Uruk czekał na sposobność, żeby mi porwać ręczniczek, kiedy sprzątałam klatkę. Ponieważ się pilnowałam, udało mu się tylko mały kawałek w ząbki złapać i zbiec do domku. Tam już pozostał, stwierdzając najwyraźniej, że rolka dziś nie darzy, i rozsądniej będzie poprzestać na tym co się upolowało. Nie wiem, ale mocno mi się zdaje po odgłosach, że przekładała ten skrawek po czterech kątach i sprawdzała, gdzie się najlepiej prezentuje
Niestety nadszedł w końcu moment na uprzątnięcie domku. Ledwo kopułę poruszyłam – wypadła z niej Urinka ze swoim strzępkiem w zębach i zaczęła się miotać po pięterku.
Ol. domek wymiotła, potem wycierała w nim podłogę, potem kroiła nowe szmatki – w tym czasie Uryś ze swoim skarbem w zębach stała w kącie, czujna, zdecydowana nie oddać.
Ledwo domek stanął na swoim miejscu – pomknęła z ulgą w oczach złożyć swoje zawiniątko
Rządzenie malutkiej idzie jak po grudzie. Pierwszy i zasadniczy problem – deficyt poddanych
Urczyk jest klatkowym stworem, Herman i Wit - przesławne wagabundy. Wit już w ogóle w klatce nie nocuje, Herman nawet jeśli zaśnie, to po północy bankowo się wyniesie. Uryś nie ma ani kogo przestawiać, ani czochrać. Chciałaby sobie powetować, kiedy spotka żywą duszę na ziemiach ościenych, a wtedy – jej się buntują
Dziś znów była mała scysja pod tapczanem, potem cisza, zajrzałam – w kuwecie Uryś na pleckach, różowe łapencje w górze, mina nietęga, nad nią Witek - mina jeszcze mniej tęga, wystraszony swoją śmiałością

Za chwilę umknął, a dziewczę jęło się otrzepywać ze ściółki
jeden mały Urczyk refleksyjny
