Re: Zefir, Dante i Eden
: czw cze 24, 2010 6:49 pm
Proszę Państwa, na mojej działce był dzisiaj szczur- albo szczurcia właściwie. Młodziutka na 2-3 miesiące, ale wyraźnie nie miała się dobrze. Nie na tyle przynajmniej, żeby uciekać.
Chciałem jej pomóc, poleciałem po transporter i podszedłem z nią do kliniki u mnie- czyli w pruszczu.
Na miejscu lekarz ostrzegł mnie, że to niebezpieczne zajmować się dzikim szczurem ze względu na choroby, ale dodał że zobaczy co da się zrobić.
Osłuchał ją, zmierzył temperaturę i oznajmił, że jest źle, nawet bardzo źle, bo szanse na wyleczenie niewielkie i że niewarte jest to trudu i męki.
Rozejrzał się po nas i doradził, że w takiej sytuacji najrozsądniej byłoby maluszkę po prostu uśpić. Cóż, skoro było tak źle, pomyślałem że najrozsądnie będzie zaufać mu i po prostu się zgodzić. No więc zgodziłem się. Doktor kazał mi wyjśc na chwilę i poczekać na zewnątrz do czasu, aż poprosi mnie z powrotem. No i wyszedłem. Byłem zdziwiony, ale wyszedłem.
Po pięciu minutach poprosił mnie do środka. Już w progu, przejęty sposobem, zapytałem, czy zrobił to humanitarnie?Oczywiście, odpowiedział, po czym przedstawił mi cały proces podawania narkozy i efekt przyjęcia go przez organizm. Szczurek miał po prostu usnąć i nie męczyć się dłużej. Zapytałem więc, gdzie ona jest teraz?
Zdziwił się, że chcę ją zobaczyć. Odparł, że w pomieszczeniu obok i zapytał, czy chcę zabrać ją ze sobą.
Mówię; tak, oczywiście i żeby po nią poszedł.
Poszedł, przyniósł owiniętą, zamknęliśmy transporter i już miałem wychodzić, kiedy powiedział, że to będzie kosztowało.
Pytam, ile?
-No, w takiej sytuacji 35zł- odpowiada
-35?- No tak, byłem zdziwiony, że aż tyle. Zwłaszcza, że w kieszeni miałem tylko pięćdziesiąt i zaplanowane już wydatki. No ale trudno, pomyślałem, skoro nie chce pomóc nam za darmo, niech mu będzie( ten typ zawsze nas zdzierał, nawet kiedy miałem dwanaście lat i przyszedłem do niego z pisklakiem). Dałem mu te pięćdziesiat.
Kiedy odliczał mi w resztę, otworzyłem transporter i na szybko wyjąłem szczurcie. Rozwinąłem papier i szok.
Była po prostu uduszona, zupełny flak, duszony szczur! Oczy mi się przeszkliły z żalu i złości, pytam; co ma znaczyć? i patrzę na niego.
Dziad-doktor poczerwieniał i gada do mnie, że właśnie tak to wygląda, że już po wszystkim.
/Ale to nie miało tak wyglądać, z opisu reakcji na lek szczurek miał po prostu zasnąć, a ten wyglądał jak wyciśnięta ścierka/
I mówię mu, że to nie prawda, że go udusił! W życiu nie widziałem głupszej miny.
-Szczura nie da się udusić- mówi do mnie- to nie możliwe. Nie znam nikogo, kto potrafiłby udusić szczura.
Po czym pokazał mi plamkę krwi i powiedział, że to od kłucia. Ale wiedziałem, że to nie prawda, ta plama była z nosa. Zresztą z nosa dużo jej wyciekło, jeszcze coś białego poza krwią. Patrzyłem na niego i wiedziałem, że kłamie. Bóg jeden wie jak było mi przed tym zwierzakiem wstyd, ale co miałem zrobić, wziąłem resztę, powiedziałem, że nas oszukał i wyszedłem.
Chciałem jej pomóc, poleciałem po transporter i podszedłem z nią do kliniki u mnie- czyli w pruszczu.
Na miejscu lekarz ostrzegł mnie, że to niebezpieczne zajmować się dzikim szczurem ze względu na choroby, ale dodał że zobaczy co da się zrobić.
Osłuchał ją, zmierzył temperaturę i oznajmił, że jest źle, nawet bardzo źle, bo szanse na wyleczenie niewielkie i że niewarte jest to trudu i męki.
Rozejrzał się po nas i doradził, że w takiej sytuacji najrozsądniej byłoby maluszkę po prostu uśpić. Cóż, skoro było tak źle, pomyślałem że najrozsądnie będzie zaufać mu i po prostu się zgodzić. No więc zgodziłem się. Doktor kazał mi wyjśc na chwilę i poczekać na zewnątrz do czasu, aż poprosi mnie z powrotem. No i wyszedłem. Byłem zdziwiony, ale wyszedłem.
Po pięciu minutach poprosił mnie do środka. Już w progu, przejęty sposobem, zapytałem, czy zrobił to humanitarnie?Oczywiście, odpowiedział, po czym przedstawił mi cały proces podawania narkozy i efekt przyjęcia go przez organizm. Szczurek miał po prostu usnąć i nie męczyć się dłużej. Zapytałem więc, gdzie ona jest teraz?
Zdziwił się, że chcę ją zobaczyć. Odparł, że w pomieszczeniu obok i zapytał, czy chcę zabrać ją ze sobą.
Mówię; tak, oczywiście i żeby po nią poszedł.
Poszedł, przyniósł owiniętą, zamknęliśmy transporter i już miałem wychodzić, kiedy powiedział, że to będzie kosztowało.
Pytam, ile?
-No, w takiej sytuacji 35zł- odpowiada
-35?- No tak, byłem zdziwiony, że aż tyle. Zwłaszcza, że w kieszeni miałem tylko pięćdziesiąt i zaplanowane już wydatki. No ale trudno, pomyślałem, skoro nie chce pomóc nam za darmo, niech mu będzie( ten typ zawsze nas zdzierał, nawet kiedy miałem dwanaście lat i przyszedłem do niego z pisklakiem). Dałem mu te pięćdziesiat.
Kiedy odliczał mi w resztę, otworzyłem transporter i na szybko wyjąłem szczurcie. Rozwinąłem papier i szok.
Była po prostu uduszona, zupełny flak, duszony szczur! Oczy mi się przeszkliły z żalu i złości, pytam; co ma znaczyć? i patrzę na niego.
Dziad-doktor poczerwieniał i gada do mnie, że właśnie tak to wygląda, że już po wszystkim.
/Ale to nie miało tak wyglądać, z opisu reakcji na lek szczurek miał po prostu zasnąć, a ten wyglądał jak wyciśnięta ścierka/
I mówię mu, że to nie prawda, że go udusił! W życiu nie widziałem głupszej miny.
-Szczura nie da się udusić- mówi do mnie- to nie możliwe. Nie znam nikogo, kto potrafiłby udusić szczura.
Po czym pokazał mi plamkę krwi i powiedział, że to od kłucia. Ale wiedziałem, że to nie prawda, ta plama była z nosa. Zresztą z nosa dużo jej wyciekło, jeszcze coś białego poza krwią. Patrzyłem na niego i wiedziałem, że kłamie. Bóg jeden wie jak było mi przed tym zwierzakiem wstyd, ale co miałem zrobić, wziąłem resztę, powiedziałem, że nas oszukał i wyszedłem.