Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...
: sob kwie 18, 2009 8:41 pm
Przekora jest widać wpisana w naturę szczurków - nie wiadomo dokładnie , skąd Szczurcia wie , że jest właśnie sobota lub niedziela i można by było nieco dłużej pospać , lecz wie to na pewno i pewnym jest też , iż pospać nam nie da .
Owąż świadomością nastania soboty lub niedzieli wiedziona , jawi się na weekendowym posterunku z żarliwą gorliwością oddanego żołnierza , skacząc po całym łóżku tak , jakby w tych konkretnych momentach posiadała wagę wielokrotnie przewyższającą jej ciężar rzeczywisty . Szczególnie dużo uwagi podczas swoich skoków poświęca naszym głowom , a konkretnie twarzom , co sprawia , że zderzenie przejawów radosnej świadomości weekendowej Szczurci z fizykalnie odczuwalną świadomością zaistniałej
w naszym domu sobotnio-niedzielnej reguły bywa dość bolesne . Zupełnie jakby ogonek pragnął wynagrodzić nam brak podobnych doznań ze strony latorośli w czasach , kiedy była dziecięciem ; męczy nas z zapałem , prezentując czysto dziecięcą , niewyczerpaną pomysłowość na budzenie swojej ludzkiej rodziny w owe wolne dni ; życzliwe serce to najlepsze pokrewieństwo .
Zbytecznym jest chyba dodawać , iż rozskakana krewna nijakiej połajanki
z naszej strony obawiać się nie musi , a i pieszczot należnych wszelakich odmówić jej nie potrafimy .
Protest wszelako podnosimy głośny a szczery już moment później , kiedy pozostawieni przez Szczurcię radujemy się wielce chwilą wytchnienia
i odpływamy w błogi ciału oraz duszy sen , a z tego snu wyrywają nas niepokojące dźwięki .
Jakoś udaje mi się przeczekać szelest reklamówki , modelowanej przez niunię na nowo od wewnątrz , całkiem też dzielnie ignoruję odgłosy gryzienia , dochodzące z tego miejsca na podłodze , w którym w sposób wyraźnie prowokacyjny TŻ porzucił swoje klapki .
Nie udaje mi się natomiast zachować spokoju w obliczu dochodzących do moich uszu - kojarzących się niemile z darciem papieru - akustycznych efektów , budzących uśpione jakiś czas temu obawy o ewentualny tom beletrystyki odłożony na stolik przed zapadnięciem w sen . Głowa sama podrywa mi się w powietrze i przez zasnute wciąż jeszcze sennym marzeniem oczy widzę na stole Szczurcię ; gdy tylko udaje mi się rozpoznać , że ogonek po prostu redukuje nadmiar informacji prasowych , opadam z powrotem na poduchę – strata niewarta uwagi .
Słyszę TŻ mamroczącego jakoweś obelgi na szczura paskudnego
a niewdzięcznego ; wygląda na to , że najwyraźniej zapoznał się już był ze skutkami wczorajszego niedopatrzenia . Tłumię nielojalny chichot , jaki usiłuje wydobyć się z mojego gardła , po czym naciągam kołdrę na głowę
i siłą woli przyzywam na powrót piękne obrazy z mojego snu .
Nie jest mi to jednak dane : coś jakby szuranie przerywane od czasu do czasu głośnym dość brzdękiem irytuje moje uszy ; dźwięki dobiegają nieco
z góry i nie kojarzą mi się z niczym , zmuszając mnie tym samym do sprawdzenia , co i gdzie wyrabia nasze słoneczko .
Rzut oka na tyły pokoju wyjaśnia tajemnicze hałasy – słoneczko stoi
w szerokim rozkroku na oparciu fotela i z zapałem huśta wiszący tam obrazek , który co chwilę zmienia swoje położenie o jakieś 45 stopni , wracając zaś na pierwotne miejsce na ścianie , uderza z rozmachem o spód pasteli wiszącej powyżej .
- Heeej ! – rzucam ostrzegawczo w stronę ciurki .
Ogonek wychodzi ze słusznego założenia , iż kto ucieka , ten winnym się staje , i pozostaje na miejscu , zwracając ku mnie pyszczek z niewinną
( a jakże ) minką . Z niejakim spóźnieniem dostrzega , że zdradzają go obejmujące ramkę łapki , puszcza więc zmyślnie obrazek , i aż brakuje mi
w tej scence gestu otrzepywania łapek ; tymczasem rozhuśtana pastela znowu postukuje o sąsiadkę , aż słychać odzywające się szkło .
- No przestań , ty mała paskudo ! – wołam i mała paskuda znika przezornie w swoim królestwie ścieków za narożną szafką … by rozpocząć nową zabawę , gdy tylko udaje mi się z westchnieniem ulgi zamknąć oczy .
Wychodzę z łóżka ignorując stłumione pochrząkiwania mojej gorszej połowy
i oczywiście nie jestem dość szybka , by pochwycić psotnicę na fotelu , ale tym razem postanawiam działać zdecydowanie – szybka decyzja to wszak połowa zwycięstwa – sięgam więc sprytnie za mebel , by pochwycić sierściucha w kolanku hydraulicznym , gdzie się schronił .
Niestety będąca tak blisko połowa zwycięstwa staje się udziałem Szczurci , która już błyskawicznie zjeżdża w dół po tylnej ściance szafki ,
a następnie – co za spryciula ! – wyhamowuje w połowie wysokości i klinuje się między ścianą pokoju a meblem , zapierając się tam wszystkimi czterema łapskami . Kiedy wracam do łóżka smakując gorycz porażki , słyszę ją już, jak oczywiście wspina się zwinnie na górę ; po chwili inicjuje zabawę na nowo .
Ofuknięta przeze mnie raz i drugi , przerywa – aliści na moment tylko – przechyla łepek wdzięcznie i jakby z zastanowieniem , następnie powraca do swego radosnego zajęcia .
Rzucam w jej stronę obelgami brzmiącymi niczym z piekła rodem imię , ale zdaniem Szczurci nie każdy musi być zaraz jakimś aniołem , poza tym – byli święci przed nami , będą i później ; i ogonek ze zdwojoną energią pastwi się nad sztuką .
Kładę temu wreszcie kres , stając przy fotelu i przywołując rozbestwioną ciurkę kawałkiem banana , który spożywa przy nas , uniesiona przeze mnie do łóżka .
Zasypiam , lecz nie na długo – dochodzą mnie znajome odgłosy , jakie wydają tylko metalowe kółka przy paskach mojej skórzanej torebki , której nie umieściłam poprzedniego wieczoru gdzieś na wysokościach i pewnie jej też nie zamknęłam .
Całkiem już przytomna wstaję z irytacją - skleroza nie choroba , tylko nogi bolą .
A w pracy dziwią się , gdy słyszą , że w sobotę siadam do porannej kawy już przed siódmą rano .
Owąż świadomością nastania soboty lub niedzieli wiedziona , jawi się na weekendowym posterunku z żarliwą gorliwością oddanego żołnierza , skacząc po całym łóżku tak , jakby w tych konkretnych momentach posiadała wagę wielokrotnie przewyższającą jej ciężar rzeczywisty . Szczególnie dużo uwagi podczas swoich skoków poświęca naszym głowom , a konkretnie twarzom , co sprawia , że zderzenie przejawów radosnej świadomości weekendowej Szczurci z fizykalnie odczuwalną świadomością zaistniałej
w naszym domu sobotnio-niedzielnej reguły bywa dość bolesne . Zupełnie jakby ogonek pragnął wynagrodzić nam brak podobnych doznań ze strony latorośli w czasach , kiedy była dziecięciem ; męczy nas z zapałem , prezentując czysto dziecięcą , niewyczerpaną pomysłowość na budzenie swojej ludzkiej rodziny w owe wolne dni ; życzliwe serce to najlepsze pokrewieństwo .
Zbytecznym jest chyba dodawać , iż rozskakana krewna nijakiej połajanki
z naszej strony obawiać się nie musi , a i pieszczot należnych wszelakich odmówić jej nie potrafimy .
Protest wszelako podnosimy głośny a szczery już moment później , kiedy pozostawieni przez Szczurcię radujemy się wielce chwilą wytchnienia
i odpływamy w błogi ciału oraz duszy sen , a z tego snu wyrywają nas niepokojące dźwięki .
Jakoś udaje mi się przeczekać szelest reklamówki , modelowanej przez niunię na nowo od wewnątrz , całkiem też dzielnie ignoruję odgłosy gryzienia , dochodzące z tego miejsca na podłodze , w którym w sposób wyraźnie prowokacyjny TŻ porzucił swoje klapki .
Nie udaje mi się natomiast zachować spokoju w obliczu dochodzących do moich uszu - kojarzących się niemile z darciem papieru - akustycznych efektów , budzących uśpione jakiś czas temu obawy o ewentualny tom beletrystyki odłożony na stolik przed zapadnięciem w sen . Głowa sama podrywa mi się w powietrze i przez zasnute wciąż jeszcze sennym marzeniem oczy widzę na stole Szczurcię ; gdy tylko udaje mi się rozpoznać , że ogonek po prostu redukuje nadmiar informacji prasowych , opadam z powrotem na poduchę – strata niewarta uwagi .
Słyszę TŻ mamroczącego jakoweś obelgi na szczura paskudnego
a niewdzięcznego ; wygląda na to , że najwyraźniej zapoznał się już był ze skutkami wczorajszego niedopatrzenia . Tłumię nielojalny chichot , jaki usiłuje wydobyć się z mojego gardła , po czym naciągam kołdrę na głowę
i siłą woli przyzywam na powrót piękne obrazy z mojego snu .
Nie jest mi to jednak dane : coś jakby szuranie przerywane od czasu do czasu głośnym dość brzdękiem irytuje moje uszy ; dźwięki dobiegają nieco
z góry i nie kojarzą mi się z niczym , zmuszając mnie tym samym do sprawdzenia , co i gdzie wyrabia nasze słoneczko .
Rzut oka na tyły pokoju wyjaśnia tajemnicze hałasy – słoneczko stoi
w szerokim rozkroku na oparciu fotela i z zapałem huśta wiszący tam obrazek , który co chwilę zmienia swoje położenie o jakieś 45 stopni , wracając zaś na pierwotne miejsce na ścianie , uderza z rozmachem o spód pasteli wiszącej powyżej .
- Heeej ! – rzucam ostrzegawczo w stronę ciurki .
Ogonek wychodzi ze słusznego założenia , iż kto ucieka , ten winnym się staje , i pozostaje na miejscu , zwracając ku mnie pyszczek z niewinną
( a jakże ) minką . Z niejakim spóźnieniem dostrzega , że zdradzają go obejmujące ramkę łapki , puszcza więc zmyślnie obrazek , i aż brakuje mi
w tej scence gestu otrzepywania łapek ; tymczasem rozhuśtana pastela znowu postukuje o sąsiadkę , aż słychać odzywające się szkło .
- No przestań , ty mała paskudo ! – wołam i mała paskuda znika przezornie w swoim królestwie ścieków za narożną szafką … by rozpocząć nową zabawę , gdy tylko udaje mi się z westchnieniem ulgi zamknąć oczy .
Wychodzę z łóżka ignorując stłumione pochrząkiwania mojej gorszej połowy
i oczywiście nie jestem dość szybka , by pochwycić psotnicę na fotelu , ale tym razem postanawiam działać zdecydowanie – szybka decyzja to wszak połowa zwycięstwa – sięgam więc sprytnie za mebel , by pochwycić sierściucha w kolanku hydraulicznym , gdzie się schronił .
Niestety będąca tak blisko połowa zwycięstwa staje się udziałem Szczurci , która już błyskawicznie zjeżdża w dół po tylnej ściance szafki ,
a następnie – co za spryciula ! – wyhamowuje w połowie wysokości i klinuje się między ścianą pokoju a meblem , zapierając się tam wszystkimi czterema łapskami . Kiedy wracam do łóżka smakując gorycz porażki , słyszę ją już, jak oczywiście wspina się zwinnie na górę ; po chwili inicjuje zabawę na nowo .
Ofuknięta przeze mnie raz i drugi , przerywa – aliści na moment tylko – przechyla łepek wdzięcznie i jakby z zastanowieniem , następnie powraca do swego radosnego zajęcia .
Rzucam w jej stronę obelgami brzmiącymi niczym z piekła rodem imię , ale zdaniem Szczurci nie każdy musi być zaraz jakimś aniołem , poza tym – byli święci przed nami , będą i później ; i ogonek ze zdwojoną energią pastwi się nad sztuką .
Kładę temu wreszcie kres , stając przy fotelu i przywołując rozbestwioną ciurkę kawałkiem banana , który spożywa przy nas , uniesiona przeze mnie do łóżka .
Zasypiam , lecz nie na długo – dochodzą mnie znajome odgłosy , jakie wydają tylko metalowe kółka przy paskach mojej skórzanej torebki , której nie umieściłam poprzedniego wieczoru gdzieś na wysokościach i pewnie jej też nie zamknęłam .
Całkiem już przytomna wstaję z irytacją - skleroza nie choroba , tylko nogi bolą .
A w pracy dziwią się , gdy słyszą , że w sobotę siadam do porannej kawy już przed siódmą rano .