Tylko nie potwory.

To malutkie, słodkie, kochane szczeniaczki.
Z Pavati lepiej, a my walczymy o Venus...
Zaczęła słabnąć i tracić równowagę, a następnego dnia leżała na boku i charczała, nie jadła, nie piła, nie ruszała się, traciła temperaturę. Myślałam, że odejdzie... Wczoraj było już lepiej, była w stanie jeść i umyć się. Charczenie znikło, ale serduszko nie pracuje dobrze.

Bardzo się o nią martwię...
Dzisiaj jest jeszcze lepiej, Venus jest w stanie poruszać się po klatce i nie muszę jej już dogrzewać. Była w takim stanie, że myślałam, że pojedziemy ją uśpić...

bezwładnie leżała na boku, zaporfiryniona, z dusznościami i rzężeniem w płucach... ale antybiotyk i furosemid zadziałały cuda, mimo kryzysu drugiego dnia leczenia. Dzielna Venus! Moja kochana praprawnusia.
Jak stanie na nogi zrobimy jej jeszcze raz RTG...
Na pocieszenie wrzucam przerażające zdjęcia moich przerażających dzików:
Chłopcy zestresowali się otwartą przestrzenią (w formie fotela

), wleźli mi na ramiona i nie było mowy o dalszym foceniu czy kręceniu filmików.