Maurycuś się trzyma, ale jest bardzo słaby, szybko się męczy. Muszę go dokarmiać, przyjmuje tylko płynne rzeczy. Nie ma żadnych mechanicznych problemów z jedzeniem, po prostu brak mu sił.

Już raz było tak źle i z tego wyszedł, ale teraz boję się, że serducho zawodzi na dobre.
Przeniosłam Maurysia z Fenolinką do chorobówki. Oboje już oficjalnie są 100% głusi i ślepi, z tym, że Mauryś radzi sobie słabo, a Fenolinka fika, wspina się i chodzi na wybiegi, chociaż też jest słabsza, niż kiedyś. MauRyś jakoś teraz może kończyć trzy lata, Fenolcia na początku czerwca. Fenolka dobrze sobie radzi w dużym stadzie, ale Maurycek wymaga specjalnego karmienia, nie wytrzymywał konkurencji z pozostałymi. Fenolce dożywienie gerberkami i nutri nie zaszkodzi, a na pewno nie zje Rysiowi wszystkiego.
Ejka już formalnie jest psem terapeutycznym, a ja przewodnikiem psa. Zaliczyłyśmy już publiczny debiut na spotkaniu z osobami starszymi.

Ostatnio mniej się boi szczuruchów, wybiegi są znowu wspólne, póki Marcinek nie zdecyduje się zejść na podłogę. Niestety, ponieważ Ejka musi schudnąć*, pewnie jest bardziej głodna, niż zwykle, i zaczęła przeganiać ogony od swojej miski. Nie robi im krzywdy, po prostu odrzuca je nosem.
*
To efekt mieszkania u moich rodziców i dokarmiania przez mojego ojca. Psina utyła 1kg na tydzień pobytu, a ojciec nie daje sobie przetłumaczyć, że nie wolno jej tuczyć. Ostatnio, bez mojej wiedzy, nakarmił ją tak, że - pardon za dosłowność - zrzygała się z przejedzenia w czasie spotkania terapeutycznego. I jak jestem grzecznym dzieckiem, tak tamtego telefonu do ojca byście nie chcieli słyszeć.