Re: Majaki Nocne - Foty, foty, foty! :)
: czw wrz 26, 2013 11:21 am
Nakasha, dziękuję za subtelność nazywania rzeczy, ale on jest, niestety, przede wszystkim gruby.
Ol, na szczęście bracia zwykle są zgodni, a nawet dają przykłady pięknej braterskiej miłości - Groszek biegał wczoraj, trzymając brata za ogon, a Blu wyznaczał bezpieczną trasę. Na co dzień Grosiu radzi sobie w domu bez asysty, ale w pełnym pędzie zdarza mu się wpadać na przeszkody.
Uni, Muszka się wczuła (oczy muchy).
Dwie płcie w domu wymuszają osobne wybiegi. Jednak z chłopaczkami puszczam też Maurycka, żeby zmusić go do większego wysiłku i zrzucania tłuszczyku. Jedynym efektem tego są nieszczęśliwe miny Maurysia, kiedy dwuogonowe komando raz po raz przewala mu się po głowie. Chłopcy nie są dla niego w najmniejszym stopniu złośliwi, po prostu w ferworze zabawy nie zawsze go zauważają... a jak już zauważą, to uważają za fantastyczną trampolinę (i trzeba przyznać, że Maurycy ciężko na to pracuje nad miseczką co wieczór). Grubasek próbował na różne sposoby wytłumaczyć chłopcom, ze marzy o świętym spokoju: ucieczką (w to im graj!), wywalaniem się podwoziem do góry (trampolinka!), a teraz stosuje metodę ostateczną - rozpaczliwa minka, stójka pod klatką albo koło mojej nogi, że aż cały promieniuje przekazem "zabierz mnie stąd, zabierz, weź mnie na rąsie, a najlepiej zanieś do mojej ukochanej miseczki, żebym ukoił nerwy!"
Spełniam też obietnicę daną Fenolce i puszczam ją z młodymi. Chyba to dla niej umiarkowane zadośćuczynienie, bo chłopców nie lubi, podgryza ich w kudłate zadki, czasem któregoś spierze, kiedy się zapomną i próbują potraktować ją jak Maurycka, a przede wszystkim, kiedy pchają się do JEJ pudełka. Ale trochę zawsze z nimi pobiega, więc ją puszczam, dla zdrowia. Ostatnio zasadziła się na trasie do dziewczyńskiej klatki i wybijała chłopcom amory z głowy. I na taka właśnie sytuację wrócił do domu mój mąż. Jak na mnie nie fuknie srogo, że dopiero co Sardynki, a ja tak nieodpowiedzialnie pozwalam Fence z chłopakami, że gdzie mój rozsądek... ale z każdym słowem mówił coraz wolniej, kiedy podstępnie w świadomość wsączały mu się pewne fakty... aż oboje parsknęliśmy śmiechem, niemal składając się na podłodze.
Fenuś biedna w ramach pokuty tonsurkę wyhodowała - łysy placek po martwicy.
Baguli zaczęły słabnąć łapki, zwiększamy dawkę Dostinexu.
Ej chyba się podziębiła, jeśli nie przestanie smarkać, kiedy wrócę do domu, to idziemy do weta.

Ol, na szczęście bracia zwykle są zgodni, a nawet dają przykłady pięknej braterskiej miłości - Groszek biegał wczoraj, trzymając brata za ogon, a Blu wyznaczał bezpieczną trasę. Na co dzień Grosiu radzi sobie w domu bez asysty, ale w pełnym pędzie zdarza mu się wpadać na przeszkody.
Uni, Muszka się wczuła (oczy muchy).

Dwie płcie w domu wymuszają osobne wybiegi. Jednak z chłopaczkami puszczam też Maurycka, żeby zmusić go do większego wysiłku i zrzucania tłuszczyku. Jedynym efektem tego są nieszczęśliwe miny Maurysia, kiedy dwuogonowe komando raz po raz przewala mu się po głowie. Chłopcy nie są dla niego w najmniejszym stopniu złośliwi, po prostu w ferworze zabawy nie zawsze go zauważają... a jak już zauważą, to uważają za fantastyczną trampolinę (i trzeba przyznać, że Maurycy ciężko na to pracuje nad miseczką co wieczór). Grubasek próbował na różne sposoby wytłumaczyć chłopcom, ze marzy o świętym spokoju: ucieczką (w to im graj!), wywalaniem się podwoziem do góry (trampolinka!), a teraz stosuje metodę ostateczną - rozpaczliwa minka, stójka pod klatką albo koło mojej nogi, że aż cały promieniuje przekazem "zabierz mnie stąd, zabierz, weź mnie na rąsie, a najlepiej zanieś do mojej ukochanej miseczki, żebym ukoił nerwy!"

Spełniam też obietnicę daną Fenolce i puszczam ją z młodymi. Chyba to dla niej umiarkowane zadośćuczynienie, bo chłopców nie lubi, podgryza ich w kudłate zadki, czasem któregoś spierze, kiedy się zapomną i próbują potraktować ją jak Maurycka, a przede wszystkim, kiedy pchają się do JEJ pudełka. Ale trochę zawsze z nimi pobiega, więc ją puszczam, dla zdrowia. Ostatnio zasadziła się na trasie do dziewczyńskiej klatki i wybijała chłopcom amory z głowy. I na taka właśnie sytuację wrócił do domu mój mąż. Jak na mnie nie fuknie srogo, że dopiero co Sardynki, a ja tak nieodpowiedzialnie pozwalam Fence z chłopakami, że gdzie mój rozsądek... ale z każdym słowem mówił coraz wolniej, kiedy podstępnie w świadomość wsączały mu się pewne fakty... aż oboje parsknęliśmy śmiechem, niemal składając się na podłodze.

Baguli zaczęły słabnąć łapki, zwiększamy dawkę Dostinexu.
Ej chyba się podziębiła, jeśli nie przestanie smarkać, kiedy wrócę do domu, to idziemy do weta.