ja też mam taki sen z dzieciństwa, który wraca nieproszony..
a "leci" to zawsze tak:
wielkie puste pole, a na nim wielki namiot cyrkowy.
nasze miasteczko opanowuje niemieckie wojsko(?

) i wszystkim każe iść do cyrku.
zapędzają nas, wszyscy siedzą przybici na widowni, i ktoś wywołuje mnie na scenę.
i nagle ja wiem (nie wiem skąd i nie wiem co), że coś strasznego się stanie. i chcę się odwrócić i wszystkich ostrzec ale nie mogę, bo straciłam głos (?)
niby krótkie, ale w rzeczywistości długo się ciągnęło. i zawsze budziłam się spocona.
i często szło troszkę dalej, niewiele wnosiło, a dużo więcej zmęczenia próbami ucieczki było.
a najgorsze jest to, że wraca. i choć go znam, zawsze się boję.
kilka lat temu czytałam opowieści Poego, i tam jest jedno opowiadanie właśnie z takim snem, który się rozwijał, a potem przydarzył się rzeczywiście. brr. niestety tytułu nie pamiętam.
zresztą, najokropniejsze są właśnie te sny, w których chce się komuś pomóc, a nie daje się rady,albo ta osoba nie chce.
sen ze "skrzydłami"- miasto na skalistej wyspie, i wszyscy wiedzą, że nadchodzi katastrofa, miasto zaleje, wszyscy chcą się wspiąć na skalisty szczyt, ale wiadomo, że się wszyscy nie zmieszczą. ogromna część ludzi się nie zmieści.
ja mam jako jedyna skrzydła(??) i wiem, że to mnie uratuje. ale widzę, że wśród tej części, która nie dotrze na szczyt, jest moja mama i ośmioletnia siostrzyczka. skrzydeł im nie oddam, choćbym nie chciała, a uradzę tylko jedną osobę. i tragiczny dylemat- mama mówi,żeby ją zostawić, a żebym myślała o Mańce(siostra). i za każdym razem łapię je i tak obie, i ogromny wysiłek i wiem, że nie dam rady...no i pobudka w potokach potu.
trzeci sen, co mnie ostatnio nawiedza. ogromny las. no wiekowy bardzo, puszcza pierwotna. latam, ale nie mam skrzydeł. i trzymam w ramionach małą, kochaną, śmiertelnie wystraszoną wiewióreczkę. muszę ją chronić i siebie, ale szczególnie ją chcę ochronić. uciekamy bez końca, bo ciągle nasza kryjówka jest odkrywana. i latamy tak po puszczy...a kto nas goni i przed kim chronię to małe stworzonko??...przed krwiożerczą białą wiewiórką z czerwonymi oczami.....
niby śmiszne, ale mama co chwila w nocy mnie wstawała przykryć, bo rzucałam kołdrą i krzyczałam i prosiłam przez sen...
ja z tych krzyczących i płaczących przez sen
jaaaaj, alem się rozpisała
