Niedawno panny przyłączyły się do truskawkowego podwieczorku. Poprzednim razem, w ubiegły weekend, gdybym nie wiedziała że w domu są truskawki, padłabym trupem na widok ich prześcieradła za poduchami, całego na czerwono

Martini ma specyficzny sposób jedzenia truskawek: skubie i pluje ich maleńkim pesteczkami, dopiero potem poje nieco miąższu
ale gdy napotka na leżące nieopodal Toffifee, natychmiast zapomina o truskawkach

cała jest jednym pragnieniem znalezienia się wewnątrz pudełka, mało noska sobie nie złamie; wygląda momentami jak mała niebieska kapibara
Dochodzi do wniosku, że skoro nie może wejść do pudełka, należy je wobec tego wziąć ze sobą:
Kiedy pani udaremni próbę uprowadzenia czekoladek, ponownie zabiera się za konsumpcję słodkości na miejscu

daje jednak w końcu za wygraną i odchodzi...
... pocieszyć się czerwonymi witaminkami
Fini też miała ten witaminowo - czekoladowy dylemat.

Jadła sobie spokojnie owoc ...
... kiedy na jej drodze rozparło się, kuszące zdradziecko słodką czekoladową wonią pudełeczko ( aż oczy wytrzeszczyła biedulka na ten widok )
Wzgardzona truskawka legła sromotnie obok pyszniącego się swoim łatwym zwycięstwem pudełka, a Finlandia rozpoczęła swoje zmagania z krnąbrnym opakowaniem:
atakowała z góry...

... i z boku ...

... oraz centralnie
I ona równiez podjęła desperacką próbę przejęcia całości (która to próba spełzła na niczym)
I tak oto skromny, niepozorny czerwony owoc koniec końców święcił triumfy:
Obie panny były przy tym grzeczne i nie przepychały się nawet wówczas, gdy spotkały się razem przy kubeczku z truskawkami:
