Strona 114 z 293

Re: moje szczupaki kochane

: śr mar 02, 2011 5:34 pm
autor: zocha
Ja kiedyś swoim też kładłam obrusik, ale do czasu. PJ od razu zajmował się obrusem i tylko wszystko wywalał i rozlewał :)

Ach te cudne nochalki wystające - wszystkie śliczne http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04158.jpg :D http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04038.jpg :-*

co za ujęcie Wita http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04298.jpg , ale nie wiem czy chciał się załapać na zdjęcie czy raczej uciekał przed tym ;D
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04081.jpg jaki słodziak :-*
no a tutaj http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... 4295-1.jpg ::) ciekawe któremu lepiej :D

Mizianko i buziaki przesyłam dla szczupaczków kochanych :-* :-* :-*

Re: moje szczupaki kochane

: pt mar 04, 2011 10:55 pm
autor: ol.
Paul_Julian pisze:Obrazek
A tu jeden czy dwa ? Uwielbiam zwisające ogony!
dwa ! Wygląda Ulrika, ale ogon jest misiową własnością.
Misiaczek tak zwykł był się okopywać na tej najwyższej półce, sadowił się pod leżącym tam kocykiem to na głowie, to w pozycji bardziej dla siebie łaskawej, i odprawiał swoje ascezy. Urinka towarzyszyła mu często, będąc jednak większą sybarytką i mając obecnie ów kocyk na własność samodzielnie urządza się w ten sposób:
sztuka kokonu Obrazek ;)
zocha pisze:co za ujęcie Wita http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04298.jpg , ale nie wiem czy chciał się załapać na zdjęcie czy raczej uciekał przed tym ;D
no tak, to jedna z pozycji, w której Wit konsumuje obiad, oraz robi kilka innych rzeczy ::)


Denewo, uściski również dla Kislowej :)

jak najwięcej korzystać z ich obecności tu i teraz


cieszę się z każdego dnia z Hermanem
jak ten szczur się patrzy ! zawsze prosto w oczy, jak porozumiewawczo podrzuca głową, kiedy słucha, lub mówi ...
http://www.youtube.com/watch?v=4V0bM4FmlL0
a jeśli coś się zrobi nie po jego myśli, taksuje wzrokiem bez zmiłuj i słyszy się niemal: „weźże ty się człwieku puknij !"
:D , a sam – czub ! :D
może nawzajem o sobie tak myślimy ?

Cudnica Obrazek :-*




zdradzę też na koniec, że zamieszkała z nami nowa lokatorka, ale ponieważ nie wyszła jeszcze zza tapczanu ze szczegółów nici :P

Re: moje szczupaki kochane

: sob mar 05, 2011 10:37 pm
autor: Nietoperrr...
No dobra.Czas na zdemaskowanie nowej lokatorki zza tapczanu...No bo ileż to można czekać na wielkie wyjście?? ;)

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 10:43 am
autor: alken
Nietoperrr... pisze:No dobra.Czas na zdemaskowanie nowej lokatorki zza tapczanu...No bo ileż to można czekać na wielkie wyjście?? ;)
własnie, phee :P

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 3:30 pm
autor: zocha
Ja też już się nie mogę doczekać wieści o nowej lokatorce.

no a tu http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04508.jpg rzeczywiście cudo, ślicznie wygląda :-*

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 4:12 pm
autor: Jessica
zocha pisze:Ja też już się nie mogę doczekać wieści o nowej lokatorce.
i ja :-*

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 5:42 pm
autor: Nakasha
Doszczurzanie się to świetna sprawa. :D Też czekam na wieści. :)

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 6:26 pm
autor: unipaks
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04404.jpg ach, zacałowałabym chyba za ten pysiak przesłodki... :-*
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04081.jpg no nie mogę, znowuż słodki pycholek..! :)
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C03323.jpg zająwszy przednie miejsce u stołu, można łaskawie dać się pożywić i innym ;)
miło wspomnieć, uśmiechnąć się do tego co było :)

Niech lucrin się spisze, trzymamy kciuki żeby lek zadziałał szybko i jak najlepiej!
Proszę wytul od nas wszystkie szczupaki, życżę im żeby marcowe słoneczko ciepło i pogodnie im przygrzewało, a one niech nabierają siły i cieszą się niedaleką wiosną- ściskamy Was! :-*
http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04508.jpg ostatnie śniegi tają :)
(Też ciekawam nowej mieszkanki Szczupakowa ::) )

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 8:16 pm
autor: ol.
już już :)
chociaż ...nie :P
będzie od początku (prześladuje mnie jedna wątpliwość i chcę ją dobrze wyłuszczyć)

(edit: to wyłuszczyłam :o , niecierpliwi niech może od razu zjadą na sam dół ::) )

Czarnoty

Raba, mój pierwszy długowieczny kot Obrazek
(przepraszam za jakość zdjęć, cyknięte cyfrówką stare fotografie)

(były i przed nim i po nim inne, ale koty podwórkowe nie żyją długo, koty podwórkowe nie umierają też, znikają któregoś dnia – jak do tego wcześniej przyzwyczaiły na dzień, dwa, na tydzień, żeby pojawić się zmizerniałe lub z błyskiem w źrenicy oka, ale nadchdzi jeden dzień, który uczyni próżnym dalsze czekanie; nie pojawią się już więcej; przez te wszystkie lata pogrzebałam tylko jednego kota)

Podwórkowo-domowy Raba, później z własnego wyboru – podwórkowy, ale zawsze miał swoje miseczki w pokoju, co moim dziadkom nie mieściło się w głowie.
Co pamiętam z założyciela rodu kociego ? Mniej niż bym chciała. Byłam mała, uczyłam go sztuczek: przeskakiwania z pufy na pufę przez obręcze i ponad batutą (czyli kijkiem) jak nieco większe kotowate widziane w cyrku. Wyprosiłam mu miejsce w mieszkaniu, ale jego ciągnęło na dwór, tam gdzie mieszkały inne koty, nie „moje”, i w końcu stałam się częstrzym bywalcem na ich włościach niż Raba – domu swojego dzieciństwa. Przez całe życie borykał się z nosówką. Był z nami około 5 lat. Niestety „długowieczność” kotów podwórkowych to tylko tyle.

Potem była przerwa, a właściwie nie, potem był okres efemeryd...

Kolejną czarnotą, była Furia, spokojna i mądra kocica, towarzyszka tułaczek.
Obrazek
Z Furią spędziłam milenijny sylwester, w szopie na strychu, na sianie i zakurzonych deskach, o świeczce, która nie starczyła ani do północy. Żadnego innego tak nie wspominam.
Potem nastał ów rok 2000, w Wielkanoc Furia powiła 3 kociaki, jednym z nich był Azeradel, kot-mit Obrazek
Azeradel pomógł Furii dostosować się do nowego miejsca, kiedy przemiął pewien świat. Zamiast mnóstwa szop, chlewików i wielkiego ogrodu – ogródki działkowe, altanka na własność i tyle terytorium ile sobie zagarnęli: Furia objęła władaniem kilka sąsiednich altanek, czy raczej ich poddaszy. Tak się bałam przy tych przenosinach, że się nie dostosuje, ale dobrze się tam czuła, przynosiłam im ciepłe jedzenie, w zimie kładliśmy się we trójkę na tapczanie i nawzajem grzali: ja przykryta Furią na klacie, Azeradlem na brzuchu.
Obrazek
Fur dostawała tabletki (nie byłam wtedy jeszcze przekonana do sterylizacji), mocno się po nich roztyła, ale też stała wielce majestatyczną kocicą Obrazek

Azeradel był wiecznym wędrowcem, kiedy byli we dwójkę, jeszcze nie, ale potem …
Furia przeżyła tam dwa lata, zanim zniknęła na zawsze. Zniknęła.

Wtedy zaczęły się eskapady Azeradla, ileż razy przemierzałam działki nawołując i myśląc, że straciłam go na zawsze. Wracał po tygodniu, po dwóch, w końcu liczyło się nie dni jego nieobecności, lecz te w których zechciał dzielić się swoim towarzystwem.
Potrafiło go nie być miesiącami. Raz mięło chyba pół roku. Pół roku bez kota.
Aż pewnego razu nastąpiły dwa zwariowane kocie dni. W przeddzień moja mama znalazła kociego podrostka na ulicy – Bazyl jak nic. Spędziłam z Bazylem dzień i zamknęłam na noc w altanie, zacegłowałam wachadłowe drzwiczki. Rano zbliżając się do furtki ujrzałam: z prawej strony wybiegającego z krzaków jakiegoś szarego smyka, z lewej szedł mi naprzeciw – Azeradel.
Kiedy otworzyłam drzwi wyszedł Bazyl i przeraził się obu. Przez dwa dni funkcjonowali w tym dziwnym stadle: duży, mniejszy i najmniejszy. Azeradel prychał na dzieciaki, ale był pewny swego na długo nie odwiedzanym terytorium, Bazyl w wielkiej panice przed żywiołowym malcem, malec – Cyrus, twardo przekonany, że tu będzie jego dom.
Dwa dni później Bazyl uciekł, nie wytrzymując presji, nie udało mi się go odnaleźć.
Zostali Cyrus i Azeradel: Obrazek
Mój wędrowiec miał zwichniętą łapę, dał sobie kilka miesięcy na rekonwalescencję, przed kolejną długą eskapadą.
Cyrusa pierwsze wejście na scenę nie było zmyłą, okazał się wesołym, niefrasobliwym kotem, nie był czarny jak poprzednicy ale był moim Słonecznikiem, Cyrkiem: Obrazek
Wiele wieczorów z nim spędziłam, chodząc po zmroku po ogródkach i wołając Azeradla.
Obrazek Obrazek
Przyszedł jednak dzień, że w nawoływanich zaczęło rozbrzmiewać też jego imię...

Nie było kotów i nie chciałam następnych. Wolnść zabierała je zbyt szybko.

Zdarzyło się jednak, że odwiedzałam koleżankę w Poznaniu, ta powitała mnie ... czarnym kociakiem. Cóż było robić ?
Scrabo Obrazek
Obrazek Obrazek
Czarna i lśniąca, wydawała się wiecznym podlotkiem, nimfą, którą interesowała tylko wspinaczka na płoty, drzewa, przynoszenie do altany wszelakich napotkanych żyjątek. Ach te ważki powbijane w dywan, te porozdzierane ptaszki i żabie udka ... !
Lubiła rzeczy drgające, szkliste i śmiertelne.

To tego lata Azeradel powrócił po raz ostatni. Grzał się w słońcu pod drzewem na osiedlu, ta sama czerń, kępka bieli na gardle, to samo spojrzenie. Brakowało tylko jednej nogi, tej kontuzjowanej kiedyś. Kiedy go zabierałam z tej murawy ugryzł mnie, ale potem pamiętał. Odnalazłam go doświadczonym przez życie, ale też nadzwyczaj dostojnym, budzącym szacunek.
Pozostał dwa dni i przepadł, tym razem na zawsze.

Wydawało się, że Scarbo tylko zabawy w głowie, ale dorastała, była przepiękna, gładka, lśniąca, o delikatnej muskulaturze. Byłam już umówiona na sterylkę, kiedy przypałętała się jakaś jelitówka, na wizycie lekarz zdecydował zabezpieczyć ją na ten czas tabletką. Lecz coś się niestety nie udało - na świat przyszło 5 kociąt. Jednemu znalazłam domek. Reszta została z mamą. Scarbo i macierzyństwo ! Jeszcze dodało jej urody, owszem - była lśnieniem nie kotem, ale jej samej nie odpowiadało. W miarę jak kotki rosły, zaczęła ich strasznie nie tolerować, nie chciała żeby się do niej zbliżały, odganiała je i uciekała sycząc. Wieczna hipska, znikała na coraz dłużej, któregoś dnia nie wróciła już.
Dzieciaki choć miały schronienie, jedzenie i opiekę też powoli znajdowały własne drogi. Tak chciałabym wierzyć... trzy kotki znikły w ciągu jednego lata

Został jedyny samczyk z tej gromadki - Dul, Dulczyk – kot-piesek, niekoniecznie przylepa, ale żaden inny tak nie chodził przy nodze, nie siadał tak naprzeciwko w wyczekującej pozie „chodźmy na przechadzkę” : Obrazek Liczyłam na jego wierne trwanie.
W drugim roku zachorował, zabrałam go na kilka dni do bloku i szybko zdrowiał, ale też jeden mały pokój to nie było miejsce dla niego, szalał szukając wyjścia. Wrócił an działkę i nie wiem czy musiał się wyszumieć po niewoli czy po prostu oddechnąć pełną piersią – zniknął. Wrócił wieczorem po tygodniu w opłakanym stanie, nazajutrz poszliśmy po pomoc, ale już nie udało się mu jej udzielić. Przez te wszystkie lata Dul był jedynym kotem, którego pogrzebałam.

Wiem, że wolność to niesłychane marnotrawstwo istnień. Między takimi kotami wyrosłam, chodzącymi własnymi drogami, które w pewnym momencie gubiły się w gąszczach i nigdy nie było wiadomo, czy ten który w nich zniknął wyłoni się czy nie. Mam nadzieję, że chociaż w zamian żyli pełnią życia. Starałam się zapewnić im tyle ile mogłam, choć fakt ten niekoniecznie uwalnia od poczucia winy. Przytoczę garść notatek z dni kiedy Azeradel wrócił po raz ostatni, dwa dni bardzo intensywnego odczuwania

Rozpozałam go w starym, zniszczonym przez życie kocie – ale wrócił !

Azeradel to głębina, której nigdy nie spenetrowałam do końca. Scarbo przy nim fircyk, fircyk z charakterem, być może, ale jest aż nadto wyraźna. Azeradel jest mitem i nawet w konfrontacji z rzeczywistością zwycięża. Jest w ruinie, ale nie budzi litości. Jest pewny swojej przeszłości i obojętny na przyszłość, liczy się słońce na sierści i chwila.
Nie wiem skąd przyszedł i dokąd pójdzie. Być może widzę go po raz ostatni.

Dziś głaszcząc Azeradla na kolanach patrzyłam na powtykane w dywan ważki Scarbo. Nie wiedziałam, że jest ich aż tyle, musiała przywlec w ostatnich dniach. Spłaszczone, zrywające się do lotu, popsute.
Scarbo czaiła się pod krzesłem, w jej oczach wszystie wyrzuty świata.

I to podejrzenie, którego być może już nigdy się nie pozbędę: czy to rzeczywiście Azeradel ?

W wielkanocny poranek 2000 roku nieśliśmy z Adamem do kryjówki Furii dwa nowonarodzone kotki, które zostawiła w trawie: Adam czarno-białego, ja – czarnego.
Tak jak nie wiem czy to właśnie Azeradla oddałam wtedy językowi Furii i życu, ani czy tamten kot przeżył, tak nigdy nie poznam sensu i wyniku tego powtórnego przygarnięcia.
Być może wrócił na swoją ścieżkę, z której tak żadko schodził, ale być może ta ścieżka już się kończyła.
Oceniając rzecz obiektywnie jest bez szans, ale to przecież Azeradel. Azeradel, który nie miał początku i który nie będzie miał końca. O istnieniu tak wątpliwym że nie ima się go teoria prawdopodobieństwa.

Trzy razy zabierałam go na działkę, trzy razy odchodził. Wszystko nieprawda. Ja mogę zamykać oczy i marzyć o wiecznym Azeradlu. Ja mogę karmić się mitem, bo to on wziął na siebie rzeczywistość.


Obrazek


Moja rzeczywistość płynęła czczo. Ale działka była zbyt niebezpiecznym miejscem dla kotów, a w mieszkaniu trzymać ich nie mogłam. Minęło trochę czasu - Herman. Miał być namiastką kota, ale szybko ten durny pomysł przeszacował.
Dalsza historia w większości toczyła się już tutaj.


I dopiero Truda, zaczepiła następne oczko na łańcuch pokoleń moich ukochanych czarnot. Było to tak naturalne: czarny zabłąkany kot, nareszcie odpowiednie warunki – musi być Następcą. Ale teraz miało być inaczej, jest i mieszkanie i skrawek ziemi, musi być inaczej !

...
Była tak krótko lecz zdziałała sporo: odświeżyła mi w palcach pamięć o kocie, delikatnym preludium swojej melancholii przygotowała na nadejście łotorstwa w czystej postaci – Gudrun (bo Gudrun jest potworem. Prawdziwym, pełnokrwistym, na zabój cudownym potworem !), w szczupakowie - pogodziła ostatecznie Misia i Witalisa

… i odeszła

Smukła panienko, mam nadzieję, że przez te cztery miesiące byłaś szczęśliwa. Dziękuję Ci za ten nowy początek.

Obrazek

Gudrun. Jest oczywiście światem samym w sobie, ale samotność jej nie służy. Tu jeszcze z Trudą:

Obrazek Obrazek Obrazek

I tak dochodzimy do przedostatniej soboty.
W pysze swojej jechałam po Vlada wielkiego i czarnego jak smoła.
hm...

Obrazek ???

nic a nic nie mają nade mną władania białe koty – ktoś lub coś postanwił to zmienić
hm...

Obrazek Obrazek

Co więcej imię Vlad nijak nie chciało do niej przylgnąć (choć się przykładałam), przez kilka dni żadne inne imię również :-\ zaczęłam się już obawiać, że przez tę biel (nigdy nie miałam ani nie planwałam mieć białych kotów) ta kicia nie wpisze się w koci ród...

Dziś to jest Greta i ma już swoją poduszkę :)

Re: moje szczupaki kochane

: ndz mar 06, 2011 11:27 pm
autor: zocha
O0
to chyba najdłuższy post jaki na tym forum przeczytałam :)

Piękne kociska, ale mi ciężko byłoby czekać, żegnać i czekać. Najchętniej zamknęłabym je wszystkie i nie pozwalała uciec - choć wiem, że to niemożliwe.


No a nowa lokatorka po prostu cudna.
Podoba mi się tutaj http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04629.jpg te jej "podwójne wąsy" :)
Mam nadzieję, że Gudrun dobrze przywitała koleżankę.

A wracając jeszcze do wcześniejszych czasów, to zdjęcie http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C03618.jpg jest śliczne, obie wyszły super. Gudrun na pierwszym planie z tym spojrzeniem i pozą, no i Truda ze spokojem i lekkim błyskiem w oku patrząca gdzieś w dal :) Piękne...

Wygłaszcz ode mnie obie panny i wymiziaj szczupaczki :-*

Re: moje szczupaki kochane

: pn mar 07, 2011 9:58 am
autor: alken
Greta mi Misiaczka przypomina (chyba jestem dziwna skoro kot przypomina mi szczura :P)...taka kocia poduszka ^-^

Re: moje szczupaki kochane

: wt mar 08, 2011 8:24 am
autor: Jessica
alken pisze:chyba jestem dziwna skoro kot przypomina mi szczura )
;D ;D
świetne kociaki :-*

Re: moje szczupaki kochane

: wt mar 08, 2011 9:39 pm
autor: ol.
alken, coś w tym może być, szczególnie jeśli chodzi o spanie ::)

Mam nadzieję, że Gudrun dobrze przywitała koleżankę.

Gudrun przyjęła ją z wielkim zaciekawieniem, i od początku zacząła męczyć o zabawy, niestety chyba się trochę temperamentami minęły.
Greta jest statecznym ok. 5-letnim kotem. Głównie śpi lub obserwuje ptaki i ryjówki przez okno. Na zabawę poświęca może z 20 min. dziennie :-\ Dziś po południu jak zwykle wymęczałam Gudrun, żeby jak pójdę do szczurów, nie chodziła po sufitach. Gret leżała na tapczanie zwinięta w pozycji jak do snu i zerkała spod ciężkich powiek na naszą zabawę. Kiedy się ku niej zwróciłam i zawołałam – powieki się bez zająknięcia zatrzasły. Nie ma kota :P

Zdjęcie, o którym piszesz zocha, też bardzo lubię, pokemonowa mina Gudrun i eteryczna Trudź. To była para - bardzo różne, ale ich kontrasty świetnie się uzupełniały



Dziś będzie trochę Witalisa, bo fajnieje chłopak z każdym dniem !
Taki jest rozbrajający w tych swoich biegopląsach, czy jak cały w zezach daje nura do rękawa :) Przebiega zaaferowany, ale częstotliwość jego pojawiania się u mojego boku pozwala wierzyć, że lubi te muśnięcia, którymi jest obdarzany. Nie mniej niż kąski wyłuskiwane od czasu do czasu spomiędzy moich zaciśniętych palców ;)
Ta drżąca masa mięśni na myśl mi przywodzi … ale nie, Witalis bardziej jest osadzony w szczurzym świecie

Witalisowy tor przeszkód

A tutaj bardziej wyciszony:

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek :-*

i Herman z Ulriką Obrazek Obrazek

Re: moje szczupaki kochane

: wt mar 08, 2011 9:48 pm
autor: Cyklotymia
Jaki motorek w Witalisowej pupci :) I końcówka, uśmiałam się z tego biegu z koszyczkiem :D

http://s889.photobucket.com/albums/ac94 ... C04581.jpg a to zdjęcie śliczne, takie akuku! :)

Re: moje szczupaki kochane

: wt mar 08, 2011 10:11 pm
autor: Paul_Julian
ol. pisze: Obrazek
A co tam robi moja Kredka ? ;D