Re: moje szczupaki kochane
: czw cze 02, 2011 9:24 pm
No i czwartek prawie minął, mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze.
A kluseczki... aż chce się "schrupać"
A kluseczki... aż chce się "schrupać"

Ol. Tobie nie ma co wybaczać... Trzymaj się mocno ! Jak będziesz chciała, to opowiesz, co się stało.ol. pisze:Herman nie żyje
zgotowałam mu prawdziwą kaźń
wybaczcie
trochę wcześniej, w początkach swoich wypadów na nowe terytoria:Od pewnego czasu czubowi tak się w łepetynie poprzestawiało, że praktycznie nie uznaje już rozrywek pokojowych: rury – nudy, regał – nudy, kartony - nudy. Prawdziwe życie Hermańskiego źdźbła zaczyna się dopiero za drzwiami pokoju .
Nie ma dnia, żeby swoich włości nie odwiedził, choć nie zawsze na tak długo jakby chciał (kiedy jujki mają parcie na kwiata albo ochotę na tapczanorąbankę, a Herman akurat w planach wyprawę rabunkową na stół kuchenny, tudzież wizytę w zlewie i nawiązanie kontaktu z kuzynami kanalarzami poprzez otwór odpływowy … zazwyczaj kończy się to tym, że to Herman ląduje pod zamkniętymi drzwiami). Dzisiaj jednak inni usunęli się w dobroczynny cień, więc Herman miał okazję pofolgować swojemu zamiłowaniu do włóczęgostwa .
Dopiero kiedy już na prawdę czułam, że nogi mam jak słoń zawróciłam go do pokoju.
Wtedy nadeszła pora na perswazję mimiczną, wielce dramatyczną, a ponieważ i to nie dało rezultatu - warowanie.
Warował dzielnie, czub mój do pozłoty, tak, że aż głowa zaczęła mu się kiwać . Ale otrząsał się co jakiś czas i dalej wlepiał ślepia w drzwi.
Aż w pewnym momencie któregoś z kolei otrząsu byłam świadkiem jak myśl zstępuje na szczura i rozpromienia jego rysy – Herman przypomniał sobie o komodzie ! (na komodzie ostatnio spożywa się u nas truskawki)
To była zmiana jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – na Hermana zstąpiła myśl, niemalże zmaterializowana jej postać !
I czarne słońce jak nowo narodzone pokicało na komodę
Zwiedził wszystko co było do zwiedzenia: każdy z osobna kąt, każdy but, każdą sztukę odzieży wierzchniej wiszącą na wieszaku, wszystkie wiadra, pojemniki, siatki. Zaliczył wszystko gdzie się dało wejść, gdzie się nie dało – choćby nos wetknął.
I następnego dnia toż samo.
Teraz, kiedy te swobody wypadałoby ograniczyć, a już na pewno uczynić bardziej dyskretnymi, ze strony Hermana trochę trudno o zrozumienie. O współpracy nie wspomnę.
Za każdym razem kiedy drzwi do pokoju się otwierają Jego Hermańska Mość nie ma najmniejszych wątpliwości, że to gwoli jego osobistym pożytkom. Nie wahając się ani przez chwilę, startuje. Nie widzi ręki, która go grzecznie usiłuje wyprowadzić z błędu. Wymawnewrowuje ją, nie spojrzawszy nawet, wpatrzony w przyzywającą go nową przestrzeń. Jest ponad rzucanymi przeze mnie pod nosem epitetami typu „głupi czub”. Tak zafiksowany na dal, zasłuchany w zew kosza na śmieci, że brany, ba !, wzięty na ręce jeszcze sobie sprawy ze zmiany nie zdaje i wykonuje kroki w upatrzonym kierunku.
Pochwycony, lekko wyczochrany i odstawiony na tapczan lub fotel nie traci nawet czasu na uzasadnione w takich okolicznościach fochy, tylko nie oglądając się mknie znowu ku drzwiom. Niepomny, że dźwierza się właśnie zamykają, przecież jeżeli zdąży wcisnąć między nie a framugę choćby fragment swojej cennej osoby, to nie zamkną się do końca, przyjdzie awanturnica i będzie go zawracać, ale jest szansa na wypad w nieznane gdzie syreni śpiew i cuda niewidy !
Z Hermana jestem dumna. Wie już, że siłą Witalisa nie położy, więc kombinuje inaczej. Podchodzi, kiedy tamten się myje lub wypoczywa, kładzie na nim łapy, chwilę iska z pozycji szefa, po czym przestępuje nie omieszkując kaptura oznaczyć. Jeśli przypadkiem Witalis w tym momencie miałby jakieś ale, nie ma go już do kogo zgłosić, bo Herman kończy swoje manewry oddaleniem się w drugi koniec klatki. Tam się rozkłada, mniej szlachetny koniec zwróciwszy do Wita i udaje, że nic się nie stało.
Reaguje za to kiedy Witalis za bardzo się rozbryka i ktoś inny znajdzie się w opałach, wkracza wtedy pomiędzy skłóconych i też kładzie łapy na Witalisie.
Sam jednak również potrafił być oddanym towarzyszem, kiedy mu się chciało:Herman urodzony oportunista odkąd wyczaił, że pozycja na trupa jest nieoceniona do żerowania na cudzych instynktach macierzyńskich, kiedy tylko może raczy nas widokiem swojego brzuszyska wywalonego do góry. Do działania przystępują wtedy Michu lub Pistol i iskają go z oddaniem od góry do dołu (ja też jak sęp na to zlatuję i miętolę sobie stópki ). Michu iskał ostatnio czubową szyję, podgardle i bródkę tak wysoko, że omal mu i zębów z rozpędu nie wyiskał. A czub leży wtedy z półotwartą mordą, palcem nie kiwnie, czasami pojękuje, omal się z tego błogostanu nie rozpłynie. Niech jednak któryś z oporządzaczy zrobi przerwę na oddech, czub podnosi głowę i wierzga zniecierpliwiony aby wznowić czynności. Psie żebry, koński uśmiech – szczur jak się patrzy.
Mimo początkowych nieporozumień, Witalisa przyjął dobrzeHerman i Misiu na hamaku - sami, kiedy inni biegali po pokoju. Herman się myje, zamaszyście - jak to ma w zwyczaju. Misiu najdelikatniej jak potrafi podsuwa swoją posrebrzaną głowę ku grzmotowi, ten nie przerywając czynności przechodzi do iskania Misiaka. Misiu cichutko piska, ale głowy nie cofa, czub się reflektuje i iska łagodniej.
Potem zasypiają, jedna przy drugiej mordka. Oddychają równo jak wioślarze.
Dziś z Hermanem ukradliśmy mi bułkę na śniadanie !
Potrafi się grzmot zakrzątnąć i ofiarę na wspólnika przerobić.
Najpierw niewinnie wystaje pod drzwiami, wypuszczony zajączkuje pomiędzy zakamarkami - taaaki wesoły i bezinteresowny.
Wreszcie namierza zdobycz. I jakże nie podsadzić stwora, którego wymowne spojrzenia na przemian z karkołomnymi balansami ciała dają do zrozumienia, że jest paląca potrzeba wejść na stół ?
Jak po raz drugi łupieżcy nie wspomóc skoro zaprzyjaźniona buła rada by do klatki ? wiadomo...
Potem jeszcze wartę trzymałam na czas upychana buły w kąciku za domkiem (do domku nie dało się, przynajmniej nie pod tym kątem, który Herman forsował ).
Tak to było.
Teraz śpi snem zasłużonego. Z bułki co prawda nie skorzystał prawie, bo zaraz dalej poleciał szukać przygód, ale liczy się samo przedsięwzięcie
Szczupaki, każdy w swoim kącie, jeszcze w skupieniu jadły, kiedy czub dawał popis zarazem zaradności, fantazji i wyśmienitego humoru.
Talerz stał w odległości może 30 cm od magazynu Hermana – dystans, na którym trudno nabrać prędkości, jeszcze trudniej zrobić to w podskokach. Grzmocisko dokonało jednego i drugiego . Kicając !
Nogi rozjeżdżające się na chipsi, karkołomne zakręty, susy wyliczone zbyt niefortunnie, żeby wskoczyć do domku bezurazowo (nieraz podskakując zawadzał głową o wylot) – nic go nie zrażało kiedy obracał w tę i z powrotem z marchewką lub bobem w zębach. Ułożył całkiem pokaźny stosik.
Zając jak malowany, czarny wariat ! (Hermańskie źdźbło - to jego nowe przezwisko )
Potem na wybiegu, ufny w swoją szczęśliwą gwiazdę, zaczaił się na pomarańczę. I też by ją zaciągnął pod tapczan na pewne zmasakrowanie przez piranie, gdyby nie to, że nie zmieściła się w dziurze
jak ten szczur się patrzy ! zawsze prosto w oczy, jak porozumiewawczo podrzuca głową, kiedy słucha, lub mówi ...
a jeśli coś się zrobi nie po jego myśli, taksuje wzrokiem bez zmiłuj i słyszy się niemal: „weźże ty się człowieku puknij !"
, a sam – czub !
może nawzajem o sobie tak myślimy ?
Hermancki-ekstrawagancki, nie bez podstaw zwany jedynym – wywalczył sobie pewne osobiste przywileje i uparcie je egzekwuje. O wędrówkach po mieszkaniu już pisałam. Teraz przyszła pora na indywidualne godziny wybiegu
Inni już dawno zażyli ruchu, kiedy on dopiero kończy sjestę.
Następuje obowiązowe nawiedzenie: kuchni pod hasłem - „co by tu zjeść” (dziś wysępił migdała), korytarza - „co dwunogi przyniosły pod butami” i drugiego pokoju - „może uda się wślizgnąć do tamtejszego tapczanu i przerobić na gniazdo trzecie prześcieradło” - po tym toczącego oczami Hermana lektyka odwozi na jego teren ...
Pozostaje już tylko położyć się pod regałem i ciężko wzdychać. Szczupaki jeszcze trochę latają i schodzą się do klatki dopiero na kolację.
Herman posiliwszy się cierpi oczywiście na syndrom niewylatania: siada lub staje w koszyku i zgrywa niebożę dopóki nie zostanie wypuszczony. Wtedy dopiero, kiedy pod nogami nikt mu się nie plącze przeprowadza inspekcję pokoju, tak dla formalności - niedługo, po czym wdrapuje się na tapczan gwoli oddania się ulubionej rozrywce wieczornej - czynieniu odwiertów w pościeli. Trochę mu zajmuje rozepchanie sobie miejsca na legowisko i dopiero kiedy każda najmniejsza fałda leży tak jak leżeć powinna (Herman-pedant) można składać mu hołdy.
Dopieszczany dłonią przechodzi przez różne formy istnienia: mors - kot - kret - glizda - lew
a wszystko przy wtórze mojej mantry: mój mój mój mój mój ...