Nasza Szczurcia , zupełnie jakby nie była gryzoniem , nie gustuje w kolbach , które kupuję w zoologicznym , porzucone przez nią ziarno trafia do zadowolonego Gryzka , który pożywia się nie podejrzewając , że wzgardziła nim jego mała wąsata antagonistka . Napięcie między nimi ostatnio nieco zelżało i stosunek obu futrzaków do siebie jest w miarę poprawny; niemniej jednak gdy Szczurcia wpada z niby to przyjacielską wizytą , nie omieszka szturchnąć biedaka parę razy w miękki boczek nie pozwalając mu zapomnieć , że owszem , na państwo może liczyć zawsze , aliści s z c z u r z a łaska na pstrym koniu jeździ .
Kiedy królik w pewnej chwili ma dość bezceremonialności ogoniastego gościa i zeskakuje ze swojego chodniczka , szukając spokoju w pojemniku z sianem i ziarnem , Szczurcia nie wiedzieć czemu jeży się , jednym skokiem jest przy nim i staje w groźnie wyglądającym wyproście na wprost uszatka , wyglądając trochę jak mały bokser ze swoimi śmiesznie zaciśniętymi łapkami . Podnoszę Gryzka pod brzuszek , a ona zostaje tak z nieprzytomną miną , nie bardzo orientując się , gdzie podział się ewentualny cel ataku ; koniec końców pochyla się nad ziarnem , ładuje łapkami jak szufelkami i z niemożebnie wypchanym przez nakradzione jedzonko pyszczkiem biegnie w podskokach do siebie .
W pokoju na stole odkrywa leżącego w pełnej krasie ananasa i oddaje mu się bez reszty , ale owoc wciąż z powodzeniem udaje niedostępnego , twardo broniąc swoich ukrytych wdzięków przed niebieską panną . Zmęczona Szczurcia dochodzi do wniosku , że trzeba przerwać te zmagania na jakiś czas , zanim podejmie je na nowo ; małą główkę zaprząta jej teraz problem przetransportowania owocowej kuli w bezpieczne miejsce na ubocze , gdzie obie będą ukryte przed łakomymi zakusami ze strony innych amatorów ananasowego szaleństwa . Nie będziesz dbał , nie będziesz miał .
Sprawdziła już , że zdobycz przejawia dużą bezwładność przy swoistej masie oraz niebagatelnym ciężarze , i teraz zbiera myśli , stojąc w pionie z przednimi łapkami opartymi o znalezisko – gdy tak roztrząsa wszelkie możliwe rozwiązania , rozluźnia się , uwieszona ananasa , i ten zwyczajnie sam przychodzi jej z pomocą . Kula osiąga brzeg stołu i jawi się na dole obwieszczając szczęśliwe pokonanie pierwszego etapu podróży . Ogonek próbuje ją pochwycić w łapki i unieść, ale ananas pozostaje niewzruszony , wobec tego ciągnie go ząbkami za sterczące w powietrzu mięsiste zielone elementy – owoc gibie się moment to w jedną , to w drugą stronę niczym wańka – wstańka , po czym wali się na ciurkowe plecki .
Sierściuszek potrzebuje chwilki , żeby pozbierać z podłogi rozjechane na wszystkie cztery strony świata łapki i wydostać ciałko rozpłaszczone przez owocowy walec , siada obok kuszącego ją nadal ciężaru i drapie się zafrasowana po łebku , deliberując nad skutecznym i niebolesnym sposobem uszczknięcia łakocia . Ciężko nieść , a rzucić żal …
Ostatecznie lituję się nad nią i Szczurcia otrzymuje piękny kawałek owocowego smakołyka ; zabiera się za niego niczym orlątko – przydepnąwszy , przytrzymuje tylnymi łapkami , ząbkami zaś wyrywa raz po raz soczyste kąski . Ciągle nie przestaje mnie zadziwiać .
Obie z córką jesteśmy wielkimi amatorkami budyniu i z tej to przyczyny dość często gości on na naszym stole .
Teraz też , jako że młoda zakrzątnęła się w kuchni i uwarzyła ów śmietankowy deser , wjeżdża świeżutki i pachnący ; ona swój już prawie kończy , ja pozostawiam miseczkę z moim do ostygnięcia , bo najbardziej smakuje mi chłodny , i wychodzę porobić coś użytecznego w kuchni . Wracam za czas jakiś i cóż oczy moje widzą ?
Oczywiście Szczurcię , balansującą na krawędzi miseczki z budyniem – głębokiej i dosyć ciężkiej ; fukam na nią , a ogonek rzuca się do ucieczki przez szerokość naczynia i wtedy
zawodzą go tylne łapki , ześlizgując się z brzegu miski i grzęznąc na moment w deserze .
Szczurcia pierzcha szybko ze stołu , zostawiając za sobą budyniowe ślady małych nóżek , dopada wersalki i z nadzwyczajnym zadowoleniem malującym się na szczurzym pysiu zaczyna usuwać z siebie ślady słodkiej wpadki .
A ponieważ najwięcej uwagi trzeba poświęcić tylnim łapkom oraz brzusiowi , który umoczył się był troszeczkę w śmietankowej słodyczy , Szczurcia rezygnuje z postawy siedzącej .
Opiera się pleckami o poduszkę za sobą i na leżąco , jak niemowlę , chwyta najpierw jedną , a potem drugą utytłaną nóżkę w łapki i solennie zlizuje kleistą maź , kiedy zaś kończyny tracą w końcu smak , Szczurcia zabiera się za brzuszek , zajmując się nim równie rzetelnie jak chwilę wcześniej nóżkami ; błogi wyraz jej pyszczka jest po prostu rozbrajający .
Że też w najbardziej potrzebnych chwilach brak jest aparatu , albo baterie okazują się zużyte…
Lubię srebro . Zawsze wolałam je od złotego kruszcu i rzadko można zobaczyć na mnie jakąś ozdobę ze złota , wyjąwszy mające wartość emocjonalną prezenty od rodziców .
Szczurcia również lubi moje srebra i jest to dla mnie pewien problem , bowiem usilnie stara się uszczuplić moją kolekcję , wychodząc z założenia , że gdy bogactw przybywa , cnoty ubywa . Szczurcia nie uważa jednak , by prawda owa miała zastosowanie w przypadku szczurków , i systematycznie powiększa swoje zbiory kosztem moich zasobów .
Biada łańcuszkowi , który zdjęty wieczorem lub przygotowany do założenia rano nie zostaje pieczołowicie odłożony gdzieś w bezpieczne miejsce . Mała jubilerka znajduje go natychmiast i uprowadza , dołączając do reszty swoich trofeów , gubiąc czasami po drodze wisiorek , po który nie omieszka oczywiście wrócić jak najszybciej . Podobną troskę okazuje broszkom , odpiętym przed włączeniem pralki i nie włożonym od razu do szkatułki .
Wybieram te precjoza z jej skarbca najszybciej jak się da po zauważeniu straty , i ciężko jest , kiedy Szczurcia jest w pobliżu – szarpiąc się ze mną i skrzecząc niemiłosiernie , broni tych drobiazgów z zaciekłością małej smoczycy walczącej o swoje kosztowności .
Ciurka potrafi być mało subtelna i próbuje podbierać mi łańcuszek wprost z szyi ; ujmując go w swoje łapeczki i usiłując „rozpiąć” biżuterię w swoisty dla szczurków sposób , bywa więc uszczypliwa wobec mojej skóry . Przeganiana przeze mnie , nie chce odstąpić i przypomina wtedy natrętną muchę ciągnącą do słodkiego .
Ale czasem ogonek posuwa się za daleko .
Powróciwszy z dłuższego pobytu w łazience znajduję nową bluzkę na podłodze i ku swojej irytacji dostrzegam w niej świeżutko powygryzane dziury – to ciurka zrobiła , co musiała , aby odpiąć i podprowadzić moją srebrną broszkę . Muszę dokładnie przeszukiwać wersalkę oraz wszelkie możliwe zakamarki , żeby ją odnaleźć i odzyskać , licząc przy tym na to , iż nie została zaciągnięta gdzieś do trzewi wersalki , skąd nie uda się jej wyciągnąć , nie pozbawiając nas wcześniej miejsca do spania . Długo łażę na czworakach złorzecząc i robiąc wyrzuty ogonkowi , który całkiem sensownie chroni się za poduchą .
Cóż , nie ma domu bez gnomu , nie ma chatki bez zwadki .
A upodobania do biżuterii Szczurcia nie straciła :
może ktoś mi się ktoś oświadczył …?
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/17c ... 183e8.html
Szczurcia w dalszym ciągu ceni sobie żywe obcowanie z malarstwem i coraz częściej wpada do małej galerii nad fotelem , żeby dotknąć sztuki . Nie wiem , co cieszy ją bardziej – czy to , że obrazki się huśtają , czy też to , że trajektoria porządnie rozhuśtanego oddolnego obrazka gwarantuje zmianę położenia owego nieco powyżej , czemu towarzyszy zabawny dość dźwięk .
W każdym razie ogonek nie pozwala sobie na nudę i gdy tylko jestem zajęta czymś innym i nie mam dla niej czasu , biegnie pędem do fotela i jednym skokiem osiąga gotowość do delektowania się twórczością artystyczną .
Siedzę przy książce na kanapie , bo tam mnie pozostawiła Szczurcia , wypieszczona wcześniej przeze mnie i wygłaskana , i słyszę wprowadzający mnie już w stan lekkiej irytacji dźwięk , jaki w ostatnich dniach powtarza się dość często – to ciurka znowu przy obrazku .
Nawykowo już poniekąd klaszczę w dłonie , żeby ją przegonić , a ona – jak zwykle – ucieka za meble , aby już po chwili – też jak zwykle – powrócić do zabawy głównej , choć owe pozorowane ucieczki również sprawiają jej wyraźną frajdę . Przekomarza się tak ze mną jakiś czas i już niemal podnoszę się , żeby zabrać stamtąd uczestniczkę tego osobliwego biennale , gdy nagle zauważa ona mola latającego w pobliżu i traci częściowo zainteresowanie sztuką. Zapierając się łapkami o ramkę na wychylonym widoczku , ogonek unosi mordkę w górę i wodzi bystrymi oczkami za owadem , a kiedy fruwająca przekąska przysiada nieopodal na ścianie , mały łakomczuch puszcza obrazek i błyskawicznie dociska ją obiema łapkami .
Przysuwa doń swój pyszczek nie widząc , że sztuka właśnie zbliża się ku niemu i to dość szybko . Spotkanie obojga następuje , zanim ogonek zdąży zatopić ząbki w upolowanym drobiazgu , po czym pastela powraca grzecznie na swoje miejsce , a niczego niespodziewająca się Szczurcia z cichym plaśnięciem ląduje na podłodze w sąsiedztwie fotela. Ten tylko nie popełnia błędów , kto nic nie robi .
Potem nasza niunia wskakuje z powrotem na fotel i patrzy na mnie , a ja mam wrażenie , iż ma mi za złe , że się z niej śmieję ; mimo to ciężko mi jest przestać .
Często , patrząc na nią , widzę podobieństwa z innym wspaniałym stworzeniem , które niegdyś gościło u nas w domu .Gdyby nie fakt , że nie wierzę w reinkarnację , mogłabym sobie coś pomyśleć …Ta cudowna więź i specyficzne porozumienie między nami a tym zwierzątkiem …
Szczurcia :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/1be ... f2845.html
Kiedy wraca do domu TŻ , Szczurcia niczym osobisty mały satelita nie odstępuje od niego na krok . Razem z panem idzie do łazienki , potem do kuchni , wreszcie wspólnie zasiadają przy stole do posiłku i ogonek odprowadza wzrokiem każdą porcję zupy nabranej łyżką oraz każdy kęs , jaki na widelcu wędruje do ust TŻ ; trudno mu odmówić podzielenia się strawą ,
bo siła natarczywości tych spojrzeń sprawia , że jedzenie zlatuje ze sztućców .
u pana na ramieniu :
http://images43.fotosik.pl/118/870c88c00b0a2c36med.jpg
Tylko piwka szczurkowi żałują i przeganiają uparcie od świeżo otwartej puszki z przyjemnie chłodnym , orzeźwiającym napojem .
Ale ogonek jest cierpliwy - czeka , aż jego pani uda się do kuchni , a znużony pan zacznie przysypiać; wówczas szczwany amator poprawiających humor płynów dosiada się ostrożnie, i starając się nie obudzić utrudzonego gospodarza, lokuje się delikatnie na jego ręce, a potem , odczekawszy parę chwil , raczy się chmielową ambrozją – choć nie z eleganckiego szkła , to jednak z niezaprzeczalnym wdziękiem prawdziwej szczurkowej damy .
lubimy piwko :
http://images47.fotosik.pl/118/4e12e7617dc7e2fa.jpg
Oczywiście taka przyjemność nie może trwać wiecznie , bo albo pan się budzi , albo co gorsza – pani wraca z kuchni , podnosi niezrozumiały dla Szczurci raban i trzeba zaprzestać spijania smacznego trunku .
Najczęściej zresztą pan , jak to pan , okazuje się być miękkiego serca i cichaczem podsuwa puszkę pod rozsmakowany jęzorek , a wtedy Szczurcia odwzajemnia się uroczymi piwnymi całusami , składanymi z wdzięcznością jeden za drugim .
słodkie buziaki dla pana :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/12f ... fdac1.html
Rano po wyjściu pana obie jesteśmy na nogach ; Szczurcia sępi co nieco z ludzkiego śniadania , gdy już upora się ze swoją porcją z lekarstwem , wspólnie delektujemy się kawusią , a potem ogonek jak zwykle robi codzienny obchód włości . Ja mam coś do zrobienia poza pokojem , więc muszę pozostawić niunię na chwilę samą , ale – żeby jej się nie nudziło , zostawiam na pastwę Szczurci jej sztuczną koleżankę , myszkę . W zabawie Szczurcia ma we zwyczaju przytrzymywać uciekającą mysz za ogon ; obecnie nastręcza to pewnych trudności , co tłumaczy poniższe zdjęcie :
Szczurcia i myszka :
http://images37.fotosik.pl/114/1673cf0742df1d17med.jpg
W kuchni krzątam się bez zwłoki , aliści co i rusz od pochłaniających mnie obowiązków odwraca moją uwagę mała sylwetka na podłodze ; to Szczurcia , która stoi w pozycji wyprostnej obok łóżka i wykonuje takie ruchy pyszczkiem , jakby poszczekiwała na coś – na kogoś ; nic jednak nie słychać i w końcu , zaintrygowana , udaję się do pokoju i podchodzę bliżej nieco , aby się lepiej przyjrzeć .
A jest u nas w domu tak , iż TŻ ma we zwyczaju odkładać sobie butelkę ze Staropolanką blisko łóżka , aby móc po nią sięgnąć i się napić .
Przy owej butelce Staropolanki stoi teraz nasze słonko i raczy się niegazowaną mineralną , która cieniutkim ciurkiem tryskającym z wygryzionego mikro – otworu wlatuje prosto do pyszczka sprytnej ciurki .
Póki co , zabezpieczam ten zorganizowany przez Szczurcię podajnik i odwrócony do góry dnem umieszczam w jakimś naczyniu , następnie wycieram nieco mokrą w tamtym miejscu podłogę . Szczurcia zaś wyziera zza mebli i wcale nie wygląda na zadowoloną .
zabierają taaki fajny podajnik wody ! :
http://images43.fotosik.pl/118/8b96b713727b5bc2med.jpg
Żeby nie było ,że jestem całkiem bez serca , daję jej do picia coś innego , co lubi i pije jak zwykle bardzo chętnie – bananowego Kubusia .
pić się chce :
http://images41.fotosik.pl/114/b81f45390b500f52med.jpg
Czasem , by nie drażnić lwa , któreś z nas całkiem po prostu zjada gdzie indziej coś , co nie jest przeznaczone dla ogonka ; bynajmniej nie dlatego , by ktokolwiek czegoś jej żałował – wiadomo , szczurki lubią jadać zwłaszcza to , czego jadać naprawdę absolutnie nie powinny.
Wraca potem taki sknerus do pokoju , a Szczurcia obwąchuje uważnie jego dłonie , palce i – na koniec – usta , nie dając się robić w konia . Zwłaszcza w tym ostatnim miejscu usiłuje odzyskać dla siebie chociaż odrobinkę tego , czego jej pożałowano . Aby zminimalizować jej żal , a jednocześnie uchronić się przed grożącym z jej strony mało delikatnym przeglądem jamy ustnej , ofiarujemy ciurce mały , szeleszczący i pachnący obiecująco drobiazg .
Nie dane nam jest jednak zobaczyć wyrazu jej pyszczka , gdy go rozpakowuje , jako że ogonek odwraca się pleckami do aparatu , tak więc trzeba zaczaić się z drugiej strony , żeby zrobić fotkę Szczurci z kruchymi ciasteczkami .
chyba pachnie jedzonkiem :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/721 ... 97289.html
czyżby prezent dla mnie ? :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d9e ... 86eda.html
lubimy ciasteczka :
http://images45.fotosik.pl/118/e0e2ffce1dd7e60e.jpg
Czasami Szczurcia ma ochotę pobyć sama i nie bardzo wtedy lubi , gdy się jej przeszkadza .
Demonstruje to jednak w sposób , który nieodmiennie urzeka nas i zachwyca , zarazem prowokując do zakłócania owego żądanego przez nią świętego spokoju .
Mianowicie Szczurcia wskakuje do wnętrza wersalki w miejscu łączenia obu jej połówek , gdzie na zewnątrz tapicerka układa się w śmieszną fałdę ; wykłada się tam jak w hamaczku w płótnie spajającym te brzegi w środku . Kiedy któreś z domowników zaczyna ją niepokoić werbalnie , wkłada dłoń do otworu czy choćby postukuje w obudowę skrzyni , Szczurcia od środka chwyta za luźny fałd tapicerki , opuszcza go w dół i ….. zaciąga zasłonkę !
Nie trzeba chyba dodawać , że czasami musi to robić wielokrotnie , bo jacyś intruzi uparcie podnoszą zsuwaną przez nią materię w górę , za nic mając najbardziej nawet oczywiste zasady poszanowania cudzego spokoju .
Ogonek mści się za to , ponownie pastwiąc się nad listwą przypodłogową i próbując pogłębić rozpoczęty niegdyś podkop . Robi to przy tym zupełnie jawnie , zezując śmiesznie w naszą stronę i przerywając swój niszczycielski proceder tylko na chwilę , kiedy to raz jedno , raz drugie z nas nie wytrzymuje i fuka nań z oburzeniem . Nieuchronnie zjawia się na stanowisku demontażu , gdy tylko przestaniemy zwracać na nią uwagę .
Ale to akurat ma swój pozytywny finał ; TŻ bierze się wreszcie do pracy i rozwiązuje problem ostatecznie .
Zabawnie jest widzieć wówczas minkę Szczurci , która bezskutecznie usiłuje odnaleźć i wymontować śrubę , a kiedy dochodzi do niej , że łącznik ze ścianą w niezrozumiały sposób zniknął , usilnie stara się dokonać demontażu listwy ….
Nasza szczera i bardzo żywiołowa reakcja nie podoba się ogonkowi ; Szczurcia obraża się w sposób bardzo widoczny i demonstracyjnie znika nam z oczu . Dobrze , że nie czekałam zbyt długo , żeby jej podać lekarstwo , bo ogonek nawet nie fatyguje się z nocnymi odwiedzinami na wersalkę .
Przychodzi za to wcześnie rano następnego dnia i jest bardzo ożywiony , a ja mam niestety sporo pracy przy dokumentach do sporządzenia i mała wiercipięta bardzo mi przeszkadza .
Żeby nie było tak całkiem gorzko , robię sobie na osłodzenie mocny malinowy syrop i popijam go , siedząc jak kupka nieszczęścia przy komputerze .
W pewnym momencie , pomykając w poprzek stolika Szczurcia zatrzymuje się nagle jak wryta , chwilkę nadsłuchuje , a potem ucieka w popłochu przewracając po drodze szklankę z intensywnie czerwonym płynem . On zaś , co zresztą było do przewidzenia , rozległą plamą kładzie się na przygotowanych , niezapisanych jeszcze kserówkach i nieco mniejszą na kolejnej - szczęśliwie dla mnie niecałkowicie zapełnionej kartce . Prędko uprzątam bałagan , ale pozostawiam jedną kartkę , na której malinową barwą odcisnęły się śmieszne ciurkowe łapki .
Jej łapki zawsze mnie wzruszają .
A ciurka długo nie wychodzi z ukrycia , kiedy zaś w końcu wynurza się bez przekonania spod łóżka , wskakuje na pufę i tam zastyga w pozie , w jakiej widywaliśmy ją już wtedy , gdy była jeszcze całkiem nieduża , i wpatruje się ze strachem , ale i z widoczną uwagą w miejsce , które często ją niepokoi .
coś się tam czai …:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d59 ... 27528.html
tam zawsze chyba było coś niedobrego…:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/26b ... 8ea60.html
Kiedy zbieram się już do pracy , Szczurcia kręci się w pobliżu i domaga pieszczot ; biorę ją w łódeczce dłoni na łóżko i nie bacząc , że czas wychodzić , tak długo smyram wargami po popielatoniebieskim futerku , aż z westchnieniem rozciąga się jak długa i przymruża ślepka .
Parę razy jeszcze przeciągam delikatnie dłonią wzdłuż całego ciałka i dopiero wtedy podnoszę się do wyjścia .
Cóż , nie będzie to pierwsze spóźnienie do pracy , i pewnie nie ostatnie .
Po powrocie nie mogę doprosić się ogonka o wyjście z domku , bezskutecznie nawołuję i kuszę smakołykami , w końcu poddaję się , nabieram na palec serka przemieszanego z Lakcidem i zbliżam do otworu w domku . Czuję dotknięcie mięciutkiego pyszczka i ogonek starannie zlizuje serek , ale nie wychodzi . Muszę raz po raz nabierać nabiału na palec i nęcić Szczurcię , zanim udaje jej się zjeść go do końca . Potem długo , za długo chyba , śpi .
Orientujemy się , że już się obudziła , kiedy ze stołu znika nam w pewnym momencie pozostawiony na chwilkę cukierek ; najwyraźniej ciurka jest zdania , iż zbytkiem słodyczy na ziemi jesteśmy nieszczęśliwi , i w swojej szczerej trosce postanawia nas choć troszkę od zbytku owego uwolnić .
Wieczorem , rezydując u pana na kolanach , jest nawet zaczepna i chętna do zabawy , ale wydaje się też wyglądać jakoś mniej zdrowo , niepokoi zwłaszcza prawe oczko . TŻ musi ją dość intensywnie namawiać na zjedzenie śmietanki z lekarstwem , a Szczurcia nawet nie próbuje dobierać się do jego posiłku . Długo natomiast pozostaje przytulona do jego twarzy, złakniona pańskich pieszczot i odpływająca z rozkoszy .
lubimy śmietankę :
http://images44.fotosik.pl/118/825a1e14d2bdcf9fmed.jpg
dobrze wtulić się w pana :
http://images39.fotosik.pl/114/5fa135017e917ae0med.jpg
Kolejny dzień przynosi znowu kłopoty z takim podaniem leku , żeby na pewno został zjedzony ; Szczurcia ma zdecydowanie mniejszy apetyt i za każdym razem trzeba ją namawiać na posiłek – nie zjada dużo , ale dokładam starań , aby za to jadła częściej .
Jest też senna i dostrzegam jeszcze wyraźniejsze przebarwienia przy oczkach ; chyba trzeba będzie przyspieszyć zaplanowaną kontrolę w lecznicy .
Robi nam się smutno i Szczurcia też jest markotna w naszych rękach , w naszych ramionach .
kojący dotyk :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ffe ... e576f.html
z panem raźniej :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/460 ... 90aa9.html
Następnego dnia ciurka znowu jest karmiona z palca , żeby mogła zaliczyć swój lek .
W ciągu dnia podsypia sobie na wersalce , schowana za poduszeczkami – blisko , a jednak w odosobnieniu . Daję jej kropelkę Echinacea , przy której oczywiście ożywia się domagając repety , i wycałowuję śliczny łepek ; po południu zamierzam skontaktować się z wetem i ewentualnie przyśpieszyć wizytę kontrolną , żeby niunię zbadał.
Ale w międzyczasie córka , hołubiąc ciurkę w swych ramionach , prostuje się raptownie i patrzy na nas , a my momentalnie wiemy , choć nie padło jeszcze żadne słowo , że Hannibal jest już u bram .
Po piętnastu dniach od zdiagnozowania narośli na nóżce jako niegroźnego następstwa
dawnego urazu łapki , na szyi Szczurci uwypukla się ropień , który można wyczuć pod palcami i który już się uwidacznia . Zgnębieni , po konsultacji z lekarzem i omówieniu wszelkich „za” i „przeciw” , ustalamy możliwy termin operacji .
W domu znów panuje nastrój smutku i przygnębienia .
z młodą panią :
http://images47.fotosik.pl/118/96d89e16a93a0810.jpg
http://images47.fotosik.pl/118/6d1e9439ae2a48e7med.jpg
przytul mnie :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/74e ... 3418d.html
Bardzo chcielibyśmy uniknąć operacji dla naszej Szczurci , ale farmakologia sprawy niestety nie załatwi , szansę może dać tylko leczenie operacyjne . Nie można zwlekać zbyt długo , bo ropień , gdy zajmie żuchwę , uniemożliwi szczuruni gryzienie , a w końcu jedzenie w ogóle , nie mówiąc już o bólu , jaki zacznie odczuwać ; już teraz widać , że sięgający daleko w głąb ucha stan ropny daje się Szczurci we znaki . Ropień może też rosnąć do wewnątrz i utrudniać oddychanie . A udręki i cierpienia chcielibyśmy jej za wszelką cenę oszczędzić , więc przyznajemy rację lekarzowi ; szczurunia jest jeszcze taka młoda , nie możemy pozostawić jej bez pomocy i narażać na nieuchronną śmierć w cierpieniach .
Szczurcia ma dostać znieczulenie łączone , tak aby do minimum ograniczyć skutki narkozy , jednak mimo wszystko bardzo się znowu boimy o naszego ogonka .
Trzy dni pozostałe do operacji są pełne miłości podszytej strachem .
córka z ciurką :
http://images50.fotosik.pl/118/a9b175e2961d90a0med.jpg
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ad4 ... 725d5.html
Choć jesteśmy zdjęci lękiem o Szczurcię , staramy się bardzo , aby naszych obaw nie odczuwała . Mimo znacznie słabszego apetytu raczej nie chudnie , gdyż dbam o to , aby – choć mniej niż zwykle – jadła za to częściej ; chciałabym , żeby do czasu operacji nie spadła z wagi i miała jak najwięcej siły . Wszyscy starają się być blisko Szczurci i dopieszczają ogonka , w zasadzie nie liczy się w tej chwili nic innego – zapytane , żadne z nas nie potrafiłoby prawdopodobnie powiedzieć , czego właśnie dowiedziało się z „Wiadomości” albo co miało na kanapce do kolacji . Wracając z pracy robię tylko szybkie konieczne zakupy i resztę czasu poświęcam naszej niuni , choć częściej znajduję ją schowaną w domku i biedactwo wzdryga się czasem przestraszone , gdy ostrożnie wkładam tam końce palców , żeby sprawdzić , czy jest w środku ciepły kochany kłębek . Właściwie większość pokarmu zjada z palca , którego jej podsuwam – czasami gdy je , mam wrażenie , że robi to bardziej dla nas , niż dla siebie … Ożywia się za to wczesnym wieczorem , kiedy jesteśmy już wszyscy w domu , pobawi się trochę z ludzką ręką i potarmosi pana za wąsy , co wyraźnie poprawia jej humor .
Nawet - ufna w siłę i moc swoich ostrych ząbków - próbuje rozpocząć nowy podkop przy drzwiach i wygryza na dobry początek spory kawał wykładziny .
No i oczywiście nadal wyrywa każdą higieniczną chusteczkę , która pojawi się w zasięgu jej zębów i łap . Zdaje się nie przeczuwać operacji , a my cieszymy się , że nie przechodzi na nią nasz strach .
W przeddzień zabiegu coś się zmienia . Szczurcia jest osowiała i sprawia wrażenie , jakby dokuczał jej ból ; niezbyt chętnie daje się brać na ręce , ale w widoczny sposób nie chce też zostawać sama w pokoju . Przywiera łapkami u wejścia do wersalki , opiera na nich swój pyszczek i przyzywa mnie smutnym spojrzeniem , któremu nie potrafię sprostać , więc tylko gładzę delikatny nosek Szczurci i drapię ją za uszkami .Gdy podnoszę się z kolan , ogonek patrzy zaniepokojony i wychyla się do połowy , jakby próbował mnie zatrzymać przy sobie , ale ja chcę jedynie wziąć aparat fotograficzny , choć niewiele już widzę przez zwilgotniałe nagle oczy i muszę pstrykać na wyczucie …
bądź ze mną ….
http://images39.fotosik.pl/114/942d83e2d970d66f.jpg
boli..:
http://images49.fotosik.pl/118/607fd4bd64f877fbmed.jpg
sprawdzam , czy wciąż tu jesteś ..:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/cbf ... 6da33.html
bądź tu ze mną..:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/4d5 ... ec6c1.html
Kiedy kładziemy się do łóżka , Szczurcia przybiega do nas od razu i wspólnie spędzamy trochę niespokojną noc . Kiedy tak kładzie się przy moim udzie i trąca mnie noskiem w nogę , ponownie mam dziwne uczucie deja vu .
W dniu operacji wracam z pracy już w południe . W żadnej z mijanych po drodze aptek nie dostaję waniliowego Nutridrinka , który Szczurcia tak lubi , pozostałe potrzebne rzeczy czekają w gotowości z pękatą butelką Rivanolu na czele , niestety . Klatka jest czyściuteńka , wyłożona jałowymi tkaninami opatrunkowymi , podobnie transporter , w którym zamierzamy przewieźć ogonka po operacji Przygotowałam już też gruby ręcznik i kocyk do zabezpieczenia transportera przed chłodniejszym powietrzem podczas przenoszenia z gabinetu do auta . Czeka nas jednak trochę nerwówki , bo nie ma jeszcze pewności , czy dzisiejszy termin nie zostanie zmieniony z uwagi na kłopoty weterynarza z wcześniejszym przyjazdem do lecznicy .
Czas zajmuje mi Szczurcia i dopieszczanie jej ile wlezie ; dopilnowuję , żeby w optymalnym przed operacją czasie trochę podjadła , by później nie obciążać organizmu szczurka przed zabiegiem . Gdy w końcu niunia układa się przy mnie na łóżku , nucę jej najpiękniejsze kołysanki , jakie tylko znam , a ona wciąż nie ma dosyć .
Kiedy miłość szepce , rozum milczeć musi …
Córkę proszę , by zrobiła mi parę zdjęć z małą , ale Szczurcia nie jest wcale dobrze nastawiona do fotografowania się i poprzestaję na kilku fotkach . A Szczurcia chowa się w wersalce i zaciąga zasłonkę .
przed operacją :
http://images50.fotosik.pl/118/7ae0126717d18d90med.jpg
http://images50.fotosik.pl/118/582b5f4563fe0e35.jpg
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/6d7 ... e47c3.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/128 ... cc4a8.html
Po raz kolejny zgodnie z ustaleniami dzwonię do weta .
Gdy już właściwie trzeba zrezygnować z ustalonej na dziś daty , lekarz oddzwania z wiadomością , że już jest w drodze i pyta , czy damy radę teraz podjechać .
Jesteśmy zdenerwowani i z ulgą przyjmujemy tę informację , ciesząc się , że nie trzeba będzie czekać z operacją kolejnych trzech dni , bo taki ropień rośnie niestety naprawdę bardzo szybko . W drodze do lecznicy trafiają nam się chyba wszyscy najgorsi kierowcy świata , a ogonek niewzruszenie przygląda się im z wysokości mojego ramienia .
Po zbadaniu i zważeniu , przed uśpieniem Szczurci przytulam ją do siebie , całuję w kochany pyszczek i wychodzę z gabinetu pozostawiając niunię w ramionach TŻ z obawy , że się przy niej rozkleję . Wyszedłszy , mąż zapewnia mnie , że zastrzyk , jaki dostała , nie był bolesny i że szczurunia nie piszczała ; choć już otumaniona lekiem , podtrzymywana jego dłońmi gramoliła się ku niemu , aż wreszcie przytulona do jego serca westchnęła i usnęła z noskiem wtulonym w swojego pana .
Lekarz całkiem sensownie proponuje nam udanie się na spacer lub na zakupy .
Wybieramy to drugie , ale w okolicznych aptekach również nie mają waniliowego Nutridrinka i robi mi się smutno , bo wiem , że akurat to po operacji Szczurcia zjadłaby na pewno i z przyjemnością ; TŻ przypomina mi w porę , że są jeszcze inne apteki koło naszego domu i wieczorem można popytać .
Przychodzimy o umówionej godzinie i po kilku minutach z gabinetu wychodzi do nas doktor , ale nie prowadzi nas do Szczurci , tylko prosi o poczekanie jeszcze jakichś dwóch – trzech kwadransów , bo szczurunia jest jeszcze słaba , trochę krwi się tam sączyło podczas zabiegu , dostała potrzebne płyny ale on chciałby ją potrzymać troszkę pod tlenem .
Pamiętając aż za dobrze , jak ciężko się wybudzała , oczywiście będziemy czekać ile tylko będzie tego wymagał jej stan ; jesteśmy zaniepokojeni i smutni . Tak mi żal ogonka , że aż czuję ból w okolicach serca .
Po półgodzinie znów jesteśmy w poczekalni i nadsłuchujemy , kiedy nas zawołają , ale choć drzwi otwierają się , weterynarz nie wzywa nas ; przechodzi do sąsiedniego pomieszczenia i spędza tam parę chwil , by następnie wyjść i poprosić następną osobę w kolejce do gabinetu obok . Trwa to jakiś czas i zaczynam zaklinać niebo , żeby wszystko dobrze się skończyło ; nie mogę nic poradzić na łzy , które napływają mi do oczu i spływają po policzkach . Stojący obok nas ludzie jakby niczego nie dostrzegają .
W końcu weterynarz woła nas do gabinetu , a sam idzie po Szczurcię .
Malutka wygląda tak żałośnie z raną z boku szyi , niemrawo próbuje się podnieść , ale jest tak jeszcze słabiutka, że nawet niezbyt udaje jej się utrzymać uniesioną główkę . Węszy noskiem, więc podsuwam szybko ku niemu swoją dłoń , aby poczuła mój zapach i uspokoiła się . Słuchamy teraz uważnie , na ile tylko potrafimy , tego co mówi lekarz .
Szczurcia dostała prócz potrzebnych płynów także lek przeciwwstrząsowy , teraz trzeba jej zapewnić ciepło i spokój do całkowitego wybudzenia się , musimy zadbać o oczka , później podawać najpierw miękkie jedzonko i tak dalej . Szczęśliwa , przytulam twarz do naszego słonka i delikatnie całuję mały łepek .
Do domu dojeżdżamy dość szybko i umieszczam Szczurcię w klateczce na rozścielonym już wcześniej zapobiegliwie łóżku , w środku ma butelkę ciepłej wody . Ponawia wciąż próby chodzenia , ale nie daje rady i tylko przewraca się na słabych jeszcze łapkach . Staram się , żeby się uspokoiła i troszkę pospała , żeby wybudzać się wolniej , nie tracąc sił na te niepotrzebne, niezborne ruchy , które pozbawiają ją energii . Przemawiam doń cichutko i łagodnie , otulam miękką bawełną , podkładam trochę pod bródkę , żeby mogła mieć głowę nieco wyżej , i szczuruchna leży sobie spokojnie przez jakiś czas . W międzyczasie trwa gorączkowe przeszukiwanie forum w poszukiwaniu informacji dotyczących opieki pooperacyjnej nad szczurkiem , które mogły zostać przeoczone wcześniej .
Wkrótce niunia zaczyna się wiercić i uparcie podąża do drzwiczek klatki ; ponieważ nie będę od niej odchodzić , zdejmuję górę, poprawiam mający ją otulać materiał i uspokajam szeptem, by powstrzymać ogonka przed dalszym wędrowaniem , on jednak z całych sił prze naprzód do momentu , gdy jego łapki osiągają wnętrze mojej podstawionej dłoni . Dopiero wtedy zaprzestaje swoich wysiłków , i tak pół siedzę , pół leżę na łóżku przy Szczurci , dostrzegając coraz wyraźniej , jak wiele straciła sił , może w efekcie tego sączenia się krwi podczas zabiegu , może w wyniku działania narkozy , bo sama wziewna nie mogła wystarczyć w czasie trwania operacji .
Oddycha spokojnie , ale tak płyciutko , że w pewnym momencie , prawie pięć godzin od zabiegu , ogarnia nas przerażenie , że odeszła niepostrzeżenie , i w okropnym strachu nachylamy się nad nią . Jej oddech jest naprawdę słabiutki , ale żyje i nie widać symptomów bólu rany przy wybudzaniu się z działania znieczulenia . Boję się jednak i o ten oddech , i o małe serduszko , które nadal , choć tak słabo , bije w tym tylekroć walczącym z choróbskiem ciałku .
W pół godziny później Szczurcia nie wygląda ani trochę lepiej i konsultuję się z lekarzem .
Wiem , że zrobił co w jego mocy , ale niepokoi mnie stan ogonka , opisuję go i domagam się rzeczowych rad . Powtórnie zapewnia mnie , że szczurunia otrzymała wszystko , co było potrzebne po operacji w jej stanie , a teraz już wszystko zależy od jej kondycji , różnie może być z uwagi na to , co dotąd przeszła – najbliższe dwanaście godzin po operacji będą decydujące . W razie , gdyby było coraz gorzej , uprzedzi weterynarza w dyżurnej klinice , że może podjedziemy i powie , co mogą tam malutkiej jeszcze podać .
Ale…- mówi spokojnie i smutno – gdyby szczurunia nie dała rady , gdyby jednak odchodziła, to lepiej byłoby oszczędzić jej stresów przewożenia , przechwytywania przez obcych ludzi , nękania kolejnymi zastrzykami w tych ostatnich chwilach . Tu naprawdę , proszę mi wierzyć , nie można zrobić już nic więcej – dodaje zmatowiałym głosem .
W trakcie naszej rozmowy Szczurcia znowu wytęża siły , żeby znaleźć się na moich rękach , więc podnoszę ją wraz z całym okryciem oraz z owiniętą w tetrę butelką , przytulam , jak się kołysze w ramionach malutkie dziecko , i jestem gotowa siedzieć tak jeszcze te sześć albo i nawet dwanaście godzin – tyle ile tylko będzie trzeba .
A ona nie poprzestaje na tym – ostatkiem sił wyciąga się , kładzie przednie łapki oraz łepek na wewnętrznej stronie moich palców i czuję nacisk , jak w chwilach , gdy domaga się pieszczot ; gładzę te łapeczki po wierzchu i wtedy one rozluźniają się spokojnie , ja zaś pochylam się nad Szczurcią i przesuwam z czułością wargami po aksamitnym łebku – tak , jak lubi . Wciąż oddycha i czuję bijące serduszko , ale widać , jak z każdym kwadransem słabnie i , choć z trudem , porzucam myśl o szukaniu ratunku u pani doktor działającej w stowarzyszeniu pomagającemu szczurkom . W głębi zrozpaczonego i przerażonego serca przeczuwam , choć nie chcę się z tym pogodzić , że Szczurcię unosi fala , od której nie ma już powrotu …
Contra spem spero .
Pozostaję przy niej w bliskości tak dużej , jak tylko jest to możliwe , i w tej naszej bliskości , w sześć godzin od zabiegu , zaledwie trzy i pół miesiąca od pierwszej operacji , nasze słoneczko cicho przygasa .
Do końca , a potem jeszcze bardzo długo później , wciąż czuję dotyk jej ciepłych łapek na mojej dłoni .
Nasza Szczurcia , zupełnie jakby nie była gryzoniem , nie gustuje w kolbach , które kupuję w zoologicznym , porzucone przez nią ziarno trafia do zadowolonego Gryzka , który pożywia się nie podejrzewając , że wzgardziła nim jego mała wąsata antagonistka . Napięcie między nimi ostatnio nieco zelżało i stosunek obu futrzaków do siebie jest w miarę poprawny; niemniej jednak gdy Szczurcia wpada z niby to przyjacielską wizytą , nie omieszka szturchnąć biedaka parę razy w miękki boczek nie pozwalając mu zapomnieć , że owszem , na państwo może liczyć zawsze , aliści s z c z u r z a łaska na pstrym koniu jeździ .
Kiedy królik w pewnej chwili ma dość bezceremonialności ogoniastego gościa i zeskakuje ze swojego chodniczka , szukając spokoju w pojemniku z sianem i ziarnem , Szczurcia nie wiedzieć czemu jeży się , jednym skokiem jest przy nim i staje w groźnie wyglądającym wyproście na wprost uszatka , wyglądając trochę jak mały bokser ze swoimi śmiesznie zaciśniętymi łapkami . Podnoszę Gryzka pod brzuszek , a ona zostaje tak z nieprzytomną miną , nie bardzo orientując się , gdzie podział się ewentualny cel ataku ; koniec końców pochyla się nad ziarnem , ładuje łapkami jak szufelkami i z niemożebnie wypchanym przez nakradzione jedzonko pyszczkiem biegnie w podskokach do siebie .
W pokoju na stole odkrywa leżącego w pełnej krasie ananasa i oddaje mu się bez reszty , ale owoc wciąż z powodzeniem udaje niedostępnego , twardo broniąc swoich ukrytych wdzięków przed niebieską panną . Zmęczona Szczurcia dochodzi do wniosku , że trzeba przerwać te zmagania na jakiś czas , zanim podejmie je na nowo ; małą główkę zaprząta jej teraz problem przetransportowania owocowej kuli w bezpieczne miejsce na ubocze , gdzie obie będą ukryte przed łakomymi zakusami ze strony innych amatorów ananasowego szaleństwa . Nie będziesz dbał , nie będziesz miał .
Sprawdziła już , że zdobycz przejawia dużą bezwładność przy swoistej masie oraz niebagatelnym ciężarze , i teraz zbiera myśli , stojąc w pionie z przednimi łapkami opartymi o znalezisko – gdy tak roztrząsa wszelkie możliwe rozwiązania , rozluźnia się , uwieszona ananasa , i ten zwyczajnie sam przychodzi jej z pomocą . Kula osiąga brzeg stołu i jawi się na dole obwieszczając szczęśliwe pokonanie pierwszego etapu podróży . Ogonek próbuje ją pochwycić w łapki i unieść, ale ananas pozostaje niewzruszony , wobec tego ciągnie go ząbkami za sterczące w powietrzu mięsiste zielone elementy – owoc gibie się moment to w jedną , to w drugą stronę niczym wańka – wstańka , po czym wali się na ciurkowe plecki .
Sierściuszek potrzebuje chwilki , żeby pozbierać z podłogi rozjechane na wszystkie cztery strony świata łapki i wydostać ciałko rozpłaszczone przez owocowy walec , siada obok kuszącego ją nadal ciężaru i drapie się zafrasowana po łebku , deliberując nad skutecznym i niebolesnym sposobem uszczknięcia łakocia . Ciężko nieść , a rzucić żal …
Ostatecznie lituję się nad nią i Szczurcia otrzymuje piękny kawałek owocowego smakołyka ; zabiera się za niego niczym orlątko – przydepnąwszy , przytrzymuje tylnymi łapkami , ząbkami zaś wyrywa raz po raz soczyste kąski . Ciągle nie przestaje mnie zadziwiać .
Obie z córką jesteśmy wielkimi amatorkami budyniu i z tej to przyczyny dość często gości on na naszym stole .
Teraz też , jako że młoda zakrzątnęła się w kuchni i uwarzyła ów śmietankowy deser , wjeżdża świeżutki i pachnący ; ona swój już prawie kończy , ja pozostawiam miseczkę z moim do ostygnięcia , bo najbardziej smakuje mi chłodny , i wychodzę porobić coś użytecznego w kuchni . Wracam za czas jakiś i cóż oczy moje widzą ?
Oczywiście Szczurcię , balansującą na krawędzi miseczki z budyniem – głębokiej i dosyć ciężkiej ; fukam na nią , a ogonek rzuca się do ucieczki przez szerokość naczynia i wtedy
zawodzą go tylne łapki , ześlizgując się z brzegu miski i grzęznąc na moment w deserze .
Szczurcia pierzcha szybko ze stołu , zostawiając za sobą budyniowe ślady małych nóżek , dopada wersalki i z nadzwyczajnym zadowoleniem malującym się na szczurzym pysiu zaczyna usuwać z siebie ślady słodkiej wpadki .
A ponieważ najwięcej uwagi trzeba poświęcić tylnim łapkom oraz brzusiowi , który umoczył się był troszeczkę w śmietankowej słodyczy , Szczurcia rezygnuje z postawy siedzącej .
Opiera się pleckami o poduszkę za sobą i na leżąco , jak niemowlę , chwyta najpierw jedną , a potem drugą utytłaną nóżkę w łapki i solennie zlizuje kleistą maź , kiedy zaś kończyny tracą w końcu smak , Szczurcia zabiera się za brzuszek , zajmując się nim równie rzetelnie jak chwilę wcześniej nóżkami ; błogi wyraz jej pyszczka jest po prostu rozbrajający .
Że też w najbardziej potrzebnych chwilach brak jest aparatu , albo baterie okazują się zużyte…
Lubię srebro . Zawsze wolałam je od złotego kruszcu i rzadko można zobaczyć na mnie jakąś ozdobę ze złota , wyjąwszy mające wartość emocjonalną prezenty od rodziców .
Szczurcia również lubi moje srebra i jest to dla mnie pewien problem , bowiem usilnie stara się uszczuplić moją kolekcję , wychodząc z założenia , że gdy bogactw przybywa , cnoty ubywa . Szczurcia nie uważa jednak , by prawda owa miała zastosowanie w przypadku szczurków , i systematycznie powiększa swoje zbiory kosztem moich zasobów .
Biada łańcuszkowi , który zdjęty wieczorem lub przygotowany do założenia rano nie zostaje pieczołowicie odłożony gdzieś w bezpieczne miejsce . Mała jubilerka znajduje go natychmiast i uprowadza , dołączając do reszty swoich trofeów , gubiąc czasami po drodze wisiorek , po który nie omieszka oczywiście wrócić jak najszybciej . Podobną troskę okazuje broszkom , odpiętym przed włączeniem pralki i nie włożonym od razu do szkatułki .
Wybieram te precjoza z jej skarbca najszybciej jak się da po zauważeniu straty , i ciężko jest , kiedy Szczurcia jest w pobliżu – szarpiąc się ze mną i skrzecząc niemiłosiernie , broni tych drobiazgów z zaciekłością małej smoczycy walczącej o swoje kosztowności .
Ciurka potrafi być mało subtelna i próbuje podbierać mi łańcuszek wprost z szyi ; ujmując go w swoje łapeczki i usiłując „rozpiąć” biżuterię w swoisty dla szczurków sposób , bywa więc uszczypliwa wobec mojej skóry . Przeganiana przeze mnie , nie chce odstąpić i przypomina wtedy natrętną muchę ciągnącą do słodkiego .
Ale czasem ogonek posuwa się za daleko .
Powróciwszy z dłuższego pobytu w łazience znajduję nową bluzkę na podłodze i ku swojej irytacji dostrzegam w niej świeżutko powygryzane dziury – to ciurka zrobiła , co musiała , aby odpiąć i podprowadzić moją srebrną broszkę . Muszę dokładnie przeszukiwać wersalkę oraz wszelkie możliwe zakamarki , żeby ją odnaleźć i odzyskać , licząc przy tym na to , iż nie została zaciągnięta gdzieś do trzewi wersalki , skąd nie uda się jej wyciągnąć , nie pozbawiając nas wcześniej miejsca do spania . Długo łażę na czworakach złorzecząc i robiąc wyrzuty ogonkowi , który całkiem sensownie chroni się za poduchą .
Cóż , nie ma domu bez gnomu , nie ma chatki bez zwadki .
A upodobania do biżuterii Szczurcia nie straciła :
może ktoś mi się ktoś oświadczył …?
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/17c ... 183e8.html
Szczurcia w dalszym ciągu ceni sobie żywe obcowanie z malarstwem i coraz częściej wpada do małej galerii nad fotelem , żeby dotknąć sztuki . Nie wiem , co cieszy ją bardziej – czy to , że obrazki się huśtają , czy też to , że trajektoria porządnie rozhuśtanego oddolnego obrazka gwarantuje zmianę położenia owego nieco powyżej , czemu towarzyszy zabawny dość dźwięk .
W każdym razie ogonek nie pozwala sobie na nudę i gdy tylko jestem zajęta czymś innym i nie mam dla niej czasu , biegnie pędem do fotela i jednym skokiem osiąga gotowość do delektowania się twórczością artystyczną .
Siedzę przy książce na kanapie , bo tam mnie pozostawiła Szczurcia , wypieszczona wcześniej przeze mnie i wygłaskana , i słyszę wprowadzający mnie już w stan lekkiej irytacji dźwięk , jaki w ostatnich dniach powtarza się dość często – to ciurka znowu przy obrazku .
Nawykowo już poniekąd klaszczę w dłonie , żeby ją przegonić , a ona – jak zwykle – ucieka za meble , aby już po chwili – też jak zwykle – powrócić do zabawy głównej , choć owe pozorowane ucieczki również sprawiają jej wyraźną frajdę . Przekomarza się tak ze mną jakiś czas i już niemal podnoszę się , żeby zabrać stamtąd uczestniczkę tego osobliwego biennale , gdy nagle zauważa ona mola latającego w pobliżu i traci częściowo zainteresowanie sztuką. Zapierając się łapkami o ramkę na wychylonym widoczku , ogonek unosi mordkę w górę i wodzi bystrymi oczkami za owadem , a kiedy fruwająca przekąska przysiada nieopodal na ścianie , mały łakomczuch puszcza obrazek i błyskawicznie dociska ją obiema łapkami .
Przysuwa doń swój pyszczek nie widząc , że sztuka właśnie zbliża się ku niemu i to dość szybko . Spotkanie obojga następuje , zanim ogonek zdąży zatopić ząbki w upolowanym drobiazgu , po czym pastela powraca grzecznie na swoje miejsce , a niczego niespodziewająca się Szczurcia z cichym plaśnięciem ląduje na podłodze w sąsiedztwie fotela. Ten tylko nie popełnia błędów , kto nic nie robi .
Potem nasza niunia wskakuje z powrotem na fotel i patrzy na mnie , a ja mam wrażenie , iż ma mi za złe , że się z niej śmieję ; mimo to ciężko mi jest przestać .
Często , patrząc na nią , widzę podobieństwa z innym wspaniałym stworzeniem , które niegdyś gościło u nas w domu .Gdyby nie fakt , że nie wierzę w reinkarnację , mogłabym sobie coś pomyśleć …Ta cudowna więź i specyficzne porozumienie między nami a tym zwierzątkiem …
Szczurcia :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/1be ... f2845.html
Kiedy wraca do domu TŻ , Szczurcia niczym osobisty mały satelita nie odstępuje od niego na krok . Razem z panem idzie do łazienki , potem do kuchni , wreszcie wspólnie zasiadają przy stole do posiłku i ogonek odprowadza wzrokiem każdą porcję zupy nabranej łyżką oraz każdy kęs , jaki na widelcu wędruje do ust TŻ ; trudno mu odmówić podzielenia się strawą ,
bo siła natarczywości tych spojrzeń sprawia , że jedzenie zlatuje ze sztućców .
u pana na ramieniu :
http://images43.fotosik.pl/118/870c88c00b0a2c36med.jpg
Tylko piwka szczurkowi żałują i przeganiają uparcie od świeżo otwartej puszki z przyjemnie chłodnym , orzeźwiającym napojem .
Ale ogonek jest cierpliwy - czeka , aż jego pani uda się do kuchni , a znużony pan zacznie przysypiać; wówczas szczwany amator poprawiających humor płynów dosiada się ostrożnie, i starając się nie obudzić utrudzonego gospodarza, lokuje się delikatnie na jego ręce, a potem , odczekawszy parę chwil , raczy się chmielową ambrozją – choć nie z eleganckiego szkła , to jednak z niezaprzeczalnym wdziękiem prawdziwej szczurkowej damy .
lubimy piwko :
http://images47.fotosik.pl/118/4e12e7617dc7e2fa.jpg
Oczywiście taka przyjemność nie może trwać wiecznie , bo albo pan się budzi , albo co gorsza – pani wraca z kuchni , podnosi niezrozumiały dla Szczurci raban i trzeba zaprzestać spijania smacznego trunku .
Najczęściej zresztą pan , jak to pan , okazuje się być miękkiego serca i cichaczem podsuwa puszkę pod rozsmakowany jęzorek , a wtedy Szczurcia odwzajemnia się uroczymi piwnymi całusami , składanymi z wdzięcznością jeden za drugim .
słodkie buziaki dla pana :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/12f ... fdac1.html
Rano po wyjściu pana obie jesteśmy na nogach ; Szczurcia sępi co nieco z ludzkiego śniadania , gdy już upora się ze swoją porcją z lekarstwem , wspólnie delektujemy się kawusią , a potem ogonek jak zwykle robi codzienny obchód włości . Ja mam coś do zrobienia poza pokojem , więc muszę pozostawić niunię na chwilę samą , ale – żeby jej się nie nudziło , zostawiam na pastwę Szczurci jej sztuczną koleżankę , myszkę . W zabawie Szczurcia ma we zwyczaju przytrzymywać uciekającą mysz za ogon ; obecnie nastręcza to pewnych trudności , co tłumaczy poniższe zdjęcie :
Szczurcia i myszka :
http://images37.fotosik.pl/114/1673cf0742df1d17med.jpg
W kuchni krzątam się bez zwłoki , aliści co i rusz od pochłaniających mnie obowiązków odwraca moją uwagę mała sylwetka na podłodze ; to Szczurcia , która stoi w pozycji wyprostnej obok łóżka i wykonuje takie ruchy pyszczkiem , jakby poszczekiwała na coś – na kogoś ; nic jednak nie słychać i w końcu , zaintrygowana , udaję się do pokoju i podchodzę bliżej nieco , aby się lepiej przyjrzeć .
A jest u nas w domu tak , iż TŻ ma we zwyczaju odkładać sobie butelkę ze Staropolanką blisko łóżka , aby móc po nią sięgnąć i się napić .
Przy owej butelce Staropolanki stoi teraz nasze słonko i raczy się niegazowaną mineralną , która cieniutkim ciurkiem tryskającym z wygryzionego mikro – otworu wlatuje prosto do pyszczka sprytnej ciurki .
Póki co , zabezpieczam ten zorganizowany przez Szczurcię podajnik i odwrócony do góry dnem umieszczam w jakimś naczyniu , następnie wycieram nieco mokrą w tamtym miejscu podłogę . Szczurcia zaś wyziera zza mebli i wcale nie wygląda na zadowoloną .
zabierają taaki fajny podajnik wody ! :
http://images43.fotosik.pl/118/8b96b713727b5bc2med.jpg
Żeby nie było ,że jestem całkiem bez serca , daję jej do picia coś innego , co lubi i pije jak zwykle bardzo chętnie – bananowego Kubusia .
pić się chce :
http://images41.fotosik.pl/114/b81f45390b500f52med.jpg
Czasem , by nie drażnić lwa , któreś z nas całkiem po prostu zjada gdzie indziej coś , co nie jest przeznaczone dla ogonka ; bynajmniej nie dlatego , by ktokolwiek czegoś jej żałował – wiadomo , szczurki lubią jadać zwłaszcza to , czego jadać naprawdę absolutnie nie powinny.
Wraca potem taki sknerus do pokoju , a Szczurcia obwąchuje uważnie jego dłonie , palce i – na koniec – usta , nie dając się robić w konia . Zwłaszcza w tym ostatnim miejscu usiłuje odzyskać dla siebie chociaż odrobinkę tego , czego jej pożałowano . Aby zminimalizować jej żal , a jednocześnie uchronić się przed grożącym z jej strony mało delikatnym przeglądem jamy ustnej , ofiarujemy ciurce mały , szeleszczący i pachnący obiecująco drobiazg .
Nie dane nam jest jednak zobaczyć wyrazu jej pyszczka , gdy go rozpakowuje , jako że ogonek odwraca się pleckami do aparatu , tak więc trzeba zaczaić się z drugiej strony , żeby zrobić fotkę Szczurci z kruchymi ciasteczkami .
chyba pachnie jedzonkiem :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/721 ... 97289.html
czyżby prezent dla mnie ? :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d9e ... 86eda.html
lubimy ciasteczka :
http://images45.fotosik.pl/118/e0e2ffce1dd7e60e.jpg
Czasami Szczurcia ma ochotę pobyć sama i nie bardzo wtedy lubi , gdy się jej przeszkadza .
Demonstruje to jednak w sposób , który nieodmiennie urzeka nas i zachwyca , zarazem prowokując do zakłócania owego żądanego przez nią świętego spokoju .
Mianowicie Szczurcia wskakuje do wnętrza wersalki w miejscu łączenia obu jej połówek , gdzie na zewnątrz tapicerka układa się w śmieszną fałdę ; wykłada się tam jak w hamaczku w płótnie spajającym te brzegi w środku . Kiedy któreś z domowników zaczyna ją niepokoić werbalnie , wkłada dłoń do otworu czy choćby postukuje w obudowę skrzyni , Szczurcia od środka chwyta za luźny fałd tapicerki , opuszcza go w dół i ….. zaciąga zasłonkę !
Nie trzeba chyba dodawać , że czasami musi to robić wielokrotnie , bo jacyś intruzi uparcie podnoszą zsuwaną przez nią materię w górę , za nic mając najbardziej nawet oczywiste zasady poszanowania cudzego spokoju .
Ogonek mści się za to , ponownie pastwiąc się nad listwą przypodłogową i próbując pogłębić rozpoczęty niegdyś podkop . Robi to przy tym zupełnie jawnie , zezując śmiesznie w naszą stronę i przerywając swój niszczycielski proceder tylko na chwilę , kiedy to raz jedno , raz drugie z nas nie wytrzymuje i fuka nań z oburzeniem . Nieuchronnie zjawia się na stanowisku demontażu , gdy tylko przestaniemy zwracać na nią uwagę .
Ale to akurat ma swój pozytywny finał ; TŻ bierze się wreszcie do pracy i rozwiązuje problem ostatecznie .
Zabawnie jest widzieć wówczas minkę Szczurci , która bezskutecznie usiłuje odnaleźć i wymontować śrubę , a kiedy dochodzi do niej , że łącznik ze ścianą w niezrozumiały sposób zniknął , usilnie stara się dokonać demontażu listwy ….
Nasza szczera i bardzo żywiołowa reakcja nie podoba się ogonkowi ; Szczurcia obraża się w sposób bardzo widoczny i demonstracyjnie znika nam z oczu . Dobrze , że nie czekałam zbyt długo , żeby jej podać lekarstwo , bo ogonek nawet nie fatyguje się z nocnymi odwiedzinami na wersalkę .
Przychodzi za to wcześnie rano następnego dnia i jest bardzo ożywiony , a ja mam niestety sporo pracy przy dokumentach do sporządzenia i mała wiercipięta bardzo mi przeszkadza .
Żeby nie było tak całkiem gorzko , robię sobie na osłodzenie mocny malinowy syrop i popijam go , siedząc jak kupka nieszczęścia przy komputerze .
W pewnym momencie , pomykając w poprzek stolika Szczurcia zatrzymuje się nagle jak wryta , chwilkę nadsłuchuje , a potem ucieka w popłochu przewracając po drodze szklankę z intensywnie czerwonym płynem . On zaś , co zresztą było do przewidzenia , rozległą plamą kładzie się na przygotowanych , niezapisanych jeszcze kserówkach i nieco mniejszą na kolejnej - szczęśliwie dla mnie niecałkowicie zapełnionej kartce . Prędko uprzątam bałagan , ale pozostawiam jedną kartkę , na której malinową barwą odcisnęły się śmieszne ciurkowe łapki .
Jej łapki zawsze mnie wzruszają .
A ciurka długo nie wychodzi z ukrycia , kiedy zaś w końcu wynurza się bez przekonania spod łóżka , wskakuje na pufę i tam zastyga w pozie , w jakiej widywaliśmy ją już wtedy , gdy była jeszcze całkiem nieduża , i wpatruje się ze strachem , ale i z widoczną uwagą w miejsce , które często ją niepokoi .
coś się tam czai …:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/d59 ... 27528.html
tam zawsze chyba było coś niedobrego…:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/26b ... 8ea60.html
Kiedy zbieram się już do pracy , Szczurcia kręci się w pobliżu i domaga pieszczot ; biorę ją w łódeczce dłoni na łóżko i nie bacząc , że czas wychodzić , tak długo smyram wargami po popielatoniebieskim futerku , aż z westchnieniem rozciąga się jak długa i przymruża ślepka .
Parę razy jeszcze przeciągam delikatnie dłonią wzdłuż całego ciałka i dopiero wtedy podnoszę się do wyjścia .
Cóż , nie będzie to pierwsze spóźnienie do pracy , i pewnie nie ostatnie .
Po powrocie nie mogę doprosić się ogonka o wyjście z domku , bezskutecznie nawołuję i kuszę smakołykami , w końcu poddaję się , nabieram na palec serka przemieszanego z Lakcidem i zbliżam do otworu w domku . Czuję dotknięcie mięciutkiego pyszczka i ogonek starannie zlizuje serek , ale nie wychodzi . Muszę raz po raz nabierać nabiału na palec i nęcić Szczurcię , zanim udaje jej się zjeść go do końca . Potem długo , za długo chyba , śpi .
Orientujemy się , że już się obudziła , kiedy ze stołu znika nam w pewnym momencie pozostawiony na chwilkę cukierek ; najwyraźniej ciurka jest zdania , iż zbytkiem słodyczy na ziemi jesteśmy nieszczęśliwi , i w swojej szczerej trosce postanawia nas choć troszkę od zbytku owego uwolnić .
Wieczorem , rezydując u pana na kolanach , jest nawet zaczepna i chętna do zabawy , ale wydaje się też wyglądać jakoś mniej zdrowo , niepokoi zwłaszcza prawe oczko . TŻ musi ją dość intensywnie namawiać na zjedzenie śmietanki z lekarstwem , a Szczurcia nawet nie próbuje dobierać się do jego posiłku . Długo natomiast pozostaje przytulona do jego twarzy, złakniona pańskich pieszczot i odpływająca z rozkoszy .
lubimy śmietankę :
http://images44.fotosik.pl/118/825a1e14d2bdcf9fmed.jpg
dobrze wtulić się w pana :
http://images39.fotosik.pl/114/5fa135017e917ae0med.jpg
Kolejny dzień przynosi znowu kłopoty z takim podaniem leku , żeby na pewno został zjedzony ; Szczurcia ma zdecydowanie mniejszy apetyt i za każdym razem trzeba ją namawiać na posiłek – nie zjada dużo , ale dokładam starań , aby za to jadła częściej .
Jest też senna i dostrzegam jeszcze wyraźniejsze przebarwienia przy oczkach ; chyba trzeba będzie przyspieszyć zaplanowaną kontrolę w lecznicy .
Robi nam się smutno i Szczurcia też jest markotna w naszych rękach , w naszych ramionach .
kojący dotyk :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ffe ... e576f.html
z panem raźniej :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/460 ... 90aa9.html
Następnego dnia ciurka znowu jest karmiona z palca , żeby mogła zaliczyć swój lek .
W ciągu dnia podsypia sobie na wersalce , schowana za poduszeczkami – blisko , a jednak w odosobnieniu . Daję jej kropelkę Echinacea , przy której oczywiście ożywia się domagając repety , i wycałowuję śliczny łepek ; po południu zamierzam skontaktować się z wetem i ewentualnie przyśpieszyć wizytę kontrolną , żeby niunię zbadał.
Ale w międzyczasie córka , hołubiąc ciurkę w swych ramionach , prostuje się raptownie i patrzy na nas , a my momentalnie wiemy , choć nie padło jeszcze żadne słowo , że Hannibal jest już u bram .
Po piętnastu dniach od zdiagnozowania narośli na nóżce jako niegroźnego następstwa
dawnego urazu łapki , na szyi Szczurci uwypukla się ropień , który można wyczuć pod palcami i który już się uwidacznia . Zgnębieni , po konsultacji z lekarzem i omówieniu wszelkich „za” i „przeciw” , ustalamy możliwy termin operacji .
W domu znów panuje nastrój smutku i przygnębienia .
z młodą panią :
http://images47.fotosik.pl/118/96d89e16a93a0810.jpg
http://images47.fotosik.pl/118/6d1e9439ae2a48e7med.jpg
przytul mnie :
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/74e ... 3418d.html
Bardzo chcielibyśmy uniknąć operacji dla naszej Szczurci , ale farmakologia sprawy niestety nie załatwi , szansę może dać tylko leczenie operacyjne . Nie można zwlekać zbyt długo , bo ropień , gdy zajmie żuchwę , uniemożliwi szczuruni gryzienie , a w końcu jedzenie w ogóle , nie mówiąc już o bólu , jaki zacznie odczuwać ; już teraz widać , że sięgający daleko w głąb ucha stan ropny daje się Szczurci we znaki . Ropień może też rosnąć do wewnątrz i utrudniać oddychanie . A udręki i cierpienia chcielibyśmy jej za wszelką cenę oszczędzić , więc przyznajemy rację lekarzowi ; szczurunia jest jeszcze taka młoda , nie możemy pozostawić jej bez pomocy i narażać na nieuchronną śmierć w cierpieniach .
Szczurcia ma dostać znieczulenie łączone , tak aby do minimum ograniczyć skutki narkozy , jednak mimo wszystko bardzo się znowu boimy o naszego ogonka .
Trzy dni pozostałe do operacji są pełne miłości podszytej strachem .
córka z ciurką :
http://images50.fotosik.pl/118/a9b175e2961d90a0med.jpg
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/ad4 ... 725d5.html
Choć jesteśmy zdjęci lękiem o Szczurcię , staramy się bardzo , aby naszych obaw nie odczuwała . Mimo znacznie słabszego apetytu raczej nie chudnie , gdyż dbam o to , aby – choć mniej niż zwykle – jadła za to częściej ; chciałabym , żeby do czasu operacji nie spadła z wagi i miała jak najwięcej siły . Wszyscy starają się być blisko Szczurci i dopieszczają ogonka , w zasadzie nie liczy się w tej chwili nic innego – zapytane , żadne z nas nie potrafiłoby prawdopodobnie powiedzieć , czego właśnie dowiedziało się z „Wiadomości” albo co miało na kanapce do kolacji . Wracając z pracy robię tylko szybkie konieczne zakupy i resztę czasu poświęcam naszej niuni , choć częściej znajduję ją schowaną w domku i biedactwo wzdryga się czasem przestraszone , gdy ostrożnie wkładam tam końce palców , żeby sprawdzić , czy jest w środku ciepły kochany kłębek . Właściwie większość pokarmu zjada z palca , którego jej podsuwam – czasami gdy je , mam wrażenie , że robi to bardziej dla nas , niż dla siebie … Ożywia się za to wczesnym wieczorem , kiedy jesteśmy już wszyscy w domu , pobawi się trochę z ludzką ręką i potarmosi pana za wąsy , co wyraźnie poprawia jej humor .
Nawet - ufna w siłę i moc swoich ostrych ząbków - próbuje rozpocząć nowy podkop przy drzwiach i wygryza na dobry początek spory kawał wykładziny .
No i oczywiście nadal wyrywa każdą higieniczną chusteczkę , która pojawi się w zasięgu jej zębów i łap . Zdaje się nie przeczuwać operacji , a my cieszymy się , że nie przechodzi na nią nasz strach .
W przeddzień zabiegu coś się zmienia . Szczurcia jest osowiała i sprawia wrażenie , jakby dokuczał jej ból ; niezbyt chętnie daje się brać na ręce , ale w widoczny sposób nie chce też zostawać sama w pokoju . Przywiera łapkami u wejścia do wersalki , opiera na nich swój pyszczek i przyzywa mnie smutnym spojrzeniem , któremu nie potrafię sprostać , więc tylko gładzę delikatny nosek Szczurci i drapię ją za uszkami .Gdy podnoszę się z kolan , ogonek patrzy zaniepokojony i wychyla się do połowy , jakby próbował mnie zatrzymać przy sobie , ale ja chcę jedynie wziąć aparat fotograficzny , choć niewiele już widzę przez zwilgotniałe nagle oczy i muszę pstrykać na wyczucie …
bądź ze mną ….
http://images39.fotosik.pl/114/942d83e2d970d66f.jpg
boli..:
http://images49.fotosik.pl/118/607fd4bd64f877fbmed.jpg
sprawdzam , czy wciąż tu jesteś ..:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/cbf ... 6da33.html
bądź tu ze mną..:
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/4d5 ... ec6c1.html
Kiedy kładziemy się do łóżka , Szczurcia przybiega do nas od razu i wspólnie spędzamy trochę niespokojną noc . Kiedy tak kładzie się przy moim udzie i trąca mnie noskiem w nogę , ponownie mam dziwne uczucie deja vu .
W dniu operacji wracam z pracy już w południe . W żadnej z mijanych po drodze aptek nie dostaję waniliowego Nutridrinka , który Szczurcia tak lubi , pozostałe potrzebne rzeczy czekają w gotowości z pękatą butelką Rivanolu na czele , niestety . Klatka jest czyściuteńka , wyłożona jałowymi tkaninami opatrunkowymi , podobnie transporter , w którym zamierzamy przewieźć ogonka po operacji Przygotowałam już też gruby ręcznik i kocyk do zabezpieczenia transportera przed chłodniejszym powietrzem podczas przenoszenia z gabinetu do auta . Czeka nas jednak trochę nerwówki , bo nie ma jeszcze pewności , czy dzisiejszy termin nie zostanie zmieniony z uwagi na kłopoty weterynarza z wcześniejszym przyjazdem do lecznicy .
Czas zajmuje mi Szczurcia i dopieszczanie jej ile wlezie ; dopilnowuję , żeby w optymalnym przed operacją czasie trochę podjadła , by później nie obciążać organizmu szczurka przed zabiegiem . Gdy w końcu niunia układa się przy mnie na łóżku , nucę jej najpiękniejsze kołysanki , jakie tylko znam , a ona wciąż nie ma dosyć .
Kiedy miłość szepce , rozum milczeć musi …
Córkę proszę , by zrobiła mi parę zdjęć z małą , ale Szczurcia nie jest wcale dobrze nastawiona do fotografowania się i poprzestaję na kilku fotkach . A Szczurcia chowa się w wersalce i zaciąga zasłonkę .
przed operacją :
http://images50.fotosik.pl/118/7ae0126717d18d90med.jpg
http://images50.fotosik.pl/118/582b5f4563fe0e35.jpg
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/6d7 ... e47c3.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/128 ... cc4a8.html
Po raz kolejny zgodnie z ustaleniami dzwonię do weta .
Gdy już właściwie trzeba zrezygnować z ustalonej na dziś daty , lekarz oddzwania z wiadomością , że już jest w drodze i pyta , czy damy radę teraz podjechać .
Jesteśmy zdenerwowani i z ulgą przyjmujemy tę informację , ciesząc się , że nie trzeba będzie czekać z operacją kolejnych trzech dni , bo taki ropień rośnie niestety naprawdę bardzo szybko . W drodze do lecznicy trafiają nam się chyba wszyscy najgorsi kierowcy świata , a ogonek niewzruszenie przygląda się im z wysokości mojego ramienia .
Po zbadaniu i zważeniu , przed uśpieniem Szczurci przytulam ją do siebie , całuję w kochany pyszczek i wychodzę z gabinetu pozostawiając niunię w ramionach TŻ z obawy , że się przy niej rozkleję . Wyszedłszy , mąż zapewnia mnie , że zastrzyk , jaki dostała , nie był bolesny i że szczurunia nie piszczała ; choć już otumaniona lekiem , podtrzymywana jego dłońmi gramoliła się ku niemu , aż wreszcie przytulona do jego serca westchnęła i usnęła z noskiem wtulonym w swojego pana .
Lekarz całkiem sensownie proponuje nam udanie się na spacer lub na zakupy .
Wybieramy to drugie , ale w okolicznych aptekach również nie mają waniliowego Nutridrinka i robi mi się smutno , bo wiem , że akurat to po operacji Szczurcia zjadłaby na pewno i z przyjemnością ; TŻ przypomina mi w porę , że są jeszcze inne apteki koło naszego domu i wieczorem można popytać .
Przychodzimy o umówionej godzinie i po kilku minutach z gabinetu wychodzi do nas doktor , ale nie prowadzi nas do Szczurci , tylko prosi o poczekanie jeszcze jakichś dwóch – trzech kwadransów , bo szczurunia jest jeszcze słaba , trochę krwi się tam sączyło podczas zabiegu , dostała potrzebne płyny ale on chciałby ją potrzymać troszkę pod tlenem .
Pamiętając aż za dobrze , jak ciężko się wybudzała , oczywiście będziemy czekać ile tylko będzie tego wymagał jej stan ; jesteśmy zaniepokojeni i smutni . Tak mi żal ogonka , że aż czuję ból w okolicach serca .
Po półgodzinie znów jesteśmy w poczekalni i nadsłuchujemy , kiedy nas zawołają , ale choć drzwi otwierają się , weterynarz nie wzywa nas ; przechodzi do sąsiedniego pomieszczenia i spędza tam parę chwil , by następnie wyjść i poprosić następną osobę w kolejce do gabinetu obok . Trwa to jakiś czas i zaczynam zaklinać niebo , żeby wszystko dobrze się skończyło ; nie mogę nic poradzić na łzy , które napływają mi do oczu i spływają po policzkach . Stojący obok nas ludzie jakby niczego nie dostrzegają .
W końcu weterynarz woła nas do gabinetu , a sam idzie po Szczurcię .
Malutka wygląda tak żałośnie z raną z boku szyi , niemrawo próbuje się podnieść , ale jest tak jeszcze słabiutka, że nawet niezbyt udaje jej się utrzymać uniesioną główkę . Węszy noskiem, więc podsuwam szybko ku niemu swoją dłoń , aby poczuła mój zapach i uspokoiła się . Słuchamy teraz uważnie , na ile tylko potrafimy , tego co mówi lekarz .
Szczurcia dostała prócz potrzebnych płynów także lek przeciwwstrząsowy , teraz trzeba jej zapewnić ciepło i spokój do całkowitego wybudzenia się , musimy zadbać o oczka , później podawać najpierw miękkie jedzonko i tak dalej . Szczęśliwa , przytulam twarz do naszego słonka i delikatnie całuję mały łepek .
Do domu dojeżdżamy dość szybko i umieszczam Szczurcię w klateczce na rozścielonym już wcześniej zapobiegliwie łóżku , w środku ma butelkę ciepłej wody . Ponawia wciąż próby chodzenia , ale nie daje rady i tylko przewraca się na słabych jeszcze łapkach . Staram się , żeby się uspokoiła i troszkę pospała , żeby wybudzać się wolniej , nie tracąc sił na te niepotrzebne, niezborne ruchy , które pozbawiają ją energii . Przemawiam doń cichutko i łagodnie , otulam miękką bawełną , podkładam trochę pod bródkę , żeby mogła mieć głowę nieco wyżej , i szczuruchna leży sobie spokojnie przez jakiś czas . W międzyczasie trwa gorączkowe przeszukiwanie forum w poszukiwaniu informacji dotyczących opieki pooperacyjnej nad szczurkiem , które mogły zostać przeoczone wcześniej .
Wkrótce niunia zaczyna się wiercić i uparcie podąża do drzwiczek klatki ; ponieważ nie będę od niej odchodzić , zdejmuję górę, poprawiam mający ją otulać materiał i uspokajam szeptem, by powstrzymać ogonka przed dalszym wędrowaniem , on jednak z całych sił prze naprzód do momentu , gdy jego łapki osiągają wnętrze mojej podstawionej dłoni . Dopiero wtedy zaprzestaje swoich wysiłków , i tak pół siedzę , pół leżę na łóżku przy Szczurci , dostrzegając coraz wyraźniej , jak wiele straciła sił , może w efekcie tego sączenia się krwi podczas zabiegu , może w wyniku działania narkozy , bo sama wziewna nie mogła wystarczyć w czasie trwania operacji .
Oddycha spokojnie , ale tak płyciutko , że w pewnym momencie , prawie pięć godzin od zabiegu , ogarnia nas przerażenie , że odeszła niepostrzeżenie , i w okropnym strachu nachylamy się nad nią . Jej oddech jest naprawdę słabiutki , ale żyje i nie widać symptomów bólu rany przy wybudzaniu się z działania znieczulenia . Boję się jednak i o ten oddech , i o małe serduszko , które nadal , choć tak słabo , bije w tym tylekroć walczącym z choróbskiem ciałku .
W pół godziny później Szczurcia nie wygląda ani trochę lepiej i konsultuję się z lekarzem .
Wiem , że zrobił co w jego mocy , ale niepokoi mnie stan ogonka , opisuję go i domagam się rzeczowych rad . Powtórnie zapewnia mnie , że szczurunia otrzymała wszystko , co było potrzebne po operacji w jej stanie , a teraz już wszystko zależy od jej kondycji , różnie może być z uwagi na to , co dotąd przeszła – najbliższe dwanaście godzin po operacji będą decydujące . W razie , gdyby było coraz gorzej , uprzedzi weterynarza w dyżurnej klinice , że może podjedziemy i powie , co mogą tam malutkiej jeszcze podać .
Ale…- mówi spokojnie i smutno – gdyby szczurunia nie dała rady , gdyby jednak odchodziła, to lepiej byłoby oszczędzić jej stresów przewożenia , przechwytywania przez obcych ludzi , nękania kolejnymi zastrzykami w tych ostatnich chwilach . Tu naprawdę , proszę mi wierzyć , nie można zrobić już nic więcej – dodaje zmatowiałym głosem .
W trakcie naszej rozmowy Szczurcia znowu wytęża siły , żeby znaleźć się na moich rękach , więc podnoszę ją wraz z całym okryciem oraz z owiniętą w tetrę butelką , przytulam , jak się kołysze w ramionach malutkie dziecko , i jestem gotowa siedzieć tak jeszcze te sześć albo i nawet dwanaście godzin – tyle ile tylko będzie trzeba .
A ona nie poprzestaje na tym – ostatkiem sił wyciąga się , kładzie przednie łapki oraz łepek na wewnętrznej stronie moich palców i czuję nacisk , jak w chwilach , gdy domaga się pieszczot ; gładzę te łapeczki po wierzchu i wtedy one rozluźniają się spokojnie , ja zaś pochylam się nad Szczurcią i przesuwam z czułością wargami po aksamitnym łebku – tak , jak lubi . Wciąż oddycha i czuję bijące serduszko , ale widać , jak z każdym kwadransem słabnie i , choć z trudem , porzucam myśl o szukaniu ratunku u pani doktor działającej w stowarzyszeniu pomagającemu szczurkom . W głębi zrozpaczonego i przerażonego serca przeczuwam , choć nie chcę się z tym pogodzić , że Szczurcię unosi fala , od której nie ma już powrotu …
Contra spem spero .
Pozostaję przy niej w bliskości tak dużej , jak tylko jest to możliwe , i w tej naszej bliskości , w sześć godzin od zabiegu , zaledwie trzy i pół miesiąca od pierwszej operacji , nasze słoneczko cicho przygasa .
Do końca , a potem jeszcze bardzo długo później , wciąż czuję dotyk jej ciepłych łapek na mojej dłoni .