A dziękuję bardzo! Co prawda z każdym rokiem coraz mniej jest się z czego cieszyć, no ale
Tak się zbieram od dłuższego czasu, żeby tutaj coś naskrobać, to może akurat - przynajmniej kilka słów, bo u nas trochę zmian.
Jakiś czas temu przyjechał do nas kolejny w szczurzej historii kastrat od Igi

bardzo kochany stwór, który jednak potrzebuje stanowczej ręki. Po kastracji miał już dom, ale z niego wrócił - i trafił do nas.
Łączenie nie było ani szczególnie łatwe, ani szczególnie trudne, ot kilka dni Lottowych fochów i rujkowania na zmianę. Sven, mianowany u nas dumnym mianem Popiela I Grubego, mimo bycia kastratem nie pozwala całkowicie wejść babom sobie na głowę
No, prawie:
Popiołek jest co prawda prawie całkiem ślepy (na jedno oko nie widzi na pewno, na drugie raczej niewiele) ale zupełnie mu to nie przeszkadza i tak naprawdę wcale tego po nim nie widać. Szybko stał się ulubieńcem mojego rodzeństwa (pewnie dlatego, że nie ucieka tak szybko przed miętoszeniem jak dziołchy).
Niestety - bo nie może być zbyt sielankowo - od kilku dni ma napady, które najłatwiej opisać jak atak padaczki... wczoraj atak był tak silny, że szczur wybił się przez górne drzwiczki w klatce zapięte na klamerkę. Dzisiaj był drugi raz u weta, wstępna diagnoza przysadka (dla mnie trochę na wyrost) + na badaniu krwi wyszedł silny stan zapalny (tutaj wetka dopuszcza możliwość zapalenia opon mózgowych). Generalnie mamy steryd, antybiotyk i jakże kochaną przez szczury kabergolinę, którą mnie Popiel przed chwilą zapluł
Trochę dziwne jest to, że szczur poza tymi atakami (średnio raz w nocy) nie ma żadnych innych objawów, żadnej niezborności, osłabienia - nic. Dlatego trochę błądzimy po omacku. Boję się tylko, żeby podczas ataku nie zrobił sobie krzywdy, ale nie chcę go izolować w chorobówce, bo bardzo się zżył z dziewczynami...
Na osłodę kilka fotek z początków w klatce, widać dobrze zaangażowanie Echo (która generalnie każdego nowego szczura uznaje za oczywistość nad którą nie warto się rozwodzić).

Lotta..
