wczoraj lily miała odwiedziny dwóch szczurzych koleżanek, przyszły do niej esme i szynszylka. liluś bardzo się ucieszyła z odwiedzin, pobawiły się razem na łóżku, lily napadła na esme i wyczyściła jej całe czółko, ganiała szylę i skakała jej na plecy i była najbardziej aktywnym szczurem. ach, no i wspólnie ukradły herbatniczek. lily trzymająca herbatnik pionowo, jak żagielek, szalejąca po kołdrze, bo jak wiadomo, herbatnika trzymanego pionowo nie da się schować pod kołdrę.... widok komiczny. wreszcie zeszła za materac i pędziła wzdłuż niego, a herbatnik tak smutno pukał o ścianę...
za lily latały esme i szyla, bo też chciały herbatnik. w końcu się połamał.
dziś lily nadal ma ładny brzuszek, ale wydaje mi się że albo wyjęła jeden szew, albo go tam nie było nigdy, jest coś jakby malutka dziurka, ale to może być dziurka we fragmencie pomiędzy dwoma szwami. reszta na razie na miejscu. lily przeżyła już trzy noce i prawie 4 dni z tymi szwami, trzymam kciuki za każdą kolejną noc i każdy kolejny dzień, bo w końcu cały czas cięcie się goi i zmniejsza się niebezpieczeństwo w razie wyjęcia szwów....
w stadzie trochę kiszka, perdita dręczy flarę, gryzie ją w pupę, ale czemu flara nie ucieka, to nie wiem. robi słupek i kiwa się przed nosem perdity. perdita się zawzięła i co jakiś czas tłucze flarę, a wtedy flara potwornie się drze. [póki co dziur we flarze brak].
no i tak sobie żyjemy....

dzięki wszystkim za dobre słowo.
odmienna: tak, to szyla siedziała w rękawie, ale była wtedy jeszcze młodziutka, i dość płochliwa w sumie, teraz zakasowałaby cały film


