowej, potem nawet do kilku minut trwało zanim przestał mrużyć oczy, szczękać ząbkami i wracał do odprężonej pozycji
po tramal sięgnęłam w niedzielę rano, kiedy ból wdarł się również w rytm oddechu
w poniedziałek z rana w nagłej inspiracji przearanżowałam najwyższe pięterko wykładając je wszystkimi kocykami Dżuma, wstawiła jeszcze jeden domek, zatarasowałam zejście na dół
był obok nich
wstępując z pracy po serek dla niego, odganiałam od siebie myśli, że to na ostatni posiłek, mogło się okazać, że wrócę, Dżum ze smakiem wypije i pójdziemy razem przez następne dni i noce - bure kochanie wypełniające dłoń
nie dał rady nic przełknąć
słoneczny dzień, w ludzkim świecie tak wyróżniony
a moje kochanie:
trzy zastrzyki
przed tym ostatnim
taki był silny, tak walczył
napisałam to żebyście Wy, którzy z nami tutaj jesteście, wiedzieli, że to nie on odpuścił
byłam i jestem w wielkiej niewiedzy do do Dżuma, co do Trudy
zgasiłam ich światło ze strachu przed ciemnością która szła
chciałam dla nich ulgi, choć nie wiem czy jej zaznali
ja nie: i wiem że to było słuszne, i wiem, że nie jest ludzką rzeczą podejmować takie decyzje
miał wystarczyć sam obraz, jak zwykle zabrnęło mi się w słowa
Truda
o Trudzie nie wiem nawet co napisać, powinnam dostać więcej czasu na przyjaźń z nią, czarna Trucizna zasługiwała na więcej
brana na ręce lubiła zwisać z przedramienia całym ciałem, z ramionami szeroko rozwartymi na świat
i ufna, że nie puszczę jej stóp
(...)
______________________________
zostali we trójkę grzmot, dziewczynka i lisek
(i Gudrun za ścianą)
Hermaniątko zwolniło trochę, krótsze są jego eksploracje i poszukiwanie przygód, dłuższe polegiwania; razu jednego, jak wieczorem umościł się i wyciągął w kołdrze, tak do rana jej nie opuścił, dawał brzuszek i stopiny dopieszczać (mmmm), ale na nocny posiłek nie udał się ani razu
teraz już przygotowuję mu porcyjki i kiedy słyszę Urczyka z Witalisem przy miskach w klatce, podsuwam też Hermaństwu;
chętniej je na leżąco, bo kiedy siedzi czuje dyskmfort i co chwilę zmienia pozycję; widzę, że czas już na przeciwbólowe
coraz bardziej mnie wzrusza, a to chyba niedobry znak
gdzie jest - niezależny i mędrkujący jak ten czub ?
a on - nabiera przejrzystości, i nie myślę o kolorze a "konsystencji" Hermaństwa - dłonią „widzi się” wnętrze Słońca
dłoń ucieka też do trzy razy rozcinanego boczku, w którym znów nacieka...
tak
smutki, smutki
małe codzienne radości też, tylko dużo cienia już się położyło
ja chętnie wracam do początków szczupakowa
oczywiście, żal, że to minęło, ale – było
nie tylko ostatnie chwle